Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#21 2017-07-12 19:50:06

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Wirus Mordercy

aqf6MkE.png

KLujbIH.pngZupełnie nie wiedziała, która już godzina, kiedy doczłapała do sypialni. Z trudem przebiła się pomiędzy ciałami dziewczyn i padła na swoje łóżko. Ruch ryzykowny - groził mdłościami i nagłym wyrzuceniem z siebie wszystkich wypitych niedawno płynów. Na szczęście nic takiego się nie wydarzyło. Nie myjąc się, ani przebierając, zasnęła niespokojnym snem.
KLujbIH.pngObudziły ją krzyki i zamieszanie, jakie zapanowało wokół. Podniosła się do pozycji siedzącej, widząc prawie wszystkie dziewczyny w progu i na korytarzu. Zakręciło jej się mocno w głowie. Przycisnęła rozgrzane dłonie do czuła, rejestrując podświadomie brak opaski. Znajome łupanie rozsadzało jej czaszkę. Wyklinając wszelkie istoty żywe i obiekty martwe, podniosła się i przecisnęła w tłumie. W ostatniej chwili dostrzegła, jak mundurowi ciągną Dumah. Zdjął ją strach - zaraził się? Dowiedzieli się o wypadku na wyprawie?
KLujbIH.png- Dumah?! - Własny głos rozdzierał jej podrażnione gardło. - Co się dzieje?!
KLujbIH.pngOczywiście nikt jej nie odpowiedział. Wredna służbistka, którą wszyscy darzyli odpowiednią dozą nienawiści, poczęła zaganiać ich z powrotem do pokojów. Ivy zaklęła, ale nie miała innego wyboru, jak wrócić na swoją pryczę i czekać.
KLujbIH.pngLeżąc na plecach i licząc każde uderzenie, jakie odczuwała w głowie, wpatrywała się w metalową piersiówkę, którą wcześniej trzymała w kieszeni koszuli. Przypominała sobie, ile było takich wieczór, ile takich poranków. Ten do złudzenia przypominał dzień pierwszej liceum, kiedy razem z "przyjaciółmi" ukradła auto. Pojechali zabrać z imprezy dziewczynę jednego z chłopaków, bo dostał cynk, że go zdradzała. Niewinna kłótnia przeszła w szarpaninę z nożem, bo chłopak nawciągał się kokainy. Poharataną siedemnastolatkę zawieziono do szpitala, ich na posterunek...
KLujbIH.pngZacisnęła mocno powieki, a dłonie na piersiówce jeszcze mocniej. Resztki wódki chlupotały wewnątrz. Gdy tylko mogła, jako pierwsza wstała, zabrała czyste ciuchy i poszła do łazienek. Tam wylała resztkę alkoholu do umywalki, a piersiówkę wyrzuciła do kosza. Po chwili zastanowienia jednak ją wyjęła i wsadziła w kieszeń spodni. Przełożeni nie mogli jej znaleźć.
KLujbIH.pngZimny prysznic trochę doprowadził ją do porządku, ale niewiele. Dawno nie piła, a tym bardziej tak dużo. Humoru nie polepszały jej siłowania z włosami, które próbowała rozczesać dobre pięć minut. Brak opaski również ją denerwował i pocieszała się jedynie myślą, że nie zgubiła przepaski na oko. Patrzyła teraz na nią smętnie, stojąc pod zakręconym już strumieniem. Tak jak codziennie, korciło ją, by wyrzucić przedmiot przez okno, ale oczywiście nigdy tego nie zrobiła, tak jak i tym razem.
KLujbIH.pngPonieważ nadal było wcześnie, darowała sobie jeszcze stanik i założyła podkoszulek na gołą skórę. Naciągnęła sprane i podziurawione (zdecydowanie nie fabrycznie) spodnie i po zostawieniu brudnych ciuchów w sypialni, poczęła przepytywać strażników - i inne osoby, które coś mogły wiedzieć - na temat Dumaha, ale jedyne, co zyskała, to informację, że badał go Houghton. Biorąc pod uwagę, ile czasu minęło, odkąd zabrali chłopaka, Ivy nie rozumiała, dlaczego nie powiedziano jej niczego bardziej konkretnego. Poirytowana, ruszyła do laboratorium. Wparowała tam, z impetem otwierając drzwi.
KLujbIH.png- Seth, gdzie-
KLujbIH.pngNatychmiast urwała, widząc innego doktora na jego miejscu. Obserwowała z narastającą złością, jak czarnoskóremu wykwita głupi uśmieszek na twarz.
KLujbIH.png- Gdzie znajdę doktora Houghtona? - zapytała zimnym, rzeczowym tonem.
KLujbIH.png- Wydaje mi się, że powinien być na strzelnicy. A w jakiej sprawie? Może mógłbym pomóc?
KLujbIH.png- Nie. Nie mógłby pan - warknęła, zatrzaskując za sobą drzwi. Ani Houghtona, ani morfiny.
KLujbIH.pngWsadzając ręce głęboko w kieszenie, wyczuła w jednej z nich gumkę do włosów. Ten promyk radości ze znaleziska na chwilę pozwolił jej zwolnić krok i skupić się na przewiązaniu grubych, niesfornych włosów. Przed wejściem na strzelnicę (wybudowaną prowizorycznie za salą gimnastyczną), wylegitymowała się swoim ID. Strażnik w mundurze i z bronią skinął jej głową, że może wejść. Aktualnie ćwiczyła tylko jedna osoba. Podeszła do boksu zdecydowanym krokiem i stanęła tak, by mężczyzna ją widział. Oddał jeszcze dwa strzały i miał szczęście, że nie więcej, bo była gotowa zedrzeć mu słuchawki z uszu. Nie była w nastroju do gierek. Nie po ostatnich wydarzeniach i nie na takim morderczym kacu.
KLujbIH.png- Gdzie jest Dumah? Trzymasz go nadal na tych swoich badaniach?
KLujbIH.pngFacet chyba obrał sobie za cel zdenerwowanie jej, bo powolnymi, niespiesznymi ruchami opuścił ręce i zabezpieczył broń i dopiero wtedy odpowiedział:
KLujbIH.png- *Jak widać.
KLujbIH.pngMusiała parę razy zacisnąć i rozluźnić pięść, by nie wybuchnąć.
KLujbIH.png- Po jaką cholerę? Nie jest chory.
KLujbIH.png- *Może zgłoś swój niezwykły radar komuś z góry? Widzę, że tobie idzie szybciej z rozpoznaniem, niż mi.
KLujbIH.png- Może tak zrobię - warknęła, szybko wyrywając mu broń z ręki i rzucając ją na bok. Zignorowała jego zerknięcie na wejście, gdzie drugi strażnik dłubał w paznokciach. - Jak długo zamierzasz go tam męczyć? Chłopak i tak ledwo się trzyma, nie potrzebuję, żebyś go dręczył swoimi eksperymentami i zbędnymi badaniami.
KLujbIH.pngNim skończyła mówić, Seth złapał ją mocno za nadgarstek i przysunął się bliżej, a ona powstrzymała się przed skrzywieniem. Nie pierwsza taka historia.
KLujbIH.png- *Wolisz, by towarzysz broni rzucił ci się na plecy, bo posłuchałem twoich dziecinnych wyrzutów i wypuściłem go bez zbadania?
KLujbIH.pngDziewczyna zacisnęła usta, czując, jak krew napływa jej do twarzy ze złości. Nie dość, że starał się ją poniżyć, podkreślając jej młody wiek, to przekręcał jej słowa.
KLujbIH.png- Wiem, że widzisz w ludziach tylko zlepek syndromów, objawów i potencjalnych próbek, ale na ostatniej misji nie rzucił mi się na plecy, tylko uratował mi tyłek. I teraz płaci tego cenę. - Wyrwała się nagłym szarpnięciem, ale nie cofnęła się. Nim powiedziała za dużo, dodała, dusząc w sobie pokłady agresji: - Wiem, że nie musisz go tyle trzymać, Seth. Ma problemy. Dopilnuję nawet, żeby poszedł do psychologa.
KLujbIH.pngNa to on zmrużył oczy i zaczął przyglądać się jej uważnie.
KLujbIH.png- *Trzęsą ci się ręce - oświadczył cholernie spokojnym, a przy tym oskarżycielskim głosem.
KLujbIH.pngIvy uniosła brew, zbita z tropu i coraz bardziej zdenerwowana jego niewzruszoną postawą.
KLujbIH.png- Co?
KLujbIH.pngDoktor chwycił ją znów za ręce, wnętrzem dłoni w górę, studiując jej zgięcia, jak pielęgniarka żyły przed pobraniem krwi.
KLujbIH.png- *Wyszłaś szukać morfiny, Ivy? Co ty tu robisz o tej porze?
KLujbIH.pngI wciąż ten pieprzony ton. Na samo słowo "morfina" jej oddech przyspieszył, ogarnęło ją doskonale znane poczucie winy i wstyd, które ukryła za maską złości. Potrzebowała chwili, by zebrać myśli. Głos Setha, to, co mówił i cała ta sytuacja - nie było to dla niej nic nowego. Po prostu dotyczyło dla odmiany innej używki.
KLujbIH.png- Nie wiem, o czym mówisz - mruknęła w końcu, próbując się bezskutecznie wyswobodzić, bo Houghton trzymał ją w żelaznym uścisku.
KLujbIH.png- *Kłamiesz - powiedział już ostrzej. Widziała, że zaczynał tracić to swoje całe opanowanie. - Kradniesz zapasy morfiny już od jakiegoś czasu. Sprzedajesz, czy sama ćpasz? Można teraz w ogóle polegać na twoich osądach?
KLujbIH.pngOstatnie słowa poczuła, jakby wypluł jej w twarz. Zabolały z jednej prostej przyczyny - wiedziała, że były prawdziwe. Gdyby nie jej stan na ostatniej misji, może tamten chłopak by żył. Na ile to kwestia narkotyku, a na ile jej kiepskiego samopoczucia psychicznego - tego już nie wiedziała. Nie chciała się dowiadywać.
KLujbIH.pngW końcu się wyrwała i odepchnęła Setha.
KLujbIH.png- Nie wszyscy mają ten luksus, że mogą pracować za biurkiem, doktorku - wysyczała wściekle, broniąc się jak ranny drapieżnik. - Niektórzy z nas muszą wychodzić tam, na zewnątrz, i mierzyć się z tym popierdolonym światem! Poprowadziłam już niejedną wyprawę, tak jak poprowadziłam dwójkę dzieciaków na śmierć, bo rozpoznałam symptomy choroby. Więc pytasz mnie, czy można polegać na moich osądach?! Zapytaj tych, których razem z pozostałymi obroniłam, którym przynieśliśmy jedzenie i którzy, kurwa, w ogóle mają tą morfinę dzięki mnie!
KLujbIH.pngSeth uciszył ją, bo strażnik zerknął w ich stronę, a potem pokręcił głową i zaśmiał się drwiąco, drażniąc ją jak byka czerwoną płachtą.
KLujbIH.png- *Nie targujmy się co do zasług. Bierzesz morfinę, którą tak dzielnie zdobyłaś? I działasz pod jej wpływem?
KLujbIH.pngIvy gotowała się ze złości na traktowanie jej jak dziecka i ten pobłażliwy ton, a także w tym momencie przesadzone oskarżenia. Nim zdążyła się obronić, że nigdy by nie wyszła na misję pod wpływem czegokolwiek, mężczyzna kontynuował tyradę:
KLujbIH.png- *Ogarnij się, dziewczyno. Jestem patologiem, nie psychologiem. Jeśli masz problemy, idź z nimi do psychologa, a nie zamiatasz to pod dywan, inaczej po prostu cię zgłoszę.
KLujbIH.pngPo tych słowach ruszył w stronę wyjścia, zostawiając ją w stanie sięgającym zenitu wkurwu. Po chwili wylegitymowała się znów przed strażnikiem i dogoniła Setha.
KLujbIH.png- Jak na patologa to dużo pierdolisz jak psycholog. I wiesz co, Seth? Pierdol się. - Szła z nim szybkim krokiem ramię w ramię, a te parę osób, które mijali, rzucało im dziwne spojrzenia. - Ta blond lala nie powie mi niczego, czego już nie wiem. Uzależniam się. To choroba. Nauczyłam się z nią żyć i ją kontrolować. - Przegnała z głowy głos ze spotkań AA, który twierdził coś zupełnie przeciwnego.
KLujbIH.png- *Jakaż ty uzdolniona, Ivy. Mierzysz się z tym popierdolonym światem. Heroicznie walczysz ze swoją naturą. Samodzielnie rozpoznajesz Zarażonych. Potrafisz nawet dokonać autoterapii. Dałbym ci medal, ale niestety jestem tylko pracującym za biurkiem patologiem, który i tak nie widzi w ludziach nic ponad ich schorzenia.
KLujbIH.pngRees wybiegła i zastąpiła mu drogę, nim wszedł do gabinetu.
KLujbIH.png- Jaki ty masz problem, Seth? Za mało świeżego powietrza? O to chodzi? Marzy ci się trochę adrenaliny?
KLujbIH.png- *Ivy, moja droga. To nie ja mam problem.
KLujbIH.png- Nie tak to brzmi - mruknęła, bardziej do siebie.
KLujbIH.png- *Za to ty stanowczo go masz, choć działając tak głupio jak dotąd, bardzo ci blisko do pozbycia się wszelkich problemów.
KLujbIH.pngNa te słowa uderzyła go nagle w pierś, nie mogąc dłużej tłumić w sobie złości.
KLujbIH.png- Myślisz, że mogłabym się zabić?! Od tygodni siedzę w tym twoim śmierdzącym domestosem laboratorium, czekając, aż cię olśni, czy ja w ogóle umieram czy nie, bo chcę kurwa żyć, a ty myślisz, że zdechnę od morfiny?! - Wyrzuciła w górę ręce. - To jedyne, co mnie teraz trzyma przy życiu, do kurwy nędzy! Dumah nie weźmie ani kropli, więc wylądował teraz na tych pierdolonych badaniach, bo mu się we łbie przewraca! Myślisz, że ta pożal się Boże psycholożka mu pomoże?! Albo mi?! Większość życia miałam do czynienia z takimi ludźmi! Na gówno się zdają! "Może pomedytuj, Ivy?" - zajebiście profesjonalna rada dla choleryka: pomedytuj! - Zacisnęła pięści, a potem rozczapierzyła palce, wydając z siebie nieokreślony dźwięk wściekłości. Przez chwilę machała rękami, nie wiedząc, czy je skrzyżować, wsadzić w kieszenie czy walnąć nimi w ścianę. W końcu zdecydowała się na opcję numer jeden. - Myślałam, że ty jeden mi pomożesz - wywarczała, patrząc gdzieś w bok.
KLujbIH.pngDoktorek, swoim pieprzonym zwyczajem, bez słowa wyminął ją i otworzył drzwi gabinetu, ale nie podszedł do biurka. Stał i trzymał dłoń na klamce. Odwróciła się do niego z irytacją, wchodząc do środka.
KLujbIH.png- Teraz zamierzasz mnie ignorować?
KLujbIH.pngPo raz kolejny nic nie odpowiedział, zamiast tego zaczął przekładać różne duperele na blacie z miejsca na miejsce, układając je w jakimś pieprzonym porządku, aż myślała, że podejdzie i wywróci wszystko do góry nogami. Powstrzymały ją przed tym jego słowa.
KLujbIH.png- Po prostu się martwię - burknął tak cicho, że ledwo go usłyszała.


