Nie jesteś zalogowany na forum.
This post is moved from topic "Faith and Power". Angelue
Grimm Pallaz Trex
Ostatnio edytowany przez Mietek (2017-07-24 17:27:00)
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "Faith and Power". Angelue
bogowie, mity, legendy etc.
TVORAC
ZORA
MJESEC
ZEMILIJA
VUK
PONIJETI
ważne miejsca, opis terenu, itp.
SVETA PLANINA
SUMOVITA SUMA
PAUKOV PAUK
PERTOŃSKA AKADEMIA
GREDA SMOTI
BRDO IZOLJE
wszystko magiczne i dziwne co chce cię zabić
GÓRSKIE PAJĄKI
SZARY NIEDŹWIEDŹ
WILKORY I WILKI
ZŁOTE SOKOŁY
DUCHY
ŚNIEŻNY TYGRYS
SMOK(tak Pertona ma pierdolonego smoka watcha gonna do) - wredny kurwiarz co się zalągł w ważnej kopalni i teraz Rada pierdolca dostaje
o kurwa
wszyscy pojebani i dziwni co chcą cię zabić
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "Kumple". Angelue
I'm not anti-social
I'm just tired of the people
Ostatnio coraz rzadziej pojawiał się w domu.
Od rozpoczęcia ostatniego roku w szkole zazwyczaj przychodził wieczorem dwa razy w tygodniu, przepakowywał plecak z brudnych ubrań na czyste, kłócił się z ojcem (jeżeli był obecny) lub młodszą siostrą (jeżeli była obecna), po czym wychodził, donośnie trzaskając drzwiami. Zdarzało się, że jego matka stawała w progu jadalni, patrząc na niego z bólem, który może odczuwać jedynie matka, której starania zostały odrzucone przez własne dziecko.
"Przynajmniej zostań na kolację..."
"Nie udawaj, że mnie tu chcecie"
"Wiesz, że to nie jest prawda"
"Nie pierdol. Dawaliście mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziany od dziesięciu lat"
Czasami ich rozmowy przybierały agresywniejszy ton. Pani Chesterfield - zdruzgotana, on - sfrustrowany. Zazwyczaj kończyło się na rzuconym w ścianę krześle kuchennym i potłuczonych zdjęciach rodzinnych wiszących na korytarzu, które Chester w furii zrzucił na podłogę. Ramki zostawały wymienione, krzesło naprawione, ściana zamalowana. Zdjęcie średniego Chesterfielda nadal nie zostawało zdjęte ze ściany; prawdopodobnie była to sprawka matki, reszta jego rodziny najchętniej odcięłaby się od niego zupełnie.
Innym razem wracał do domu już zirytowany. Pytał, czy jest ojciec. Kiedy był, wyprowadzał go na ganek. Wyjmował papierosa i odpalał, niechętnie częstując starszego. Ten zawsze odmawiał, patrząc na syna z ledwo zauważalnym rozczarowaniem. To Chester powinien być rozczarowany.
"Znowu wisisz *nazwa gangu lol*. Zaczepili mnie w barze. Do jutra musisz wpłacić przynajmniej zaliczkę"
Ojciec drapał się po karku, nagle zdenerwowany. Nie patrzył na syna, który w przeciwieństwie do niego wbijał spojrzenie w twarz rodziciela, oczy puste jak u ryby, białka zaczerwienione. Jarał.
'Nie mam jak"
"Jaja sobie robisz? Już i tak ubłagałem u nich, żeby przesunęli termin, a ty szopki odstawiasz, że nie masz jak?"
