Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#1 2017-08-07 22:21:15

Mietek
Ciuchofil
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

I'd never leave my kid alone with myself either [Kumple]

- Niańka? - Dave spojrzał na niego z niedowierzaniem w oczach. - Przecież ty nienawidzisz dzieci!
- Nieistotne. Nie mogę znaleźć innej roboty, to była jedyna opcja. Potrzebuję kasy, szybko – odpalił papierosa, zaciągając się mocno. Wypuścił dym nosem, częstując najlepszego przyjaciela. Blondyn z radością przyjął darmową dawkę tytoniu. - Zresztą, to tylko kilka godzin. Co złego może się stać? Jedyną rzeczą, która jest narażona na poważne uszkodzenia, jest moja psychika.
- No nie wiem – wyraził swoje wątpliwości chłopak, odpalając papierosa. - Nie uważasz, że nie jesteś wzorowym przykładem niańki? Wyobraź to sobie, stajesz w progu domu, przed sobą masz Typową Mamusię, która widząc cię zamyka ci drzwi przed nosem, bo myśli, że porwiesz jej dzieci na czarną mszę. - Drażniący gardło dym ulatywał ku wieczornemu niebu, skręcając się w najrozmaitsze wzroki i spirale. - Bez urazy, ziom, ale nie zostawiłbym z tobą własnego dziecka – dodał.
Chester przewrócił oczami.
- Też bym nie zostawił swojego dziecka ze sobą, ale kobieta chyba nie ma innego wyjścia, chwyta się okazji jak tonący brzytwy. – Strzepnął popiół na chodnik. - Musi szybko wyjechać, a jej dwunastoletnia córusia skutecznie odstraszyła wszystkie profesjonalne opiekunki.
- Jesteś jej jedyną nadzieją – powiedział Dave niemal z dumą w głosie. - Kto by się spodziewał, że weźmiesz się za coś produktywnego. Tak szybko dorastają – otarł wyimaginowaną łzę z kącika oka.
Chester uniósł kącik ust w parodii uśmiechu, nic na to nie odpowiadając. Może i Dave był jego (jedynym) najlepszym kumplem, ale nie musiał wiedzieć o jego ciemnych interesach i nieciekawej sytuacji. Wystarczyło, że jego własna rodzina go nienawidziła, nie potrzebny mu był do tego zawiedziony przyjaciel.
Zerknął na blondyna, który przeglądał memy na telefonie, śmiejąc się sam do siebie. Westchnął.
- Dobra, wracam do domu. Home shit home – rzucił peta na ziemię i przydeptał.
- Podwieźdź cię?
- Nie, spacer dobrze mi zrobi – odwrócił się, by odejść, zatrzymał się jednak w półkroku, by zmierzyć chłopaka wzrokiem.
- Słuchaj, David – westchnął. Ramiona blondyna od razu stężały; gdy Chester zwracał się do niego pełnym imieniem, oznaczało to tylko jedno – kłopoty. - Znasz moje zdanie na temat umawiania się z moją siostrą.
- Tak, ten latający wazon był bardzo dobitny – odpowiedział słabo. Brunet drgnął; nie lubił wspominać swojego wybuchu wściekłości w stronę przyjaciela. W ogóle nie lubił wspominać tamtego okresu, gdy przez pół roku po tym incydencie nie zamienili ze sobą słowa, dopiero sylwestrowa impreza sprawiła, że zaczęli kumplować się z powrotem, choć początki były niezręczne.
- Taa, przepraszam raz jeszcze – podrapał się po karku. - Ale wiesz co? Jeszcze bardziej nie lubię, jak oboje chodzicie wokół mnie na paluszkach, żebym tylko się nie dowiedział, że się spotykacie. Uprzedzając: tak, wiem. Nie jesteście zajebiście subtelni – zaśmiał się sucho.
Stali przez chwilę w milczeniu, żaden nie do końca pewien, co powiedzieć.
- Czyli... - zaczął Dave nieśmiało, ale Chesterfield mu przerwał.
- To nie tak, że nie mam nic przeciwko. Po prostu – westchnął, podirytowany. - Jesteśmy kumplami, nie? Nie chcę, żeby sprawa z Olivią nas podzieliła. Znowu. Przestańcie się chować po kątach, to może – wypuścił głośno powietrze przez nos – się przywyczaję.
- O-okej...  - Pokiwał głową Dave.