Often

KLujbIH.pngDłuższą chwilę patrzyła na niego, utwierdzając się, że na pewno usłyszała to, co wydawało jej się, że dotarło jej uszu. Potem kopnęła drzwi i przekręciła klucz od środka. Seth poderwał głowę i spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. Wyminęła jego biurko i stanęła przed nim, tak blisko, że przy głębszym oddechu zetknęliby się ciałami. Była wysoka jak na dziewczynę, ale Seth i tak przewyższał ją prawie o głowę. Patrzyła mu prosto w oczy, czekając, aż wszystko z nich wyczyta. Dopiero wtedy pchnęła go na ścianę i pocałowała.
KLujbIH.png- Ivy, chyba nie powinniśmy-
KLujbIH.pngNie zdążył dokończyć, bo syknął z bólu, gdy ugryzła go w wargę. Rees rozpinała jego koszulę, podczas gdy on cofał ją z powrotem pod biurko. Tam oderwali się od siebie na chwilę, by złapać oddech, a ona wykorzystała to, by zrzucić najbliżej stojące przedmioty z blatu na ziemię. Zdjęła z siebie koszulkę, odsłaniając nagie piersi. Seth nachylił się, złapał ją za uda i podniósł, by usadzić na biurku. Prawie nie przestając się całować, pozbyli się pozostałych części garderoby.
KLujbIH.pngKiedy w końcu oplotła go nogami - co wydawało się trwać wiecznie, odkąd zamknęła drzwi - i dłońmi błądziła po jego ciele, przemknęło jej przez myśl, że nigdy nie robiła tego na biurku. Ani ze starszym facetem. Ani w czyimś gabinecie. Te przemyślenia sprawiały, że robiło jej się jeszcze goręcej. Czuła, jak pot kropli się na jej karku, czuła przyspieszające tętno, coraz cieplejsze ciało kochanka. Wyraźniej odczuwała na plecach muśnięcia swoich włosów przy każdym jego ruchu. Zaczynała wierzyć, że wiek jednak przekładał się też na doświadczenie. Wplotła palce w jego włosy, starając się być cicho. Nie miewała z tym raczej wcześniej problemów. Nie pomógł jej, gdy pchnął jej tors na biurko, dłonie zaciskając to na biodrach, to piersiach. Przytrzymywała się skraju blatu, mocno zaciskając na nim palce i dysząc ciężko. A kiedy nadszedł moment, gdy wygięła plecy w łuk, nie powstrzymała się i jęknęła. Chwilę potem Seth nachylił się nad nią i poczuła podmuch jego westchnienia na szyi. Przycisnęła jego głowę do swojej klatki i chwilę tak leżeli, wyrównując oddech, aż Ivy ześlizgnęła się z biurka i nałożyła na siebie bieliznę, a potem koszulkę.
KLujbIH.pngByła zła, że nie udało jej się zachować ciszy, bo w ten sposób czuła się, jakby miał nad nią przewagę. Potrafiłaby jednak o tym zapomnieć, gdyby nic nie powiedział, zważywszy na to, jak dobrze jej było.
KLujbIH.pngNie zakładając jeszcze spodni, usiadła w fotelu i zarzuciła nogi na oparcie.
KLujbIH.png- Masz fajki?
KLujbIH.pngBez żadnego sprzeciwu poza krótkim spojrzeniem, wyjął z szuflady paczkę papierosów i jej rzucił.
KLujbIH.png- I ognia.
KLujbIH.pngDoktor wymacał swoje ciuchy i pokręcił głową. Ivy wywróciła oczami i wyciągnęła zapalniczkę ze swoich spodni.
KLujbIH.png- Zawsze nosisz ze sobą zapalniczkę w spodniach? - zapytał ją, sam po chwili wahania wyciągając papierosa i wysuwając go w jej stronę.
KLujbIH.png- Profesja zobowiązuje - powiedziała z chytrym uśmiechem, odpalając im obu. Zaciągnęła się błogo dymem po francusku. - Chyba nie paliłam od Dnia Apokalipsy.
KLujbIH.png- O, ironio.
KLujbIH.png- Wiesz - zagadnęła, ignorując jego lekko zgryźliwy tekst. - Jak cię to pocieszy, nigdy wcześniej nie brałam żadnych narkotyków.
KLujbIH.png- Naprawdę powinnaś pójść do psycholog.
KLujbIH.png- Nie mogę - odparła, wstając i przysiadając na parapecie. Zaczynała dochodzić pora śniadania.
KLujbIH.pngSeth westchnął.
KLujbIH.png- Mówiłem poważnie, że cię zgłoszę.
KLujbIH.png- Powinieneś - odpowiedziała zupełnie spokojnie, chyba go tym zaskakując. - Jeśli będę chciała pójść na misję w stanie nieodpowiednim lub mi odbije, powinieneś to zgłosić. - Zeskoczyła na ziemię. - Tymczasem ja nad tym zapanuję.
KLujbIH.pngDoktor patrzył na nią dłuższą chwilę, aż stwierdził, że ciągnięcie tego tematu nie ma większego sensu, dopóki ona sama nie dojdzie do wniosku innego, niż aktualny.
KLujbIH.png- Chcesz zobaczyć, co z Dumah?
KLujbIH.pngPokiwała głową. Zaczęli się ubierać, ale nim wyszli, Ivy zatrzymała się w progu i powiedziała:
KLujbIH.png- Dla jasności - to nie było nic więcej poza tym, czym było. Nie myśl sobie za wiele, bo i tak ledwo się tam pomieściliśmy z twoim ego. - Poczęstowała go złośliwym uśmiechem i wyszła na korytarz.
KLujbIH.png- To twój chłopak, że się tak martwisz? - zagadnął beztrosko Seth, gdy zamknął swój gabinet.
KLujbIH.pngPokazała mu jedynie faka, nie kłopocząc się odwróceniem w jego stronę.

KLujbIH.png- To są twoje badania? Przecież to jakieś pieprzone pranie mózgu!
KLujbIH.png- Nie bądź wulgarna.
KLujbIH.pngPosłała mu mordercze spojrzenie, od którego dawniej pierzchały wszystkie dzieciaki, co miały czelność dzwonić do jej drzwi w Halloween. Serwowała im najlepszą noc duchów. Nie potrzebowała nawet psa do szczucia, tak jak sąsiad.
KLujbIH.png- Słuchaj - westchnęła, pocierając czoło. - Śnią mu się wydarzenia z początku Apokalipsy. Rodzina. Ostatnie wydarzenia mu o tym przypomniały i chłopak teraz fiksuje. Potrzebuje leków, a nie badania fal mózgowych, czy co to tam zbiera. - Machnęła ręką w stronę zgromadzonego sprzętu. - Poza tym, czy to w ogóle twoja specjalizacja?
KLujbIH.png- Nie, ale najwyraźniej twoja. Nie mówiłaś, że studiowałaś medycynę - odparł zgryźliwie mężczyzna.
KLujbIH.png- Nie mówię, że się znam na tym gównie. Mówię, że są pewne priorytety. Dumah jest jednym z lepiej wyszkolonych młodych, potrzebuję go na nogach jak najszybciej...
KLujbIH.png- Patrzysz krótkodystansowo, Ivy. - Przerwał jej. - Chodź. - Poszli do laboratorium. Tam powitał ją znów głupi uśmieszek chirurga.
KLujbIH.png- Nic, kurwa, nie mów - wycedziła, celując w Howella palcem, na co on ze śmiechem uniósł dłonie.
KLujbIH.png- Ktoś tu wstał lewą nogą, widzę...
KLujbIH.png- Mi to mówisz? - mruknął Houghton.
KLujbIH.png- A ty przegapiłeś guzik.
KLujbIH.pngDrugi doktor wyszczerzył zęby i coś jeszcze mówił do towarzysza, który teraz sprawdzał, jak zapiął koszulę, ale Ivy już nie słuchała. Patrzyła na aparaturę, która, jak mniemała, zapisywała na bieżąco odczyty.
KLujbIH.png- Spójrz. - Seth wskazał maszyny. - Jeśli lunatykuje, będę wiedział. Jeśli to choroba, może też. Jeśli to jeszcze coś innego, też się dowiem.
KLujbIH.pngWtedy zaczął się rozgadywać o tym, czym było EEG, na czym polegało, co mu dawało i co mogło im to przynieść względem Wirusa. Ivy nie była typem osoby, która zbierała dane i potem czekała godzinami, dniami i latami na wyniki. Wolała natychmiastowe rezultaty. Bum. Nie ma ściany. Bum. Nie ma głowy.
KLujbIH.png- Dobra, dobra, whatever. Wszystko to wybitnie ciekawe, ale już pora śniadaniowa, a ja jestem zajebiście głodna. - Zasalutowała mu kpiąco. - Do zo, doktorku. - Drugiego, który nadal suszył paszczękę, zignorowała.
KLujbIH.png- Wiesz, to niebezpieczne, obrażać jedynego chirurga w placówce! - zawołał jeszcze tamten, nim zamknęła drzwi.