"Nie takim tonem"
"Jakoś nigdy nie postarałeś się, żeby zasłużyć na mój szacunek, teraz się nie dziw"
"Dziwię się, że jeszcze wracasz do rodzinnego domu, jak tak ci odpowiada towarzystwo szumowin społeczeństwa to idź i nie wracaj"
"Jebany hipokryto, trzeba było się nie wkręcać w biznes z nimi, nie miałbyś wtedy problemu"
Zapadała między nimi cisza; mierzyli się nieprzychylnymi spojrzeniami. Wtedy coś w Chesterze drgało, dziwne uczucie w żołądku. Jego ojciec, głowa rodziny, przez własną nieporadność mógł rozpierdolić tę już i tak pożal się boże rodzinę. Wzdychał, wbijał paznokcie w wewnętrzną skórę dłoni do krwi, by powstrzymać chęć rzucenia czymś.
"Zapłacę z własnych pieniędzy"
"... Słucham?"
"Ostatni raz. Jesteś mi winny przysługę". Rzucał papierosa na ziemię i przydeptywał go glanem. Rzucał panu Chesterfieldowi puste spojrzenie. "Ogarnij się. Przestań, póki możesz. Musisz wyżywić swoją rodzinę, z uzależnieniem od kokainy to ci się nie uda"
Wymijał go w ganku, zanim mężczyzna zdążył zareagować. W głębi duszy wiedział, że miał rację. "Chesterfieldowie" to nie byli już on, rodzice i jego dwie siostry, jedna młodsza, druga starsza. Teraz to byli rodzice i ich siedemnastoletnia córka. On tam nie przynależał. Najstarsza też nie. Oboje byli zjebani.
Pisał do Dave'a, czy może u niego przenocować. Jego najlepszy kumpel jak zwykle nie odmówił.
Pierwszy raz zdarzyło się to, gdy miał osiem lat, w drugiej klasie podstawówki. W trakcie lekcji jakiś dzieciak rzucił w niego kartką z zeszytu zmiętą w kulkę. Rozwinąwszy ją ujrzał jedno, dobitne słowo. Dziwak.
Coś w nim wtedy pękło. Oczy zaszły krwistoczerwoną mgłą. Otrząsnął się dopiero, gdy wyprowadzano go z klasy. Dłonie mu się trzęsły, łzy spływały po policzkach. Podobno zerwał się z krzesła, którym następnie w akcie czystej furii cisnął przez pół klasy, trafiając w głowę jakiejś dziewczynki. Na szczęście nie doszło do większych urazów. Dostał kuratora i został wysłany do psychologa, który nic mu nie pomógł.
Pamiętał powrót do domu, ciszę w samochodzie przerywaną jedynie łkaniem jego matki. Ojciec miał usta zaciśnięte w wąziutką kreskę, dłonie trzymające kierownicę zaciskały się na niej tak mocno, że aż pobielały. Thomas wyglądał przez szybę bez wyrazu.
Gdy weszli do domu, próbował przeprosić rodziców. Młodsza siostra z zainteresowaniem wychyliła nos zza drzwi. Jessica była jeszcze w szkole.
Język mu się plątał, oczy miał rozbiegane. Nie wiedział, dlaczego to zrobił. Nie wiedział, dlaczego to się stało. Bełkotał sam nie wiedział co.
Ojciec z pozornym spokojem wysłał go do swojego pokoju. Chłopak schował się w nim, zwijając się na łóżku. Po chwili dołączyła do niego siostra. Była przerażona. W całym domu słychać było kłótnię rodziców. Tom otworzył ramiona, pozwalając jej się w siebie wtulić. Głaskał ją po ciemnych włosach, szepcząc bzdury, że wszystko będzie dobrze, że zaraz to się skończy...
To był początek końca.
W szkole dzieciaki już go nie nękały. Zamiast tego zerkały na niego, przerażone. Szeptały między sobą. Chowały się przed nim. Czuł się jak potwór i tak był nazywany.
Podobno pobił trzech licealistów na raz. Jeden wylądował w szpitalu.
Podobno nosi przy sobie nóż i raz groził nim Patrickowi.
Wytrzymał w spokoju tydzień, trzymając emocje na wodzy. Jednak w piątek, wchodząc do klasy, zauważył bazgroły na swoim biurku. Z zaciekawieniem podszedł bliżej, by się im przyjrzeć. Poczuł się tak, jakby ktoś kopnął go w brzuch.