- Super.
- Świetnie.
- Genialnie.
- Wybornie
Uśmiechnęli się obaj na tę małą gierkę, która miała swój początek podczas ich pierwszego spotkania.
- Powodzenia przy bachorach.
- Przyda się.

Otworzył drzwi wejściowe, wsunął się do przedsionka i zamknął je cicho za sobą. Zerknął na zegar wiszący na ścianie; wskazówki pokazywały 1:20 w nocy. Zdjął ciężkie buty, biorąc je zaraz w ręce. Nigdy nie zostawiał obuwia poza swoim pokojem, na wypadek gdyby został uziemiony i musiał wychodzić oknem. Na paluszkach wszedł po schodach na piętro i od razu skierował kroki ku sypialni, sąsiadującej ze starym pokojem Jessici i naprzeciwko pokoju Olivii. Panele zaskrzypiały pod jego stopami, dźwięk przeszył nocną ciszę, wybrzmiewając trzy razy głośniej, niż podczas dnia. Znieruchomiał momentalnie, nasłuchując. Gdy nie usłyszał, by któryś z domowników zaciekawił się, co trzeszczy na korytarzu, odetchnął i otworzył drzwi , na których wisiała tabliczka z napisem „KEEP OUT” i dopisanym pod nim odręcznie „fuck you olive”. Zacisnął zęby, przypominając sobie dzień, w którym w ramach szlabanu ojciec wyjął mu drzwi z zawiasów, odbierając mu tę resztkę prywatności i ostatnią ostoję, jaką miał w rodzinnym domu. Walczyli ze sobą dwa tygodnie, aż w końcu ustalili ultimatum: dostaje drzwi z powrotem, ale bez zamka. Przez to nie mógł bezpiecznie zostawić prywatnych rzeczy we własnym pokoju, gdyż jego siostra lubiła go szpiegować, tak samo zresztą jak matka.
Odłożył buty pod łóżko, zdjął kurtkę i bluzę, które rzucił na krzesło i padł jak długi na łóżko. Przejechał palcem po wyżłobieniu na ścianie, pamiątce po jednym z jego wybuchów. Rozwalił sobie wtedy całkowicie kłykcie.
Nie mając nawet siły na zrzucenie z siebie ubrań, zasnął tak, jak leżał.

Obudził się automatycznie o piątej rano, nie mogąc zasnąć z powrotem. Jęknął w poduszkę, ale zwlókł się z materaca i niechętnie podreptał do łazienki. Opłukał twarz i umył zęby, zerkając na swoją zmęczoną twarz w lustrzanym odbiciu. Włosy miał przetłuszczone. Normalnie nie przejąłby się za bardzo, ale miał się dzisiaj pokazać ludziom, więc przydałoby się samemu wyglądać jak człowiek. Zrzucił z siebie wczorajsze ciuchy i wskoczył pod prysznic, katując się zimną wodą, by choć trochę się rozbudzić. Spienił w dłoniach szampon – jakiś gówniany ziołowy, najpewniej jego matki, większość swoich kosmetyków powywoził do Dave'a – i naniósł na włosy, myjąc je leniwymi ruchami. Nagle poczuł mały zastrzyk energii i stwierdził, że równie dobrze może umyć się porządnie cały. Jedyny żel pod prysznic był o zapachu truskawkowym, do tego tym obrzydliwie chemicznym. Zmarszczył nos, ale użył go tak czy tak.
Gdy wycierał się ręcznikiem, ktoś zaczął dobijać się do zamkniętych drzwi.
- Tom, jeśli używasz mojego żelu to cię zabiję! - zawołała młodsza siostra. Skrzywił się.
- Kurwa, zamknij się, jest piąta rano, obudzisz starszych – syknął. Tylko tego mu było potrzeba – żeby cała familia się dowiedziała, że syn marnotrawny powrócił do domu.
- Pojechali odwiedzić ciocię Becky – odpowiedziała, na co odetchnął z ulgą. - Gdybyś czasami bywał w domu, to byś wiedział – dodała zgryźliwie, ale w jej głosie słychać było... uraz? Chyba się przesłyszał.
- Gdybyście mnie chcieli w domu, to bym wracał – odpowiedział sucho, zakładając wczorajsze ubrania. Odkluczył drzwi, stając twarzą w twarz z Olivią, która od razu odwróciła wzrok, gdy tylko ich spojrzenia się spotkały. Prychnął, popychając ją ramieniem gdy przechodził obok niej. Od razu tego pożałował.