KLujbIH.pngLedwo usiadła ze swoją tacą przy stole, a dosiadł się do niej mundurowy - nie wojskowy, a jeden z tych, co nosili ciuchy ochroniarzy; mówili na nich Strażnicy, chociaż zajmowali się nie tylko patrolami i staniem przy drzwiach. Doskonale znała tego, co do niej dołączył. Mokry sen połowy tutejszych nastolatek - błękitnooki, czarnowłosy, o ciele młodego Boga - Harry Styles.
KLujbIH.pngTak przynajmniej ona na niego wołała, na co on się denerwował:
KLujbIH.png- Szacunku trochę!
KLujbIH.png- Wiesz, że gdybym chciała, to bym mogła nosić ten sam mundur, co ty?
KLujbIH.png- Ale nie chcesz i tym się różnimy.
KLujbIH.png- Nie, myślę, że główna różnica pomiędzy nami jest taka, że nie marnuję czasu na układanie włosów i nie pukam niepełnoletnich po kątach. Mam nadzieję, że się chociaż zabezpieczasz...
KLujbIH.pngOgólnie rzecz ujmując - nie lubiła się z Harrym Stylesem aka Nickem Bayley'm. Nienawiść wzmagały treningi, jakie jej serwował. Odpłacał się za każdy tekst, ale nigdy żadnego nie żałowała. Głupie dziewczynki widziały w nim seksi badboya, co potrafił się zachować po dżentelmeńsku (gdy chciał którąś zaliczyć), zaś Ivy dostrzegała jedynie żałosnego desperata i osobę z niedoborem zdrowego rozsądku bądź przeorganizowanymi priorytetami.
KLujbIH.pngI tym razem widocznie nie cieszył się na ich spotkanie.
KLujbIH.png- Witaj, Harry. Dobrze, że przybyłeś, aby doprawić ten zjebany dzień. - Poczęstowała go swoim najszerszym uśmiechem.
KLujbIH.png- Daj se siana, młoda. Czikita jest chora, masz ją zastąpić na treningu.
KLujbIH.png- Chora? Zaraziła się?
KLujbIH.png- Tak, rzeżączką.
KLujbIH.png- Niemożliwe. Spała z tobą?
KLujbIH.pngHarry spojrzał w bok, próbując opanować mimikę.
KLujbIH.png- Czemu ty nie możesz jej zastąpić? Nie jestem trenerem.
KLujbIH.png- Bo szkolą mnie do wyjścia w teren.
KLujbIH.pngRees aż się zachłysnęła popijanym mlekiem truskawkowym.
KLujbIH.png- Że co kurwa?! Oszaleli?
KLujbIH.png- Zdałem już testy - oznajmił, dumnie wypinając pierś. - Zostało mi szkolenie praktyczne.
KLujbIH.pngIvy oparła głowę na dłoni.
KLujbIH.png- Pierdolę. Brakuje tylko doktorka do składu. Muszą mieć niezłe niedobory w składzie...
KLujbIH.pngHarry zabrał swoją pustą już tackę i wstał.
KLujbIH.png- Ej, czekaj! Styles! Ty tak poważnie? - Zerwała się z krzesła. - Nigdy nie miałam do czynienia z bachorami!
KLujbIH.pngNiestety Nick miał ją w dupie i nawet nie poczęstował jej zwyczajowym fakiem. Dziewczyna opadła zrezygnowana na tyłek i pokręciła głową. Ten dzień z godziny na godzinę robił się coraz gorszy.

KLujbIH.pngIvy przejrzała półki w prowizorycznej szafce nocnej (kawały krzywo zespawanych metali), a potem przetrząsnęła dokładnie pościel, a nawet i materac, chociaż przed wyjściem na śniadanie idealnie je zaścieliła. iPod zniknął.
KLujbIH.pngOdetchnęła głęboko i powoli, nim podniosła głowę ze wściekłym wyrazem twarzy,
KLujbIH.png- Która z was, pierdolonych kleptomanek, zajebała mojego iPoda? I słuchawki? - Rozejrzała się po pomieszczeniu i patrzyła, jak niektóre dziewczyny wbijają uparcie wzrok w różne przedmioty, a inne uciekają spojrzeniem. - Jak nie chcecie znaleźć trotylu pod łóżkiem, to lepiej mi powiedzcie - dodała groźnie, częstując je uśmiechem. - I oby szybko, bo mi się spieszy. Bombka na jedną z was chucherek nie wymaga dużo wysiłku. - Odwróciła się nagle i wycelowała palcem w czarnowłosą laskę o talii osy, która codziennie biegała kilometry. - Twoja sprawka? Przysięgam, że jak-
KLujbIH.png- Och, skończ tą szopkę - warknęła na nią typowa gotka, a przynajmniej to, co z niej pozostało ze starych, dobrych czasów. - Marienne go zwędziła. Nawet nie masz do niego baterii.
KLujbIH.png- Jeszcze - syknęła na nią, a potem podeszła do łóżka wspomnianej dziewczyny i wywróciła je do góry nogami, robiąc tonę hałasu. iPod potoczył się po podłodze. - Szmata - mruknęła pod nosem, zabierając urządzenie. Strażnik zajrzał do ich pokoju i zmarszczył brwi na pobojowisko, jednak był już obeznany z tutejszymi temperamentami, więc zaraz ruszył dalej.
KLujbIH.pngPrzerzuciła kabelek przez szyję, poprawiła włosy, związując je mocniej, niż poprzednio. Westchnęła, a potem poszła na salę gimnastyczną. Dzieciaki stały lub siedziały w rozsypce, rozmawiając głośno. Przedział wiekowy gdzieś jedenaście-czternaście lat. Skrzywiła się kwaśno i włożyła słuchawki do uszu.
KLujbIH.png- May I have your attention please? - zawołała, stając przed nimi.
KLujbIH.png- Will the Real Slim Shady please stand up?! - wykrzyknął jakiś chuderlawy chłopiec z połową twarzy oblepioną bandażami. Ivy wbiła w niego wzrok.
KLujbIH.png- Jak nie chcesz mieć z całego ryja pokazu artystycznego pielęgniarki, to zasznuruj usta. A teraz ustawcie się porządnie i słuchać. - Przez chwilę banda patrzyła po sobie lekko skołowana. - Tak, dali wam Bombową Ivy na zastępstwo. Ruchy!
KLujbIH.pngWszystkie dzieciaki jak jeden mąż stanęły w dwuszeregu i odliczyły, chociaż ich o to nie prosiła. Wywróciła oczami na te psie sztuczki.
KLujbIH.png- Ani ja tu nie chcę być, ani wy mnie tu nie chcecie, ale nikogo to nie obchodzi. Robicie, co każę, nie mniej, nie więcej. Jak mówię sto pompek, nie robicie dziewięćdziesiąt dziewięć, nie robicie ich sto jeden, bo nie umiecie policzyć do pierdolonej liczby sto. Jak nie będzie sto, to robicie kolejne sto, aż nauczycie się skupiać na liczeniu pieprzonych pompek. Bo jak nie podołacie temu, to jak chcecie w kryzysowej sytuacji zliczyć wrogów lub ilość nabojów, jakie macie przy sobie? A ile wam potem zostanie? MATEMATYKA RATUJE WASZE GÓWNO WARTE ŻYCIE. - Tu na chwilę przerwała, zastanowiła się. - Okej, żartowałam. Jesteście przyszłością narodu, strzeżecie ludzkiego gatunku, bla, bla. - Zerknęła przez okno. - Ładna dziś pogoda, idziemy na dwór, zrobicie dwadzieścia kółek na rozgrzewkę. Raz, dwa! Nie chcecie, żebym się powtarzała. Już!
KLujbIH.pngGodzinę później patrzyła, jak bachory robią przysiady i starała się odliczać każdemu, kto dobrze go nie wykonał lub się ociągał.
KLujbIH.png- Ej, ty, Czarny! Masz już dziesięć w plecy! Wszystko liczę!
KLujbIH.png- To rasistowskie - wypomniała jakaś dziewczynka piskliwym, wystraszonym głosikiem.
KLujbIH.pngIvy stanęła przed nią, na co ona się wyprostowała.
KLujbIH.png- Kazałam ci przestać?
KLujbIH.pngGdy wątła dziewczynka wznowiła robienie przysiadów, Ivy jej wtórowała z lekkością godną kogoś, kto przetrwał wybuch Apokalipsy i od czasu znalezienia się w placówce regularnie ćwiczył.
KLujbIH.png- Wiesz, jaką twój czarnoskóry kolega nosi koszulkę?
KLujbIH.png- Krótką....? - odpowiedziała niepewnie, wystraszona.
KLujbIH.png- To się nazywa bezrękawnik - warknęła Rees z irytacją. - I nie w tym rzecz. Jego koszulka jest czarna. A wiesz, jaki twoja ma kolor, Biała?
KLujbIH.pngBachor o latynoskich korzeniach spojrzał w dół, by upewnić się, że założył tego dnia białą koszulkę.
KLujbIH.pngJuż myślała, że to był koniec sensacji tego popołudnia, kiedy jakiemuś starszemu chłopakowi w luźnym T-shircie podczas robienia pompek wysunął się jakiś... naszyjnik? Podeszła do niego i zobaczyła, jak prędko chowa...
KLujbIH.png- Perły? Zabrałeś na trening pieprzony naszyjnik z pereł? I w ogóle, co- Co...? - Rozłożyła ręce, nawet nie wiedząc, o co właściwie zapytać.
KLujbIH.pngKu jej zadziwieniu, chłopak upadł na kolana i zaczął płakać. Wybałuszyła na niego oczy.
KLujbIH.png- Co ty odpierdalasz? Przestań beczeć. Chuj mnie obchodzi, jak jesteś transem czy kto tam się lubi przebierać...
KLujbIH.png- Nie jestem transem! - uniósł się i zdjął naszyjnik z szyi. Wpatrywał się w niego. - Powiedzieli mi dziś, że moja matka zmarła tydzień temu. I dali mi to. Nosiła na sobie.
KLujbIH.pngIvy odwróciła głowę, wzniosła oczy ku niebu, mruknęła cicho do siebie, że nienawidzi ludzi, a potem kucnęła przed nim.
KLujbIH.png- Imię?
KLujbIH.png- Daryl. - Nie patrzył na nią. Oczy wciąż miał utkwione w niewątpliwie drogiej biżuterii.
KLujbIH.png- Daryl. Wytłumaczysz mi, po jakiego chuja przyniosłeś ze sobą naszyjnik na zajęcia? - Ponieważ chłopak milczał, wystraszony i załamany, kontynuowała: - Co, chciałeś się poczuć bliżej niej? Widzisz tą grupkę przedszkolaków po drugiej stronie sali? - Wskazała dzieci, które w istocie chodziły do podstawówki. - Widzisz, żeby któreś z nich miało pod pachą swoją ulubioną zabawkę albo inny prezent od rodziców? Widzisz? - powtórzyła dobitniej, gdy jej nie odpowiedział.
KLujbIH.png- Nie.
KLujbIH.png- A wiesz dlaczego? Bo to nie przywróci im życia. Martwi pozostaną martwymi. A ty jesteś żywy. I jeśli chcesz pozostać żywy, lepiej skup się na tym, co powinieneś robić. Jasne?
KLujbIH.png- Tak.
KLujbIH.pngKiwnęła z aprobatą głową i pomogła mu wstać.
KLujbIH.png- To teraz powiedz mi, kto ci to dał.