To nie były bazgroły. To były napisy. "Psychopata". "Powinni cię odesłać". "Nikt cię tu nie chcę".
Dzieciaki go obserwowały w ciszy. Milczenie przerwał chichot jednego z chłopców. Thomas poderwał głowę, wlepiając wzrok w teraz pobladłego chłopaka. Wzrok, który płonął. Zacisnął dłonie w pięści.
Tym razem nie cisnął krzesłem. Tym razem cisnął kolegą z klasy. Popchnął go, a ten poleciał na ścianę, uderzając w nią głową. Stracił przytomność.
Tom został zawieszony na tydzień.
Jednej nocy, gdy siedział w salonie próbując czytać jakąś książkę, do domu wrócił ojciec. Pijany. Zauważył syna i zaczął wrzeszczeć. Dlaczego nie możesz być normalny, pytał. Nie jesteś już moim synem, krzyczał.
Thomas również się wściekł, zrzucając wazon ze stolika. Matka przybiegła, błagając, by obaj się uspokoili. Jessica wychyliła się ze swojego pokoju tylko po to, by krzyknąć "Czy ta rodzina może chociaż raz nie być pojebana?"
- Jessica, wyrażaj się! - odkrzyknęła zdruzgotana matka.
A pan Chesterfield podszedł do swojego syna, chwytając go za podbródek w iście delikatnym geście; jakby miał zaraz na jego czole złożyć rodzicielski pocałunek, okazać zrozumienie.
Zamiast tego wymierzył chłopcu siarczysty policzek. Odgłos skóry uderzającej w skórę rozbrzmiał w domu niczym echo, uciszające wszystko naokoło. Thomas patrzył się w pustkę, w głowie mu szumiało niczym w źle nastawionym telewizorze. Przez moment na twarzy ojca odmalowało się poczucie winy i przerażenie. Matka łkała, stojąc w progu. Mężczyzna spojrzał na swoje dłonie, potem na syna...
... i wyszedł z domu w noc, najpewniej z powrotem do baru.
Tom przeniósł wzrok na panią Chesterfield, spojrzał w jej napuchnięte, czerwone oczy. Wyciągnęła ku niemu ramiona, lecz on wyminął ją w progu i pobiegł szybko na piętro, nie do swojego pokoju, lecz do pokoju Jess, która siedziała przy biurku w widocznym szoku. Musiała być świadkiem całej sytuacji. Bez słowa przygarnęła brata do siebie.
Byli takimi samymi wyrzutkami, on i ona; Thomas w tamtej chwili to zrozumiał. Zobaczył to w oczach ojca, w oczach matki, którą sam odrzucił, której złamał serce. W oczach młodszej siostry, która stanęła w progu pokoju Jessici, lecz gdy wyciągnął ku niej dłoń, z przerażeniem uciekła, chowając się we własnej sypialni. To chyba zabolało go najbardziej - miał ją chronić, być starszym bratem, jej opoką, bronić przed koszmarami; teraz sam stał się jednym z nich.
Przychodziły takie dni, kiedy zazdrościł Jess. Można nawet powiedzieć, że ją podziwiał. Wyrwała się spod skrzydeł niedojebanych rodziców, studiowała w Londynie, miała chyba jako-tako udane życie (nie był pewien, gdyż nie odezwała się słowem od kiedy zniknęła)... Najczęściej jednak czuł jedynie ból po stracie i złość. I smutek, że nie zabrała go ze sobą. Od zawsze ją adorował, była dla niego niczym bożek, składała mu słodkie obietnice normalnego życia, z dala od rodziny, która ich nienawidziła; ostatecznie zostawiła go sama w dołku, który wykopali własnymi rękoma, używając go jak drabiny, by się z niej wygrzebać. Chuj jej w dupę, powtarzał zraniony. Został sam i samotność stała się jego jedynym towarzyszem. [...]
[...]