Niegdyś byli naprawdę blisko. Niegdyś. Oboje przyczynili się do zepsucia tej relacji, choć Chester nie udawał, że to jego wina była większa. Pod ironicznymi dogryzkami i przewracaniem oczami kryła się przestraszona siedemnastolatka, sterroryzowana przez własnego brata. Widział to. Nie wiedział jednak, co z tym zrobić. Zwykłe „przepraszam za bycie potworem” nie wystarczyło. Miał wrażenie, że naprawa ich więzi z góry była skazana na porażkę. On magicznie nie zacznie być lepszym człowiekiem, a ona nigdy do końca mu nie wybaczy tylu lat wrzasków, kłótni i latających mebli.
Mimo to próbował. Czasami. Ona też.
Tak jak dzisiaj.
- Tom, może... - zacięła się, skubiąc rękaw cienkiego, zielonego sweterka. - Em, może chcesz zrobić śniadanie? Razem? - ostatnie słowo wypowiedziała bardzo cichutko, tak że ledwo ją dosłyszał.
Zacisnął pięści. Wyciągała ku niemu dłoń. Ponownie. Może gdyby teraz ją odciął, przestałaby próbować? Czy tak nie byłoby łatwiej?
Dlaczego nie mógł po prostu powiedzieć „nie, pierdol się”?
- Jasne – wydusił, zanim odwrócił się do niej plecami i wszedł do sypialni. Szybko zmienił koszulkę i bieliznę, spodnie i bluzę zostawiając te same. Zszedł do kuchni, przeskakując po dwa schodki. Na jego widok siostra uśmiechnęła się, zaciskając wąsko usta. Spróbował odwzajemnić gest, ale czuł, że wyszedł z tego nieprzyjemny grymas.
Rzadko się uśmiechał. Powinien poćwiczyć przed lustrem.
- Jajecznica – powiedział.
- Bekon – odparowała, wyciągając dwie patelnie, jedną głęboką, drugą cieńszą. Drugą podała starszemu.
Zajęli się przygotowywaniem posiłku w milczeniu. W międzyczasie dziewczyna puściła z laptopa swoją poranną playlistę. Pierwszy utwór rozbrzmiał w pomieszczeniu, spokojne dźwięki gitary skutecznie odprężyły Chestera, który z łagodniejszym wyrazem twarzy spojrzał na Olivię, śpiewającą pod nosem słowa piosenki. Pokręcił głową.
- Nie umiesz śpiewać, zupełnie.
- Dzięki za wsparcie, chamie – odparła, ale nie zabrzmiało to jak obelga. Przez kolejne minuty gotowali razem w przyjemnym milczeniu, przerywanym jedynie przez muzykę i odgłosy smażenia. Thomas rzucił pod nosem, by siostra wrzuciła na głęboki tłuszcz dwie kiełbaski, by nie marnować czasu. Sam skończył z jajecznicą, więc odstawił patelnię na bok, zaraz wyciągając garneczek do podgrzania fasolki. Młoda Chesterfield podsmażyła w tym czasie grzyby i pomidory.
Po pieczołowitym przygotowaniu posiłek został postawiony na stole i oboje zasiedli na krzesłach obok siebie, co w ostatnim czasie zdarzało się naprawdę rzadko. Jedli, prowadząc niezobowiązującą rozmowę o bzdurach; znajomych w szkole, pogodzie, ostatnich imprezach. Zręcznie omijali niezręczne tematy. Chester wstał od stołu, by zagotować wodę i zrobić im herbaty – dla niego jaśminowa, dla niej jakaś gówniana o smaku owoców leśnych. Naprawdę nie wiedział, co ona miała z tymi słabej jakości owocowymi produktami.
Postawił przed nią pękaty kubek, na co uśmiechnęła się szczerze i podziękowała cicho. Opadł na krzesło, biorąc łyk swojego naparu, od razu parząc sobie język.
- Więc... - zaczął, odchrząkując. Uniosła brew, nieprzyjemnie upodabniając się do starszej siostry. Odwrócił wzrok, zaciskając usta w wąską kreskę.