KLujbIH.pngIvy szła do Gabinetu Dyrektora, jak nazywali prześmiewczo pokój, w którym przesiadywała prawa ręka szefa. Zaczynała się skłaniać do teorii, iż została wrobiona w mało zabawny żart. Daryl powiedział jej, że perły wręczyła mu Czikita, która podobno chorowała, aczkolwiek według niego nie wyglądała na taką w żadnym wypadku. Białe kulki zgrzytały pomiędzy jej palcami pod wpływem nacisku. Nie nadawała się do pracy z dzieciakami ani młodzieżą i to z wielu powodów, nie tylko swojego paskudnego charakteru. Dotarłszy przed pokój, zamierzała już zapukać, kiedy usłyszała głos Naomi, przezywanej Czikitą. Zawahała się, a po paru zasłyszanych słowach opuściła rękę.
KLujbIH.png- Kto do cholery przekazał w ogóle te perły?
KLujbIH.png- Jakaś laseczka z Instytutu. Bran powiedział, że zaczęła mu płakać, by je wziął. Ponoć matka dzieciaka była jedną z paru osób, które zgłosiły się same, bo i tak chorowała.
KLujbIH.png- I Bran się wzruszył ckliwą historyjką?
KLujbIH.png- No, cóż... - Ivy słyszała, jak Naomi się waha. - Trochę więcej było do tej historii. Nieprzyjemne rzeczy. Parę ludzi miało wyrzuty sumienia i stąd te perły.
KLujbIH.png- Co za głupota. Nie chcę więcej takich sytuacji.
KLujbIH.png- Oczywiście.
KLujbIH.png- Czy wszystko jest gotowe do przewiezienia ładunku?
KLujbIH.png- Tak. Rozmawiałam z Branem. Mówił, że też są gotowi.
KLujbIH.png- Świetnie. Za dwa dni w takim razie ruszamy. Przekaż, by zebrano grupę do misji.
KLujbIH.png- Tak jest.
KLujbIH.pngRees prędko oddaliła się z ciężkim sercem. Zgłosiła się? Gdzie? Do tego całego "Instytutu"? Jakieś pogłoski obiły się jej o uszy, niestety nic konkretnego, poza tym, że skupiali się tam na znalezieniu lekarstwa. W połączeniu z tym, co usłyszała teraz, brzmiało to wszystko co najmniej wątpliwie. Bo to, że nie słyszała o żadnym ładunku do przewozu, wcale jej nie dziwiło - wiele misji rozgrywało się poza jej wiedzą, ale jeśli zaangażowany był w to Bran, to cokolwiek zawierał  "ładunek", musiało być to coś wielkiego. Facet przecież stacjonował w czysto wojskowej placówce. Rzadko nawiązywali z nimi bezpośredni kontakt.
KLujbIH.pngJakby miała mało zmartwień.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#22 2017-10-23 21:15:40

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 61.0.3163.100

Odp: Wirus Mordercy

2rm8fhu.png
And you know you know you know it all went wrong
Oh, I don't care
Oh, how I just don't care

tumblr_m1zdnlaAvX1r3we0y.gif
What do you have to say for yourself?


    - Kolejny dzień pozdrawiamy z okolic San Francisco. Dziś znajdujemy się w Vallejo, mamy godzinę 8 rano i gościć będziemy oficera Harrison pracującego w ochronie placówki naukowej, który opowie nam więcej o...
    - Masz nadzieję usłyszeć o swojej rodzinie? – Russell przerwał pełną skupienia ciszę pochylając się nad próbkami, które poddali działaniu różnych aktywnych chemicznie substancji. Zgodnie z pesymistycznymi oczekiwaniami Setha i wbrew zadraśniętej już wierze Russella – nie doszło do żadnych anomalii.
    - Nadzieja matką głupich – odparł Houghton dwuznacznie biorąc łyk smoliście czarnej i w zasadzie paskudnej kawy. Był kompletnie niewyspany po minionej nocy. Na próbki ledwo rzucił okiem wiedząc, że nie ma się czego  po nich spodziewać. Sam eksperyment na nich był pomysłem jego kolegi i jakkolwiek go szanował jako chirurga, tak nie sądził, by ten miał specjalnie wielkie doświadczenie w dziedzinie patologii.
    - A więc musisz być głupi, skoro codziennie jej słuchasz – zażartował ponuro czarnoskóry mężczyzna. Podrapał się po brodzie odsuwając od siebie próbki z niechęcią.
Seth zacisnął na blacie dłonie dusząc w sobie ripostę, że Russell jest głupi sądząc, iż zaproponowany przez niego eksperyment miałby zadziałać. Wbrew wszystkiemu co można było o nim sądzić, nawet lubił swojego towarzysza. Szybkim ruchem wyłączył radio. Wydawałoby się, że się zniecierpliwił, ale po dłuższej chwili odezwał się bez cienia typowej dla niego ironii w głosie.
    - Córka miała u mnie nocować w dniu wybuchu epidemii. Miałem się po nią wybrać po szkole, ale… Wiesz, jak to wyglądało – Russell przytaknął. Seth bardzo dobrze czuł na sobie jego uważne spojrzenie, co tylko go drażniło. Nie bez powodu zasłużył sobie na łatkę osoby, która nie posiada żadnych wyższych emocji. I nie bez powodu na to pozwolił.
    - Ale mówisz, że była w szkole. Nie założyli tam placówki?
    -Nie – Houghton odchrząknął i wstał od biurka. Sięgnął po jedną z probówek zawierających krew w zasadzie tylko po to, by udać zajętego. Dziś czuł bardziej, niż zwykle, że brak pomysłów na dalsze działania dogania go niczym wataha wilków.
Odłożył probówkę na miejsce powoli analizując, co zrobił, a co mógł jeszcze zrobić. Krew dziewczyna miała czystą, a cykl życiowy pobranych przez niego komórek nie przejawiał żadnych odchyłów od normy. Nie zrobił tego, co teoretycznie najoczywistsze, czyli badania znamienia z czystej obawy, że mógłby coś naruszyć i doprowadzić do nagłego postępowania choroby. Wiedział, że prędzej czy później trzeba będzie tak zrobić i nie było powiedziane, by dziewczynie miało się coś od tego stać. Mógłby nawet wyciąć je w całości i obserwować, czy coś się zmieni u dziewczyny. Z zamyślenia wyrwało go nerwowe stukanie – co z opóźnieniem zauważył – własnych paznokci o blat stołu.
    - Czego od ciebie w nocy chciała młoda? – odezwał się znów Russell jakby wyczuł, o czym jego towarzysz teraz myśli.
Rudy zmarszczył brwi spoglądając na niego wilkiem. Został poczęstowany widokiem idealnie równych białych zębów, które tamten wyszczerzył znacząco widząc jego zmieszanie.
    - Pogadać – odparł krótko zabierając dłonie z blatu, by więcej nie zdradzać uczuć przez stukanie o niego paznokciami. Prawie miał je skrzyżować na piersi, ale w porę uświadomił sobie, że stanąłby w pozycji obronnej jak jakiś winowajca. Poprzestał na schowaniu ich do kieszeni, na co Russell uśmiechnął się jeszcze szerzej – choć wydawało się to niemożliwe.
    - A to ciekawe. Swoją drogą, ani razu nie powiedziałeś, co u… jak jej tam było?
    - Psycholożki? – Seth uświadomił sobie, że zapomniał jej imienia. Czarnoskóry pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.
    - Wiesz co, potwierdzasz regułę. Rudzi nie mają duszy.
Dalszą rozmowę przerwało im wejście do laboratorium ciemnoskórej kobiety w stroju pielęgniarki – Seth jej jakoś nie kojarzył, ale domyślił się, że pomagała stacjonującemu w placówce lekarzowi, który zajmował się typowymi schorzeniami, jakimi nie było sensu zawracać głowy naukowcom. Obaj mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
    - Wszystko wskazuje na zaczynającą się epidemię grypy. Zaczęło się już w nocy. Prosiłabym panów o otworzenie swoich gabinetów w celu odciążenia kolejki pacjentów – odezwała się kobieta sucho. Najwyraźniej chciała sprawiać wrażenie profesjonalnej, co zupełnie nie udawało się uśmiechniętemu od ucha do ucha Russellowi. Gdy ten zaczął dopytywać o szczegóły powtarzających się objawów, Seth po cichu ruszył w głąb laboratorium ku sprzętowi do EEG. Nie cierpiał pracować z pacjentami. Właśnie dlatego wybrał jako specjalizację patologię. Komórki i martwi głosu nie mają.
    - Ależ oczywiście, nie ma problemu. Skontaktuję się też z placówką naukową z zapytaniem o zapasy szczepionek dla jeszcze zdrowych, gdy wykryjemy, z którym wirusem grypy mamy do czynienia – rozległo się szuranie krzesła – Houghton, idziesz?
Seth nie odpowiedział pochylając się nad sprzętem do pomiarów EEG. Chłopak w kwarantannie znajdował się w pokoju obok, lecz zostały do niego poprowadzone urządzenia umożliwiające kontakt między pacjentem, a badającym. Który – jak można było wywnioskować po święcącej się lampce LED od mikrofonu – nie został w nocy wyłączony. Pozostał mu krótki rachunek sumienia, czy obaj nie palnęli czegoś za dużo, jak to z rana mieli w zwyczaju.
Russell uśmiechnął się przepraszająco do pielęgniarki, po czym zajrzał w głąb laboratorium. Prawie wpadł na kolegę, gdy ten zdecydowanym krokiem ruszył w ich stronę dzierżąc w rękach stos papierów.
    - Naprawdę mi przykro, ale muszę się teraz zająć chłopakiem w kwarantannie. Doktor Meyers za to z pewnością państwu pomoże – nie brzmiał ani trochę na takiego, któremu rzeczywiście jest przykro.
    - Wisisz mi za to tamtą płytę, Houghton! – zawołał Russell udając oburzenie jego brakiem solidarności.
    - Zabawy na korcie, czy Cichą Noc? – wypalił Seth szczerząc się wesoło, gdy jego kolega wytrzeszczył na niego oczy z tym razem prawdziwym oburzeniem wskazując ruchem głowy znacząco na zgorszoną pielęgniarkę.

***


Seth klapnął zdecydowanie na fotel wertując przy tym papiery, które wziął ze sobą. Odruchowo do siadania rozpiął jedyny zapięty w fartuchu guzik jakby to była marynarka. Gdy przeniósł wzrok na pacjenta, zauważył, że ten mierzy go oceniającym spojrzeniem. Teatralnie spojrzał w dół – oprócz wyglądających spod nogawek wściekle czerwonych skarpetek, wszystko wyglądało mu w porządku.
    - Tobie też w tym czepku do twarzy – skwitował rozsiadając się wygodnie i wyciągając ze środka sterty papierów zapis z badania EEG. Zgodnie z jego oczekiwaniami zapis EEG wyglądał na dość stabilny poza fazami REM. Aktywność mózgu była wtedy ponadprzeciętnie duża, co faktycznie mogło wskazywać na koszmary.
    - Więc co to był za koszmar, że zdecydowałeś się zaatakować najbliżej znajdującą się osobę? - podjął wczorajszy temat. Nie sądził, by chłopak miał powiedzieć coś więcej niż w nocy, ale zawsze warto było spróbować.
To co się stało przeszło jednak jego oczekiwania, gdyż stało się… nic. Chłopak wpatrywał się w niego z wściekle ponurym wyrazem twarzy. Houghton pogratulował sobie w duchu wrodzonej ostrożności w ramach której wziął ze sobą broń. Uniósł brwi na znak, że oczekuje od niego jakiejś odpowiedzi. Chłopakowi najwyraźniej się nie spieszyło, by coś mówić i współpracować. Mamy czas, uznał Houghton z mimowolnym uśmieszkiem w kąciku ust. Jakby nigdy nic rozejrzał się po izolatce, która miała w sumie lepszy standard niż sypialnie rekrutów. Na stoliku obok fotela w którym siedział leżał talerz po zjedzonym śniadaniu i poruszony stos gazet.
    - Lepiej tu niż w tej norze, w której dotychczas spałeś. Musi ci się podobać – zagaił rozmowę, jednak znów nie otrzymał odpowiedzi. Chłopak wpatrywał się w niego dalej. Seth widział już wyraźnie, że nic ze zbierania wywiadu i lepiej tu będzie przysłać psycholożkę, ale nie mógł sobie odmówić zaspokojenia ciekawości, po jakim czasie chłopak się złamie. Wyjął ze stosu notes, by notować przebieg samej rozmowy oraz jej czas. Miał zamiar później w gabinecie to przestudiować.
    - Jeśli badania wyjdą dobre, mogę tu później sprowadzić Ivy, by na własne oczy się przekonała, że nie jest ci tu tak źle. Strasznie się tym przejęła i zawracała mi tym głowę w nocy – Houghton kontynuował swój monolog w zamian  otrzymując znów ciszę. Ta uwaga była ciosem poniżej pasa w świetle tego, co chłopak mógł usłyszeć wcześniej przez mikrofon, ale doktor liczył na jakąś reakcję. Pozostało mu zanotowanie czasu tej uwagi, by potem sprawdzić, czy reakcja jego mózgu na drażniące czynniki jest normalna. Postukał długopisem w notes z namysłem. Pochylił się znów nad nim.
    - Tłumiona agresja i… niezdolność… do artykułowania… zdań, pierwsze stadium Zarazy – jakby nigdy nic mruczał pod nosem zapisywane notatki.
    - Nie jestem Zarażony! – wybuchnął w końcu chłopak.
Seth uniósł brwi patrząc na niego z udawanym zdziwieniem. Wyszłoby to przekonująco, gdyby nie robił zawzięcie notatek, nawet na nie nie patrząc.
    - Panuj nad sobą, na razie tego nie udowadniasz.
    - Pan mnie prowokuje – warknął Dumah zaciskając dłonie na brzegu łóżka, aż pobielały mu kłykcie.
    - To prawda – przyznał Houghton – dobrze, do rzeczy. Nawet jeśli nie jesteś zarażony, twój nocny napad na kolegę, jeśli nie był wyjściem z szafy, był co najmniej bardzo niepokojący, więc zostaniesz w tym pokoju jeszcze trochę czasu. Porobię ci nudne badania, bla bla bla, a twoim bojowym zadaniem będzie – myślę, że to łatwe – współpracować.
    - To nie jest takie łatwe, jeśli nie wiem, co chce pan zrobić i po co – odparł chłopak z wyrzutem w głosie. Seth zmarszczył z zafrasowaniem brwi.
    - Masz rację. Zatem już ci mówię. Następnym krokiem będzie zgolenie ci tej szopy na głowie, gdyż sądzę, że może ona mieć wpływ na zniekształcenie fal przy EEG. Masz wszy?
    - Nie!
    - Przekonamy się. Potrzebujesz wizyty u psychologa przed tą ważną zmianą w życiu?
    - Pan sobie nadal ze mnie kpi.
    - Nie nadal, wcześniej cię prowokowałem – sprostował mężczyzna posyłając mu firmowy uśmiech. Powstrzymał się przed zanotowaniem na głos „umiejętność odczytywania intencji rozmówcy – zachowana” mimo, że byłaby to idealna chwila. Nie miał zamiaru specjalnie znęcać się nad emocjami chłopaka. Może trochę, dla czystej satysfakcji, ale nie było w tym nic personalnego. Raczej. Doskonale wiedział, że sprawa chłopaka, który miał w nocy atak została rozdmuchana na całą placówkę, przez co straż przed drzwiami do jego pokoju stała nie tylko, by chronić ludzi przed chłopakiem, ale też chłopaka przed ludźmi. Lud pragnął igrzysk, czyli oczekiwali czegoś wyjątkowego, jakiegoś naukowego czary mary, wykrycia w nim Zarazy, lub chociażby racjonalnego wyjaśnienia jego zachowania. Najlepiej niezwykłego, o którym możnaby było rozprawiać przed snem. A to co Seth widział na wynikach z EEG było racjonalne i nudne bo oczywiste - zważywszy na okoliczności, w jakich przyszło im wszystkim teraz żyć. Niska emisja fal mózgowych w stanie czuwania była dokładnie tym, czego oczekiwał każdy, kto choć trochę znał się na rzeczy. A Seth, choć nie lubił psychologii, to i owo o niej wiedział na tyle, by mieć świadomość, że chłopakowi potrzeba psychiatry, a nie naukowego czary mary. Zostało przeczekać najgorętszy okres uspokajając przełożonych chłopaka.
    - Przyślę do ciebie psychologa i porozmawiam z twoimi przełożonymi, by ustalić, jak kontynuować twoje szkolenie – poinformował go spokojniejszym głosem. Odłożył notatki na stolik, by zdjąć mu czepek z elektrodami.
Chłopak poddał się temu bez słowa.
    - Wszyscy myślą, że jestem zarażony?
    - Wszyscy myśleli, że Jackson molestował nieletnich.
    - A nie molestował?
    - Nie wiem - Houghton jedynie wzruszył ramionami.