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "Kumple". Angelue
When I finally get back I'll be feeling fine
Stanęła pewnego dnia przed drzwiami domu w Bristolu. Ze złotą walizką u nogi, złotym iPhonem w ręce i złotym naszyjnikiem na szyi. Cała była złota w jasnym świetle wiosennego poranka. Głowę miała wysoko zadartą, patrzyła w zasłonięte okna. Zastukała kołatką i czekała. Otworzył jej chłopak o włosach równie czarnych co jej. Delikatnie uniosła kąciki ust w uśmiechu.
- Cześć - powiedziała głosem ociekającym lukrem. - Miło cię znów wid...
Chłopak zmarszczył nos, wykrzywił usta i zatrzasnął jej drzwi przed nosem. Ściągnęła brwi, schowała telefon i zaczęła walić pięściami w drzwi.
- Tom, kurwa! Otwieraj te drzwi, ty ludzka spierdolino!
I've got no time to kill but when I get home, baby I will
Powrót Jessiki Chesterfield do domu nie pozostał niezauważony przez innych mieszkańców dzielnicy. Zwłaszcza zważywszy na fakt, że większość z nich została obudzona o godzinie piątej w sobotni poranek przez jej dzikie wrzaski.
Ja pierdolę, ale ameby.
Offline
This post is moved from topic "NPC i poboczni Kumpli". Arbalester
Jura
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "NPC i poboczni Whisper". Angelue
to się przytnie
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "NPC i poboczni Whisper". Angelue
Edith (bff Imogen)
Jason (jeden z licznych kochasiów Imogen)
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "NO SIGNAL". Angelue
"She stood up from the ground and asked: "how do you know when the sun will start shine again?
I looked at her, the way she was dressed in ribs and how she wore her collarbone like a necklace.
"The moment you wish" I replied and she smiled at me by hearing this.
We both knew she would never wish for such thing cos only in darkness she truly seemed to exist."
To był zwykły dzień.
Wstała o szóstej, mimo bólu kręgosłupa zrobiła poranne ćwiczenia. Weszła do łazienki i od razu stanęła na wadze, marszcząc brwi z niezadowolenia. Była tak bliska celu. Zeszła do kuchni, by przygotować zieloną herbatę. Popijając ją zastanawiała się, co zrobić na śniadanie. Postawiła na owocową sałatkę (146 kalorii). Powoli zjadła, między kęsami biorąc duże łyki wody, by oszukać żołądek. Dłonią przejeżdżała po brzuchu, z zadowoleniem stwierdzając, że czuje pod palcami wystające żebra. Robiła oszałamiający makijaż, zaplatała wypłowiałe włosy, które pomimo traktowania odżywkami i maseczkami wypadały garściami. Pakowała plecak (woda woda woda), zakładała obcisłe dżinsy. Przeglądała się w lustrze, ciesząc się z ciężko wypracowanej thigh gap. Szła na przystanek. Po dziesięciu minutach marszu już opuszczały ją siły, mimo to robiła dobrą minę do złej gry. Witała uśmiechem przyjaciółki, zachwycające się jej szczupłymi nogami. "We wszystkim zawsze wyglądasz dobrze". Czuła dumę.
[...]