***

    - Panie doktorze!
Seth westchnął cierpiętniczo przekręcając klucz w zamku. Udawał, że nie słyszał właścicielek tych głosów do czasu, gdy zjawiły się obok niego.
    - Nie przyjmuję pacjentów – poinformował je oschle ruszając w stronę stołówki z nadzieją, że się ich po drodze pozbędzie. Wyglądały na takie, które trzymają linię.
    - My nie przyszłyśmy z tym… Chcemy spytać, gdzie teraz znajduje się punkt oddawania włosów na rzecz chorych na raka?
Seth aż przystanął, gdy dotarła do niego powaga pytania. Z początku nie chciał dowierzać własnym uszom, ale przejęte miny dziewcząt mówiły wszystko. Postanowił odpowiedzieć równie poważnie.
    - Bardzo mi przykro, dziewczęta. W momencie, gdy większość chorych na raka została zarażona czymś zupełnie nowym, albo po prostu umarła, nikt nie prowadzi takich zbiórek. Ale jeśli chcecie komuś pomóc, rząd ustanowił zbieranie mózgów na rzecz Zarażonych. Wszczepiamy je im od takich pomocnych osób jak wy, by ich osłabić w starciu z naszymi dzielnymi żołnierzami. Zgłoście się do doktora Meyersa, jest chirurgiem. Teraz wybaczcie – w tłumie wypatrzył Shelley, której obecność uznał za całkiem obiecującą dla niego wymówkę. Zostawił oniemiałe dziewczyny i po chwili wyrównał krok z blondynką.
    - Powiedz, że jesteś zdrowa.
    - Dziękuję za troskę, panie doktorze – Shell swoim zwyczajem zadarła noska.
    -Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Wizyta w placówce naukowej – dobrze wiedział, że dla tak ambitnej dziewczyny będzie to nie lada gratka. Tym bardziej, że stanęła w martwym punkcie ze swoją robotyczną ręką.
Dziewczynie zgodnie z jego oczekiwaniami zaświeciły się oczęta.
    - Byłoby to możliwe?
    - Jeszcze się nie nakręcaj, dopiero w fazie realizacji – wolał przemilczeć fakt, że wpadł na to przed chwilą i musi wszystko ustalić z przełożonymi.
    - Kiedy byśmy tam jechali? – dziewczyna jakby go nie słuchała.
Seth darował sobie odpowiadanie, prowadząc ją subtelnie w stronę swojego gabinetu. Gdyby ktoś się zgubił na korytarzach, poznałby teraz, że znajduje się pod gabinetem Houghtona po ogromnej kolejce czekającej na niego. Mężczyzna przeszedł obok nich jakby nigdy nic. Otworzył drzwi do swojego gabinetu ignorując spojrzenia czekających na niego pacjentów i bez słowa wyjaśnienia wprowadził do środka Shelley.
    - Ta kolejka chyba czeka na pana – zauważyła dziewczyna stojąc w progu i obserwując jak Seth ogarnia bałagan na biurku. Zapomniał o nim po tej nocy.
    - Naprawdę? Nie zauważyłem – skwitował krótko, włączając w międzyczasie radio. Muzyka, która się z niego cicho wydobyła nie pochodziła z żadnej z muzycznych stacji, gdyż takie już po prostu nie istniały. Razem z Russellem kompletowali sobie płyty.
Gdy rozbrzmiały słowa „Girl you’ll be a woman… soon” Seth westchnął po raz kolejny tego dnia i spojrzał z niemalże bezsilnością na grzecznie siedzącą za biurkiem Shelley na której ustach czaił się uśmieszek. Zamaszystym ruchem wyłączył radio i zabrał się za zakładanie jednorazowych rękawiczek.
    - Nie rozsiadaj się. Chcę cię zbadać zanim w ogóle zabiorę się za załatwianie tego. Nie będę wywoził żadnego choróbska do naukowej placówki.
    - Nie mogę teraz być badana! -  oburzyła się dziewczyna.
    - Dlaczego nie? – Houghton i tak zabrał się za badanie jej węzłów chłonnych uciskając lekko podgardle.
    - Ponieważ… nie – odparła blondynka uparcie krzyżując ramiona. Seth uniósł brwi. Nie miał na to czasu, ani ochoty.
    - Oddychaj głęboko – nakazał nakładając stetoskop.
    - Nie kaszlę.
    - Czy ty zawsze musisz mieć na wszystko odpowiedź? – sarknął Seth. Na końcu języka miał uwagę, by znalazła odpowiedź na rozszerzającą się Zarazę, ale po chwili namysłu sobie darował. Ludzie nie musieli wiedzieć, jak bardzo naukowcy błądzili po omacku. Tak wystarczyło zrobić mądrą minę i rzucić paroma mądrze brzmiącymi słowami, by przekonać szeregowego Smitha, że wiedzą co robią.
    - Uczę się od najlepszych – zripostowała Shell teatralnie robiąc długie wdechy i wydechy.
    - Naprawdę nie wiesz, kiedy skończyć – Houghton mógłby zarzucić sobie to samo, ale na swoje wyjaśnienie miał to, że robił to dla czystej zabawy.
    - Pan mógłby to powiedzieć również sobie.
Przekomarzanki przerwało im otwarcie drzwi do gabinetu. Psycholożka – Lucy Lawson (której imienia Seth nadal nie mógłby sobie przypomnieć, gdyby nie plakietka wisząca na jej piersi) uśmiechnęła się pod nosem widząc jak naukowiec wyciąga dłoń z dekoltu pacjentki eksponując przy tym stetoskop, by nie zostać o coś posądzonym. W gabinecie rozniósł się zapach kawy, Paru pacjentów z przodu kolejki zajrzało do środka ciekawsko.
    - To nie to co myślisz – zakpił Seth, na co kobieta pokręciła z rozbawieniem głową krzyżując ręce. Może to był tylko jego typowy dla mężczyzny umysł, ale w jego guście zrobiła to tylko po to, by podkreślić wdzięki. Zagadnąłby o to kulturalnie, gdyby nie nadal zaglądający do środka pacjenci. Zgromił ich spojrzeniem, na co ciekawscy wrócili do przyglądania się sufitowi.
    - Musimy porozmawiać o twoim pacjencie. Wpadnij do mnie, gdy – Lucy zerknęła na naprawdę długą kolejkę – uporasz się z obecnymi obowiązkami.
    - Rozpaliłaś moją ciekawość. Postaram się załatwić to szybko – skwitował mężczyzna wracając do badania i w ramach jego świecąc Shelley po oczach. Lucy miała już wyjść, ale chyba doszła do wniosku, że doktor wygląda na dość niewyspanego.
    - Przyniosłam ci kawę – poinformowała go, podając mu kubek z parującym napojem po czym wyszła w końcu zamykając za sobą drzwi.
Seth poczuł wdzięczność, więc mruknął pod nosem coś, co mogłoby być podziękowaniem. Dobrze wiedział, czemu miał służyć ten teatrzyk. Musiał też sam przed sobą przyznać, że w nocy troszkę nabroił.
    - Wiesz, gdzie ona ma gabinet? – spytał odkładając stetoskop na miejsce i biorąc łyk napoju.
    - A nie był już pan u niej? – spytała Shelley słodko.
Seth rzucił jej złe spojrzenie dostając w odpowiedzi jeszcze słodszy uśmiech. Bez dalszych komentarzy zabrał się za skontrolowanie jej migdałków świecąc dziewczynie przy tym w gardło i wkładając patyczek nieco za głęboko. Shelley zakasłała.
    - A mówiłaś, że nie kaszlesz. Lizaka?


Seth zdołał się ostatecznie pogodzić z myślą, że spędzi w gabinecie połowę tego dnia. Pacjenci wchodzili ze swoimi kartami chorób, które Houghton uważnie studiował z czystego sadyzmu (i masochizmu zresztą też) słuchając opisu dolegliwości jednym uchem. Wszyscy mieli to samo. Ból brzucha, ewentualnie zawroty głowy. Obniżony nastrój, na który przepisywał z automatu suplementację witaminą D. Kaszel u niektórych. Bóle mięśni i stawów. Parę razy zgłaszana biegunka. Jeden z pacjentów w połowie zdania wybiegł pospiesznie z gabinetu zostawiając mu dokumentację.
    - Następny! – zarządził mężczyzna po chwili milczenia, którą poświęcił udanej próbie zachowania powagi.
Kolejny z późniejszych pacjentów zwymiotował mu na fartuch w trakcie kontrolowania migdałków. Można było zauważyć, że delikwent na śniadanie zjadł jajecznicę z frankfurterkami. Houghton nawet nie mrugnął – w końcu taka była jego praca. Przepisał mu receptę na lek przeciwwirusowy wielkodusznie zbywając jego pełne paniki przeprosiny. Seth rzadko bywał wyrozumiały i w tym momencie nie było wyjątku od reguły – po prostu zwietrzył okazję na zrobienie sobie przerwy. Gdy wyszedł za zawstydzonym chłopakiem z gabinetu, napotkał pełne napięcia spojrzenia czekających w kolejce pacjentów. Wiedział, że musi coś powiedzieć, by uniknąć publicznego linczu.
    - Przerwa. Wpiszcie się po kolei na listę wraz z godziną przyjęcia. Zaczynam za pół godziny, każda wizyta ma trwać 10 minut – nakazał podając kartkę i długopis pierwszej osobie w kolejce. Apetyczna plama na jego ubraniach spotkała się z milczącym zrozumieniem.