Delilah Henderson
The brain is a monstrous, beautiful mess
Offline
This post is moved from topic "The Unlikely Story". Angelue
NIE JESTEM WARIATKĄ
Dream x Everdale x 21 lat
- Dlaczego? - z trudem powstrzymała się od teatralnego wywrócenia oczami. Miała szczerze dość tego cholernego pytania. Jeżeli miałaby sporządzić listę znienawidzonych słów to zdecydowanie owe "dlaczego" znalazłoby się na jej szczycie. Ludzie nie potrafili ukryć zdziwienia, gdy się im przedstawiała. I co niby miała odpowiedzieć? Kogo obchodziło, że jej matka była popapraną hipiską, która nie zostawiła jej nic poza tym nietypowym imieniem? Czy ktokolwiek przejmował się tym, że jej ojciec był bogatym dupkiem, który nie chciał mieć nic wspólnego z córką, która była dla niego jedynie nieprzyjemną pamiątką po jakże przyjemnym romansie? Dream zmierzyła swojego rozmówcę chłodnym spojrzeniem. Od czasu do czasu jej współlokatorka będąca jednocześnie jej najlepszą ( i jedyną) przyjaciółką namawiała ją na randkę z jakimś facetem poznanym w internecie. Te spotkania zazwyczaj kończyły się tak samo. Dream nie potrzebowała wiele czasu, by zabrać swoją torebkę i bez słowa zakończyć te męczarnie. Nucąc pod nosem piosenkę jednego ze swoich ulubionych zespołów, wyszła z kawiarni, która i tak była dla niej zbyt elegancka.
♠
Dream już od najmłodszych lat postrzegana była jako samotniczka. Sama nie zgadzała się z tym osądem. Po prostu ciężko było jej znaleźć osobę, z którą odnalazłaby więź, a nie chciała marnować czasu na znajomości, które nic nie wnosiły do jej życia. Uważała, że była w stanie się o siebie zatroszczyć, miała wiele pasji i zainteresowań, nie narzekała na nudę. Ponadto naprawdę lubiła swoje własne towarzystwo. Nie obchodziło ją to, że uważano ją za odludka, dziwaczkę, nieprzystosowaną do społeczeństwa wariatkę. Nie zważała na szepty rozlegające się za jej plecami. Doskonale wiedziała, że udało jej się osiągnąć coś, z czym większość miała problem. Lubiła siebie. Była kompletna. Nie potrzebowała, by ktokolwiek ją uzupełniał. Wychowywana w rodzinach zastępczych, w których nigdy nie zaznała uczucia akceptacji, musiała radzić sobie sama. I świetnie jej to wychodziło. Liczyły się dla niej pasje, którym oddawała się w całości. Kochała przyrodę i sztukę. Czasem czując na twarzy powiew wiatru, przymykała delikatnie oczy i myślała o tym jak cholernie szczęśliwa była.
♠
Patrzył na nią zdecydowanie zbyt długo. To prawda, że nieco wyróżniała się z otoczenia. Uważała, że to przez włosy, które zdecydowała się przefarbować na różowo. Udało jej się trafić do dość wyluzowanej rodziny, o dziwo nikt nie zrobił jej awantury, gdy wróciła do domu z kompletnie odmienioną fryzurą. Janet nawet powiedziała, że nowy wygląd jej pasował, co Dream przyjęła z lekkim uśmiechem. Rzadko uśmiechała się w obecności ludzi, jednak jej matka adopcyjna potrafiła wydobyć z niej tę reakcję. W szkole i tak uważano ją za dziwaczkę, więc na nikim nie zrobiło to większego wrażenie. Jednak ten chłopak zwyczajnie się na nią gapił i wydawał się nie być ani trochę skrępowany, nawet gdy zirytowana Dream, w końcu przestała udawać, że go nie dostrzegała. Odwróciła głowę i zmierzyła go chłodnym spojrzeniem szaro-niebieskich oczu. Wtedy zrobił coś dziwnego. Posłał jej szeroki uśmiech. O dziwo to jeszcze bardziej zdenerwowało dziewczynę. Miała szesnaście lat, może i powinna zachowywać się dojrzalej, jednak Dream nigdy nie przejmowała się ogólnie panującymi normami. Niczym pięciolatka pokazała mu język i odwróciła się z powrotem w stronę tablicy. Minęły cztery miesiące, zanim w końcu pozwoliła, by niejaki Ethan Quinn zaprosił ją na spacer. Pomyśleć, że ta krótka wycieczka tak bardzo odmieniła jej życie.
♠
Ostatnio edytowany przez Lavender (2018-04-13 16:54:09)
Offline
Tu będą składowane posty, które może kiedyś powrócą.
Dziwne, u mnie działa.
Offline