W pokoju, spotkał nikogo innego jak Russella, grającego beztrosko w Collin McRae. Obok niego leżał pusty talerz po obiedzie, który był wydawany z godzinę temu. Skinął głową Sethowi nie odrywając wzroku od ekranu. Houghton zamarł oburzony na ten widok. Impulsywnie podszedł do konsoli i odłączył od niej kontroler.
    - To moja trzecia próba, byłem na prowadzeniu! – oburzył się Russell zrywając się z miejsca, by gorączkowo podłączyć kontroler z powrotem. Było już za późno – wszystkie samochody zdążyły go wyprzedzić i teraz na ekranie wyświetlało się smętne 8/8.
    - Ups – burknął Seth. Meyers zmełł w ustach przekleństwo mierząc go spojrzeniem. Na widok plamy po wymiocinach malującej się na fartuchu i golfie kolegi, ryknął śmiechem.
    - Miałeś zły dzień, wybaczam ci – stwierdził z rozbawieniem wracając na kanapę i odpalając powtórkę wyścigu.
    - Dlaczego siedzisz tutaj, a nie w swoim gabinecie? – spytał Seth ściągając z siebie brudne ubranie i rzucając je niedbale na podłogę. Wziął pierwszy lepszy sweter z góry poskładanych w równą kosteczkę ubrań.
    - Wspaniały wybór, biały sweter w niebieskie paski podkreśla barwę twoich oczu i doskonale kontrastuje z twoimi skarpetkami. Wyglądasz jak kapitan statku – odparł żartobliwie czarnoskóry, rzucając ku niemu krótkie spojrzenie na które mógł sobie pozwolić, gdy udało mu się znów wyjść na prowadzenie. Houghton wywrócił oczami.
    - Mam ogromną kolejkę pacjentów. Dlaczego nie siedzisz w swoim gabinecie i ich nie przyjmujesz? – oparł ręce na biodrach w geście wyrażającym niezadowolenie z jego postawy.
    - Od ponad godziny nie przyjmuję. Odesłałem całą resztę do ciebie – Russell nonszalancko nawet na niego spojrzał.
    - Dlaczego?
    - Bo wymigałeś się od wizyt lekarskich głupią kontrolą u chłopaka, który miał wyniki EEG w porządku do czasu, gdy do niego nie polazłeś. W dodatku przespałeś się już z dwiema osobami i zamiast być dla mnie dobrym kolegą jak ja dla ciebie, sprawiłeś, że Kendra nie chce mnie bliżej poznać, bo uważa mnie za frustrata, który potrzebuje…
    - Bo jesteś frustratem.
    - Więc teraz sobie siedź w gabinecie i przyjmuj resztę moich pacjentów.
    - Która to Kendra? – Seth z całej litanii wychwycił jedynie to imię i słowo „frustrat”.
    - Spotkałeś Kendrę rano – Russell aż dał w grze pauzę, by rzucić towarzyszowi pełne wyrzutu spojrzenie.
    - Ach – Seth przypomniał sobie teraz czarnoskórą pielęgniarkę, do której Russell tak suszył zęby rano – przepraszam. Czy teraz pójdziesz i weźmiesz swoich pacjentów z powrotem?
Russell wyłączył pauzę i lekko się przechylił biorąc w grze ostry zakręt.
    - Nie.
Seth już bez dalszych dyskusji podniósł z podłogi brudne ubrania, by zanieść je do pralni. W drzwiach jeszcze się obrócił w stronę Russella.
    - A wynik EEG miał bardzo niski, a nie w normie - oświadczył niemalże obrażonym tonem głosu, po czym wyszedł z pokoju czując na plecach rozbawione spojrzenie kolegi.
    Na stanowisku był punktualnie i tym razem postanowił darować sobie włoski strajk. Uznał, że w obecnej sytuacji jest on głupi i nawet nie ma o co walczyć - pieniędzy w końcu za swoją pracę nie otrzymywał. Bez urządzania sobie lekkich docinków, o które nikt nie uważał za stosowne składać skargi, wizyty traciły dla niego część z uroku - ale o dziwo poskutkowało to zmniejszeniem liczby zgłaszanych uderzeń gorąca i bólu brzucha. Z drugiej strony, uznał, próba kontrolna i badawcza były zbyt mało liczne.
    - Następny! - zarządził po wyjściu młodocianego osiłka, któremu należało zrobić chłodzący kompres na naciągniętym ścięgnie i sprawić mały wykład o konsultowaniu treningów z trenerem. Do gabinetu weszła dziewczyna, którą Seth nazwałby po prostu sierotą - naciągnięty, za duży sweter wisiał na jej ciele, które obejmowała za brzuch schowanymi w przydługich rękawach rękoma. Szła powolnie niemal szurając i zanim usiadła na krześle naprzeciw niego, miał wrażenie, że minęły całe wieki. Bardzo wbrew sobie ugryzł się w język jedynie przez chwilę mierząc ją oceniającym spojrzeniem.
    - Papiery? - polecenia jakie tego dnia wydawał jako żywo kojarzyły mu się z pewnym nieistniejącym już od nie tak dawna mocarstwem.
Przyczyna obejmowania się za brzuch dziewczyny została szybko wyjaśniona, gdy spod wyciągniętego swetra wyjęła teczkę. Houghton przejął od niej dokumenty i wyjął je z teczki. Kartki papieru pod jego palcami były nagrzane jak świeżo wyplute z kserokopiarki. Kate Jones, głosiły dokumenty. Bez żadnej wcześniejszej wizyty lekarskiej na koncie, zdrowa, szczepiona zgodnie z medycznymi zaleceniami. Seth zajrzał na następne kartki, których ilość wydała mu się podejrzana przy tak bezproblemowej pacjentce. Zamarł, gdy zobaczył na nich nazwisko Davis. Na ostatniej stronie czerwonymi literami wypisana została data zgonu - wraz z własnoręcznym podpisem Setha. Gdy spojrzał znów na dziewczynę, już nie wyglądała jak biedna sierota. Określiłby ją raczej wściekłą sierotą.
    - Zdobyłaś tę kartę nielegalnie - to było jedyne, co Seth uznał za stosowne powiedzieć na głos. Kate wlepiła w niego wściekłe spojrzenie. Często się ostatnio z takimi spotykał, przeszło Sethowi przez myśl. Splótł palce na blacie odwzajemniając obojętnie spojrzenie. Może to i rozwścieczało rozmówców, którzy próbowali wywołać w nim jakieś emocje, ale to był dobry sposób na wyjście zwycięsko z tego rodzaju potyczek.
    - Mój chłopak nie żyje. Przez ciebie - oznajmiła grubym, drżącym z emocji głosem.
Houghtonowi jedynie drgnęła brew jakby chciał podsumować to krótkim "i...?". Nie miał pojęcia, po co dziewczyna tu przylazła; nie chciało mu się wierzyć, że czekała w kolejce tyle czasu tylko po to, by pogadać o zmarłym chłopaku lub oskarżać go o jego śmierć. Gdy dziewczyna opuściła wzrok, kuląc się na krześle, Seth zerknął znów na jej kartę. Miała stabilny status. Na jego gust, badania psychicznej stabilności należałoby robić znacznie częściej i dokładniej. A może ich częstotliwość i jakość była zamierzona; inaczej mogłoby w placówce zabraknąć rąk do pracy.
    - Myślę, że nie chciałby żyć jako zarażony - pozwolił sobie dość ostrożnie na tę uwagę.
    - Nie wie pan, czego chciał! - wybuchła dziewczyna zrywając się z miejsca i uderzając o blat burka dla podkreślenia słów.
Houghton zastanowił się, na jaką uwagę sobie pozwolić. Odpuścił roztaczanie przed nią wizji, że z pewnością Davis nie chciałby być obiektem naukowych testów. Odchrząknął wyrównując papiery i odkładając je na blat.
    - A więc, po co przyszłaś? - spytał rzeczowo, zmieniając temat. Kate patrzyła na niego z miną złotej rybki otwierając parę razy i zamykając z powrotem usta. Seth pozwolił sobie przejąć kontrolę nad rozmową; aż dziewczyna usiadła z powrotem - twój... chłopak przyszedł do mnie z pewną dolegliwością, którą zarazić mogłaś się i ty, nie proponował ci wizyty lekarskiej w związku z tym?
Kate wyglądała na zaskoczoną i dziwnie speszoną. Ciężko było stwierdzić, co sądzić o jej reakcji.
    - Mówię o kile. Przez czynności seksualne mogłaś się od niego tym zarazić.
    - My nie uprawialiśmy seksu - stwierdziła dziewczyna rumieniąc się jeszcze bardziej.
    - To nie musiał być stosunek płciowy.
Kate potrząsnęła głową.
    - Nic z tych rzeczy. Ja nie... chciałam i on twierdził, że to nie problem.
W gabinecie zapadła pełna zakłopotania cisza.
    - Wezwę pielęgniarkę, by przeprowadziła badanie na wszelki wypadek. - Seth spuścił nieco z tonu.
Dziewczyna pokiwała niemrawo głową wpatrując się w podłogę.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#23 2018-03-10 23:14:45

Dolores
Kucyponek Jednorogi
MacintoshSafari 604.1

Odp: Wirus Mordercy

zAYmbNU.png
He's out his head, I'm out my mind
We got that love, the crazy kind
I am his and he is mine
tumblr_m1zdnlaAvX1r3we0y.gif
In the end, it's him and I

Palce błądziły po ciepłym, nagim torsie. Shelley rysowała opuszkami koliste kształty na skórze swojego chłopaka. Obrysowywania kształt mięśni jego brzucha, powoli sunąc w dół. Gdy dotarła do krawędzi kołdry, zatrzymała się. Gael uniósł ramię, by chwycić rękę Shel i wsunąć ją pod pierzynę, ale w ostatnim momencie dziewczyna zabrała dłoń i zachichotała. Gael uniósł brew.
- Hmm?
Treadwell podniosła głowę, jednocześnie wbijając spiczasty podbródek w ramię chłopaka.
- Nic, nic - zatrzepotała rzęsami. - Droczę się.
Odgarnął kosmyk jasnych włosów z jej twarzy i założył go za ucho przyozdobione kilkoma kolczykami w kształcie gwiazdek.
- Ale ty jesteś piękna...
Chwilę później ich usta złączyły się w pocałunku, a dłonie zawędrowały pod pościel, by na powrót rzysunac ich ciała do siebie, spleść je w miłosnym uścisku.

* * *

Shelley siedziała na zimnych płytkach łazienki, złączona w - bynajmniej nie miłosnym - uścisku z toaletą. Jej kark pokrywał pot, przykleiło się do niego kilka kosmyków, które wysunęły się z wysokiego, niedbałego koczka. Co jakiś czas jej ciałem wstrząsały torsje. Patrzyła przed siebie nieprzytomnym spojrzeniem, a gdy zawartość żołądka ponownie podeszła jej do gardła, przymknęła powieki.
- Jak się czujesz? - spytała Hannah, która znienacka pojawiła się za nią.
Położyła przyjaciółce chłodną dłoń na ramieniu, a pod wpływem jej dotyku Shel zadrżała.
- Beznadziejnie.
Han uklękła obok i delikatnie przesunęła przykeljoną do toalety Shelley, by ułóżyć ją na swoich kolanach.
- Przyniosłam ci wodę - podała jej półlitrową, odkręconą butelkę. - Może się czymś zatrułaś?
Blondynka pokręciła głową, czego zaraz pożałowała, bo przez to zawartość jej żołądka niebezpiecznie się przewróciła powodując kolejną falę mdłości. Upiła łyk ledwie chłodnej wody i użlożyła się wygodniej na kolanach koleżanki.
- Nie wiem - wyjęczała. - Chyba ostatnio nie jadłam nic co by mi mogło zaszkodzić.
- Żadnych surowych ogórków, pomidorów ze skórką? - dopytywała Hannah, a po kolejnym zaprzeczeniu ruchem glowy, spytała w końcu: - Może jesteś w ciąży?
Jak tylko to powiedziała, na jej twarzy wykwitł przyjacielski uśmiech. Shelley jednak nie było do śmiechu. Momentalnie ją zmroziło. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na koleżankę.
- Hej, hej! Tylko żartowałam - zawołała Han, unosząc ręce w obronnym geście.
Ale Treadwell już zdążyła się podnieść z jej kolan do pozycji stojącej.
- Muszę coś zrobić...
Jednak ledwie zdążyła zrobic krok, a zawartość jej żołądka znów zapragnęła wydostać się na wolność. Shel nachyliła się nad kabelkiem, po czym zwróciła resztki śniadania, jakie pozostały w jej organizmie. W końcu poczuła chwilową ulgę. Przepłukała usta i przemyła twarz w toalecie, a potem ruszyła do wyjścia.
- Nie czekaj z kolacją, kochanie - rzuciła na odchodne, pozostawiając Hannah zdezorientowaną i osłupiałą.
Jednak gdy znalazła się poza łazienką już nie było tak dobrze. Korytarz był duszny, pełen zapachów, ktorych Shelley w tym momencie zdecydowanie nie chciała czuć. Momentalnie na jej karku pojawiły się kropelki potu, a twarz zarumieniła się z gorąca. Dziewczyna otarła czoło, jednocześnie odgarniając przyklejone do niego kosmyki, uniosła głowę i ruszyła przez korytarz. Trochę wolniej niż z reguły, ale nadal pewnie. Gael byl jednym z żołnierzy, dlatego wiedziała, że niedługo odbędzie się wyprawa do miasta. Wystarczyło tylko znaleźć kogoś z jego zespołu... Bingo! W głębi korytarza majaczyła fioletowa czupryna. Shel wyszczerzyła żabki w uśmiechu, nie mogła trafić lepiej. Nie dość, że ktoś z zespolu jej chłopaka, to w dodatku kobieta. Blondynka zamachała do niej, a kiedy Ivy stała zbita z tropu, rozglądałem się czy nikogo nie ma w pobliżu i podbiegła do niej.
- Ivy,,, - zaczęła przyciszonym głosem. - Potrzebuję przysługi.
Rees uniosła brew i splotła ręce na piersi.
- Czego ktoś taki jak ty może chcieć od kogoś takiego jak ja?
Shel aż się wzdrygnęła na dźwięk jej głosu.
- Nie tak głośno! - skarciła ją, po czym przeszła niemal do szeptu: - Potrzebuję testu ciążowego.
Oko Ivy otworzyło się szerzej, a Warki rozchyliły. Po chwili zamknęła usta i zaraz znów otworzyła, ale minęła chwila zanim wyszły z nich jakiekolwiek słowa.
- Co? Zaciążyłaś? - mówiła szeptem, ale ton jej głosu zdawał się rozdzierać na strzępy. - Czy wy, dzieciaki, jakieś głupie jesteście? Jesteśmy w środku epidemii!
- Wiem! - syknęła blondynka. - Nie mam pojęcia czy jestem w ciąży, ale chcę wykluczyć najgorsze.
- Nie możesz pójść do naszego doktorka?
Shel naburmuszyła się.
- A co on mi pomoże? Nie jest ginekologiem! - Wzięła głęboki oddech. - Proszę, zrobię za to co będziesz chciała, tylko proszę zwiń dla mnie ten test i nikomu nie mów.
Na chwilę zapadła między nimi pełna napięcia cisza. Shel wstrzymała oddech patrząc swoimi wielkimi, mokrymi oczami w oko Ivy.
- Zastanowię się - rzuciła Rees, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.
Shelley westchnęła i oparła się ramieniem o ścianę. Przez chwilę patrzyła na oddalającą się sylwetkę Ivy, poki nie zniknęła gdzieś za rogiem. Dopiero gdy dziewczyna znalazła się poza zasięgiem wzroku, blondynka przymknęła powieki. Już nie wstrzymywała łez, które cisnęły jej się do oczu, spłynęły jej po policzkach rozmazując resztki turze do rzęs.
- Shelley?
Podskoczyła słysząc za sobą znajomy głos, a z jej ust wymknął się krótki pisk.
- Seth! - odwróciła się w jego stronę i patrzyła jak wyraz twarzy mężczyzny drastycznie zmienia się , gdy patrzy na jej twarz.
- Err... Coś się stało?
Pokręciła przecząco głową, otarła lzy i tusz z policzków, i przykleiła na twarz swoj najlepszy uśmiech.
- Nie, to tylko PMS. Jestem nieco emocjonalna dziś...
Seth wywrócił oczami a jego mina mówiła: Kobiety...
- W każdym razie... - odchrzaknął. - Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

#24 2019-08-29 21:32:45

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 76.0.3809.100

Odp: Wirus Mordercy

2rm8fhu.png
tumblr_m1zdo5a0Ur1r3we0y.gif
Will I come to pass or will I pass the test.
You know what they say, yeah, the wicked get no rest.

KLujbIH.png- Chcesz przyjechać do instytutu i zabrać ze sobą jakąś dziewczynę? - upewnił się Winston Mccray, jeden z najstarszych naukowców przebywających w macierzystej placówce Setha. Gdyby nie jego poparcie, Houghton nie stawiałby tak często na swoim. To głównie dzięki niemu znajdował się teraz w tej wojskowo-szkoleniowej placówce. Seth nie wgłębiał się w jego motywacje - po prostu dobrze im się współpracowało. Z tą właśnie świadomością postanowił nawiązać z nim połączenie po naukowej konferencji, która odbywała się w dość regularnych odstępach czasu w celu podsumowania różnych wydarzeń i odkryć. Na co dzień złapanie Mccray'a online było niemalże cudem.
KLujbIH.png- Można tak to nazwać, ale lepiej brzmi - zabierzemy się do instytutu wraz z cotygodniową dostawą, żeby nie marnować środków. Dziewczyna pracuje nad mechanicznymi biowzmocnnieniami, przydałoby się kierownictwo jakiegoś neurobiologa.
KLujbIH.png- No no, widzę, że kwestia oszczędzania na transporcie już przemyślana - skwitował z lekkim rozbawieniem Winston. Seth wywrócił oczami.
KLujbIH.png- Tutejszy pan prezes uwielbia oszczędzać na rzeczach jego zdaniem nieistotnych - Seth pozwolił sobie ująć tytuł w gest cudzysłowu. Już parę razy miał okazję się odbić od kategorycznych zakazów szefa placówki. Problemem zaburzającym ich współpracę był fakt, że każdy z nich uważał inne rzeczy za te najistotniejsze; ku niechęci Setha, to jednak szef miał decydujące słowo, tak więc nie mógł zrobić nic więcej poza podrzucaniem sugestii.
KLujbIH.png- Tak, słyszałem to i owo. Że podobno masz paranoję jeśli chodzi o wybuch zarazy w placówce - skwitował starszy naukowiec.
KLujbIH.png- Naprawdę on tak to odbiera? - Zbulwersował się Seth - w instytucie odkaża się prawie każde pomieszczenie codziennie, a naukowcy wychodzą na zewnątrz stanowczo rzadziej niż tutejsi żołnierze i cała ta gównażeria. - Winston uniósł dłoń, by nie dać mu się rozkręcić.
KLujbIH.png- Cała ta sytuacja zrobiła się dość niezręczna, dlatego zaczęliśmy myśleć nad rozwiązaniem. W końcu jesteś tam nie do końca oficjalnie i po części dzięki dobrej woli Dickersona.
Houghton skrzyżował ręce nie odpowiadając. Jeśli miał zaraz usłyszeć, że go odsyłają z powrotem, nie miał zamiaru nikomu dawać tej satysfakcji i pokazać po sobie, że go to w jakikolwiek sposób ruszyło.
KLujbIH.png- Być może - jeśli zechcesz przyjąć tę rolę - zostałbyś delegatem instytutu. Byłoby to oficjalne i miałbyś faktycznie jakiś wpływ na zwiększenie bezpieczeństwa epidemiologicznego, ale oznaczałoby to oczywiście więcej obowiązków, papierkowej roboty i przede wszystkim konsultacji z instytutem - wyglądało na to, że mężczyzna mówił poważnie. Seth ledwo ukrył zaskoczenie.
KLujbIH.png- To... interesująca propozycja...
KLujbIH.png- Jeszcze nieoficjalna - podkreślił MccRay.
KLujbIH.png- Oczywiście. Rozważę to, jeśli zostanie mi to zaproponowane - Houghton miał mieszane uczucia. Z jednej strony powinien się czuć zadowolony i doceniony, z drugiej zdawał sobie sprawę, że chcą go mieć bardziej pod kontrolą, by nie sprawiał problemów. Nie miał jednak możliwości zorientować się, jak było naprawdę. Ich rozmowa zdawała się zmierzać ku końcowi.
KLujbIH.png- Domyślam się, że te wzmocnienia to nie jedyny powód waszego przybycia? - zagadnął Winston po chwili milczenia.
Seth lekko się zawahał nad doborem słów.
KLujbIH.png- Powiedzmy, że musimy o czymś porozmawiać osobiście.

***

KLujbIH.png"Potrafi być pan niesamowicie miły, gdy czegoś pan potrzebuje."
To drażniące zdanie dudniło Sethowi w głowie w momencie, gdy opuszczał gabinet dyrektora placówki i robiło to wciąż teraz, gdy przemierzał korytarze w poszukiwaniu Ivy oraz Shelley. Wybrnął z tego całkiem elegancko dziękując ze szczyptą ironii i dodając, że dużo go to kosztowało, ale zranione ego nie dawało mu teraz spokoju. Wiedział, że hierarchia musi panować wszędzie, a on sam nigdy nie miał aspiracji, by znaleźć się na jej szczycie - właśnie dlatego, że zbyt bardzo kusiłoby go zachowanie w stylu Dickersona.
Najważniejsze jednak było to, że udało się załatwić krótką wizytę w placówce naukowej. Mieli się tam zabrać razem z dostawą trupów - nie, żeby miał o tym informować Shelley.

***

KLujbIH.pngIvy siedziała na "swoim miejscu" w laboratorium czekając aż Seth mechanicznymi już ruchami przygotuje strzykawkę z igłą.  Dziewczyna zacisnęła dłoń tuż po założeniu na rękę opaski uciskowej - Houghton nie zdążył jej nawet poinstruować. Wkłucie przyjęła z nonszalancją, choć Seth zdołał zauważyć lekkie spięcie mięśni w reakcji na ból. Panowała między nimi niewypowiedziana zgoda, by tym razem zachowywać się względem siebie profesjonalnie - bez złośliwości, prywat, czy zbytniego spoufalania się.
KLujbIH.png- Jakiś nowy rodzaj badań? - zagadnęła, wertując wolną ręką karty medyczne, które akurat leżały na wierzchu. Seth odebrał jej karty, równo poukładał i odłożył na miejsce.
KLujbIH.png- Biorę te próbki ze sobą do naukowej placówki - wyjaśnił krótko. Ivy uniosła brew pytająco.
KLujbIH.png- Wracasz tam? - Ciężko było stwierdzić, jaka była jej reakcja na tę wiadomość. Jakaś była, to na pewno.
KLujbIH.png- Tylko na parę dni. Chcę coś skonsultować z jednym z przełożonych.
KLujbIH.png- A tak naprawdę?
KLujbIH.png- Naprawdę - skwitował Seth przewracając oczami. Odstawił przygotowaną próbkę i zabrał się za pobranie kolejnej - uważasz, że są inne powody?
KLujbIH.png- Mhm. Choćby to, że nie bardzo się lubisz z Dickersonem?
Houghton odpuścił sobie zaprzeczanie, czy próbę tłumaczenia, że chociaż stara się utrzymywać profesjonalne stosunki. Zrobił to co zawsze w takich chwilach, czyli zmienił temat na taki mniej wygodny dla rozmówcy.
KLujbIH.png- W sumie nie spytałem. Jesteś czysta?
KLujbIH.png- Typowe - prychnęła Ivy, na gust Setha troszkę zbyt bardzo ofensywnie - jestem. A co, dalej ci ubywa morfiny?
KLujbIH.png- Nie chodzi o to, czy ubywa morfiny, tylko... Po prostu pokaż drugą rękę. - Seth złapał ją za nadgarstek, na co Ivy się szarpnęła.
KLujbIH.png- Zostaw! Naprawdę myślisz, że jestem tak głupia, by przychodzić do ciebie pod wpływem? Może trochę zaufania?
Mężczyzna powstrzymał się od wyśmiania tekstu o zaufaniu, świadomy, że w tym momencie całe "pokojowe" spotkanie szlag by trafił.
KLujbIH.png- Wiesz, że nie to chciałem przekazać - odparł powoli, siląc się na spokój. Ivy z kolei była szybka jak tygrysica, prawie nie dała mu skończyć:
KLujbIH.png- Wiem, że nie, po prostu robisz to zawsze, gdy temat schodzi na niewygodne dla ciebie tory.
Setha zapiekło to do żywego - bardziej niż chciałby przyznać. Ivy chyba to zauważyła - trudno było nie zauważyć przy jego karnacji typowej dla rudzielców. Dziewczyna nie drążyła jednak głębiej. Houghton jedynie odchrząknął.
KLujbIH.png- Jeszcze jedna próbka - stwierdził - z drugiej ręki. Nie chcę ci porobić blizn.
Ivy miała minę, jakby rozważała, czy mu nie strzelić w twarz. Seth w duchu jak najbardziej to rozumiał, wiedząc, że to było nieczyste zagranie.
KLujbIH.pngDruga ręka była bez skazy. Houghton odchrząknął po raz kolejny, postanawiając przemilczeć całą aferę sprzed chwili i przejść do poważniejszych rzeczy.
KLujbIH.png- Chciałbym z tobą porozmawiać o środkach bezpieczeństwa w trakcie mojej nieobecności - zaczął. Planował to od dłuższego czasu. Prawdę mówiąc przypadek Ivy zajmował większość jego dnia - nawet, gdy teoretycznie odpoczywał. Ciągłe niepowodzenia wywoływały w nim frustrację, ale przynajmniej widział przed sobą jakiś konkretny cel. Tylko to pozwalało nie skupiać się na innych - szkodliwych - myślach. Zrobił chwilową pauzę, by skupić się na właściwym zabezpieczeniu próbki i zanotowaniu jej w swoim podręcznym notesie - który swoją drogą nie wchodził w skład oficjalnych papierów.
KLujbIH.png- Środki bezpieczeństwa? - Przypomniała mu się Ivy poprawiając się na krześle.
KLujbIH.png- No więc jeśli poczujesz się... że coś jest nie tak, zgłoś się do Russella, jasne? Umieści cię w bezpiecznym dla... ciebie i innych miejscu. Bez robienia niepotrzebnego hałasu wokół tego.
Dziewczyna jedynie pokiwała głową.
KLujbIH.png- Masz jakąś wizję, co będzie potem? - Spytała po chwili przybierając nagle szorstki ton głosu.
KLujbIH.png- Potem?
Słowo zawisło w powietrzu, niesprecyzowane.
Seth nie był w stanie na to odpowiedzieć. Wiedział na pewno, że mocno spierdolił w co najmniej dwóch momentach.
Pierwszym był ten, gdy postanowił arogancko wziąć całą sprawę w swoje ręce. Nie sądził, że to okaże się takie trudne. Musiał przed sobą przyznać, że to był egoistyczny ruch.
Drugim momentem był z kolei ten, gdy zaczął pacjentkę traktować jak bliską sobie osobę. Zaczął się przejmować, co się z nią stanie.
KLujbIH.pngPlus trzeci, gdy użył tego dolnego mózgu.
To dlatego wolał pracę z martwymi tkankami. Nie wywoływały takich komplikacji.
KLujbIH.png- Będziemy się martwić, jeśli to potem nadejdzie - odparł Seth starając się nie zabrzmieć bezradnie. Ivy parsknęła cicho w odpowiedzi - chciałbym podkreślić jak bardzo ważne jest, abyś w razie wątpliwości zgłosiła się do Russella.
KLujbIH.png- Przecież wiem - odparła dziewczyna krzyżując ręce. Wyglądało na to, że zamierzała się stąd zbierać - i wiem, z czym to się wiąże.
KLujbIH.png- Lekarzy wciąż wiąże przysięga Hipokratesa - skwitował Houghton na do widzenia. W końcu należało pamiętać, że Zarażeni to wciąż ludzie. A w każdym razie o grupce ludzi postulujących takie twierdzenie coraz częściej wspominano w radiu.
KLujbIH.png- Skoro już o tym mówisz... Długo masz zamiar robić Dumahowi tamte badania? - Ivy przystanęła, zanim ostatecznie wyszła z laboratorium.
KLujbIH.png- Nic mu się nie dzieje - odparł mężczyzna wzruszając ramionami.
KLujbIH.png- Traci formę. Dawno go nie było na zajęciach.
Seth postanowił uchylić rąbka tajemnicy, na czym jego plan miał polegać - bynajmniej nie po to, by pochwalić się swoim geniuszem. Prawdę mówiąc, nie było z czego być dumnym. Liczył, że Ivy w jakiś sposób to zrozumie i będzie współpracować, jeśli zostanie w to wtajemniczona.
KLujbIH.png- To nikomu nie zaszkodzi. Po prostu chcę stworzyć pewien sztuczny ruch wokół badań EKG, żeby w razie potrzeby móc bez wzbudzania niepotrzebnej paniki umieścić na takich badaniach ciebie.
Dziewczyna zmarszczyła brwi chyba przetwarzając to, co właśnie usłyszała.
KLujbIH.png- Co to znaczy?
KLujbIH.png- To znaczy, że będziesz poza kręgiem zbędnych zainteresowań... póki to możliwe - odparł Seth  nadzwyczajnie cierpliwie - ostrożnie dobierając przy tym słowa, by nie zabrzmiało to na to, czym naprawdę plan miał być. Czuł, że mocno naciąga własne etyczne granice. Mózg Ivy najwyraźniej pracował irytująco sprawnie, gdyż szybko połączyła fakty.
KLujbIH.png- Chcesz wystawić Dumaha? - Jej ton głosu zapowiadał nadchodzącą burzę.
KLujbIH.png- Nie to powiedziałem - odparował Seth przewracając oczami.
KLujbIH.png
KLujbIH.pngSkończyło się na obietnicy, że zwolni Dumaha z izolatki jeszcze przed swoim wyjazdem.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#25 2019-08-30 11:32:15

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 76.0.3809.100

Odp: Wirus Mordercy

Seamus Palmer
c6208913e0680db45861c78debbf371b.jpg

tumblr_inline_pdoj4bOoOy1r8jbqm_75sq.gif
I've come here to get high
To do more than just get by
I've come to test the timbre of my heart

Była najbliższą mu osobą. Wiedziała o nim wszystko. Kochał ją niezmiennie od lat i miało tak pozostać już na zawsze. Nie mniejszym uczuciem darzył dwójkę jej dzieci, niebywale grzecznych i zawsze tak roześmianych, aż wydawało się to niemożliwe. Nie rozumiał, jak ktoś mógł porzucić tak wspaniałą, piękną kobietę. Pracowitą, oddaną, optymistyczną. Ona pierwsza dostrzegła go takim, jakim był, zanim jeszcze sam zebrał odwagę, by się pokazać światu i rodzinie. Zrobiłby dla niej wszystko. Oddał życie. Długo myślał tylko o tym, że to powinien być on. To jego powinno to spotkać. Jednak życie tak nie działa, nie jest sprawiedliwe i nigdy nie było. Za to Skye o tym wiedziała, zwłaszcza po sprawie ich ojca i przygotowała się zawczasu.
Wracała z delegacji. Padało, dość mocno, ale nie tak ulewnie, by skłonić ją do zjechania na stację i przeczekania pogody. Marzyła o tym, by jak najszybciej wrócić do domu, do dzieci i odpocząć. Zadzwoniła do brata opowiedzieć mu całą historię tragikomicznej kolacji, upitego szefa i serii nieporozumień. Seamus wyszedł do kuchni, zostawiając ledwo co uśpione przed filmem dzieciaki w salonie. Próbował ją namówić, żeby przenocowała w jakimś hostelu i nie jechała po nocy, zwłaszcza w deszczu, ale Skye bagatelizowała jego obawy, bo zawsze się nad nią zbytnio roztkliwiał.
Przejeżdżała przez skrzyżowanie, śmiejąc się do zestawu głośnomówiącego, kiedy Seamus usłyszał okropny huk, jeden, a potem kolejny, trzaski, a potem tylko syk i cisza. Zmroziło go do szpiku kości, próbował sobie wmówić, że to zakłócenia zasięgu. Spojrzał w ekran komórki - połączenie nadal trwało.
- Skye? Co się dzieje?
Brak odpowiedzi wywołał falę paniki, która spłynęła z krwią do każdego ostatniego milimetra jego ciała. Szybko przeszedł do sypialni, zamknął drzwi, a tam pozwolił sobie podnieść głos, ale bez skutku. Doszedł go chrzęst, obce głosy. Zaraz się zorientował, że dzwonił ktoś po karetkę. Krzyczał już do nieznajomej osoby, by powiedziała, co z jego siostrą, aż wreszcie mężczyzna go poinformował:
- Pana siostra miała wypadek. Karetka już w drodze.
Seamus czuł się, jakby zaraz miał stracić przytomność, ale wtedy w jednej chwili stanął pewnie, zdobył numer do mężczyzny, dokładną miejscowość, prosił go o informację, a następnie po zakończeniu połączenia czym prędzej obudził dzieci i kazał im się ubierać, starając się zakamuflować przerażenie, chcące emanować w każdym tonie głosu, każdym nerwowym ruchu. Pragnął depnąć gaz do dechy, ale byłoby to najgłupsze, co mógłby zrobić, upominał się. Pomoc dociera do Skye. Zaopiekują się nią. Po prostu straciła świadomość, może złamała rękę czy nogę, będzie dobrze, to nic wielkiego. Przecież zawsze miała tonę szczęścia.
Dostał informację, do którego szpitala jechać. Dzieci nie były na szczęście wtedy do końca przytomne. Dojechali na miejsce, kazano im czekać. Trwała operacja. Nie wiedział, ile czasu minęło do chwili, gdy zawalił mu się świat. Kwadrans? Godzina? Trzy? Silver i Jayden spali na krzesłach, oparcie o siebie głowami, a lekarz tłumaczył Seamusowi, że przy takim urazie głowy nie miała dużych szans. Robili co w ich mocy. Gdyby poduszka powietrzna zadziałała, skończyłoby to się zupełnie inaczej.

Adoptował jej dzieci, zgodnie z życzeniem na jej testamencie. Patrzył, jak dorastają. Opiekował się nimi jeszcze uważnej, niż siostrą. Został pracownikiem socjalnym po resocjalizacji. Z tragediami ludzkimi stykał się codziennie i choć nie spowszedniały, jego własna straciła na bolesności. Potrafił nie tyle o niej zapomnieć, ale zepchnąć ją na tyle daleko w umyśle, by móc cieszyć się efektami swej pracy. Brakowało mu czasu dla siebie, bliskich przyjaciół, ukochanego, ale rodzinę stawiał na pierwszym miejscu. Na drugim swoją misję.
Później nastała Apokalipsa i dwunastoletni Jayden musiał bronić się przed dwa lata starszą siostrą, próbującą rozłupać mu głowę tosterem. Seamus wyszedł tylko po bułki na jutrzejsze śniadanie, nie widział żadnych symptomów, zmian, oznak, że zaraz dojdzie do tragedii. Wrócił, a Silver leżała nieprzytomna na ziemi w kałuży krwi, cieknącej z rozcięcia na czole. Jay stał nad nią, zapłakany, ale udało mu się dokonać tego, czego wielu dorosłych nie zdołało - unieszkodliwić siostrę bez zabijania jej.
Sumienie chłopca pozostało czyste, co niestety nie uratowało dziewczynki. Parę tygodni później rozstrzelali ją żołnierze, mający ochronić ich przed atakującym Zarażonym - nie Silver, odurzonej i nieświadomej. Seamus łkał tego dnia jak dziecko, a stare rany zaogniły się na nowo, przecięte nowymi - wyrzutami sumienia, nienawiścią i rozczarowaniem wobec samego siebie. Długo nie potrafił pogodzić się z tym, jak bardzo zawiódł siostrę, aż któregoś dnia trafił na grupę rebeliantów i w jego życiu znów pojawił się cel. Tym razem nie zamierzał zawieść.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
nowa17f - kozakipylife - kalardur - uee - pawelek1964