- Gadałem z Davem – znieruchomiała, zerkając na niego jakby zaraz miał zacząć rzucać się po kuchni w furii. Przez to nabrał ochoty na rzucanie się w furii. Wziął głęboki oddech, by się uspokoić. - Wiem, że nadal się... spotykacie. Ostatnim razem zachowałem się bardzo chujowo i wiem, że nic tego ci nie wynagrodzi, ale chcę tylko powiedzieć, że naprawdę nie musicie się chować przede mną. Nie mam nic przeciwko.
Miał coś przeciwko, ale nie chciał psuć miłego śniadania.
Dziewczyna wlepiła wzrok w swój bekon, jakby zastanawiając się, czy warto zaczynać kłótnię czy nie, lecz ostatecznie jej myślenie miało podobny kierunek do jego. Pokiwała głową.
- Dzięki – uśmiechnęła się blado. Pokiwał głową.
[...]

Chester niechętnie spojrzał na mały, aczkolwiek ładny domek. Ściany były pomalowane na jasnozielony kolor, dachówki były brudnoniebieskie, a w białych okiennicach stały zadbane kwiaty w różnych kształtach i odcieniach.
Budynek otaczał ogródek z oczkiem wodnym i przystrzyżonymi krzakami, a do drzwi prowadziła ścieżka ułożona z drobnych kamyczków. Cała estetyka domostwa krzyczała mu w twarz abort! abort! szczęśliwa i normalna rodzina!. Radosne, rozgadane dzieciaki i kochający rodzice byli ostatnim, czego w tej chwili potrzebował. Westchnął,
dopalił papierosa i rzucił żarzący się jeszcze filtr na ziemię, przydeptując go glanem. Ubrał się tak, jak zwykle, czyli niczym nastoletni psychopata gotów rozstrzelać szkołę (zasłyszane od jednego z kurwiarzy na szkolnym korytarzu.
O dziwo mu nie przypierdolił). Nawet nie pokwapił się, by wyjąc z uszu kolczyki. Poważnie zaczął się zastanawiać,
czy przepowiednia Dave'a się spełni i drzwi zostaną zamknięte przed jego nosem przez zmartwioną mamuśkę,
myślącą że chłopak weźmie i przyrządzi sobie jej kota na obiad. Chester nigdy nie zrobiłby krzywdy żadnemu kotu,
on je jedynie kradnie sąsiadom. Z kolejnym westchnięciem ruszył niczym skazaniec w stronę drzwi.
Zanim zdążył zapukać otworzyły się one z impetem, omal nie łamiąc mu nosa, a w progu stanęła na oko trzydziestoletnia kobieta, której widocznie się spieszyło. Czuł od niej kwiatowe perfumy, usta miała pomalowane ciemnoczerwoną szminką. Ubrana była w dobrze skrojoną marynarkę i dopasowaną, ołówkową spódnicę. W jednej dłoni trzymała kluczyki do samochodu, w drugiej termos, najpewniej z kawą. Ocenił ją jako kochającą, ale zapracowaną mamuśkę.
Zapracowana Mamuśka spojrzała na niego z widoczną ulgą.
- Jak dobrze - zawołała, bezceremonialnie wciągając go za ramię do środka. - Tom, prawda? Super, miło mi cię poznać, tu masz zapłatę z góry - wcisnęła mu do kieszeni czarnej bluzy kopertę - a rozpiska z codziennymi zajęciami dziewczynek wisi na lodówce. Jane powinna być w łóżku najpóźniej o dwudziestej. Pilnuj, żeby Emily nie uciekła.
Muszę spadać, naprawdę się spieszę, dzięki wielkie - poklepała go po ramieniu i już jej nie było. Zdezorientowany nastolatek został sam w obcym domu, z dwiema dziewczynkami, które teraz były chuj wie gdzie. Niepewnie rozejrzał się po przedsionku, nie będąc pewnym, gdzie odwiesić narzuconą na ramiona katanę, gdyż wieszaka nigdzie nie było,
a zostawienie ubrania w zamkniętej szafie wydawało mu się być nieco inwazyjne. Ostatecznie zdjął jedynie ciężkie buciory, na samych skarpetkach wkraczając do korytarza utrzymanego w odcieniu beżu. Zauważył wiszące na ścianie zdjęcia rodzinne i poczuł ucisk w żołądku, wspominając własny dom i własne zdjęcia. Budynek miał podobny układ,
co jego chata, więc z nadzieją, że trafi do kuchni, otworzył pierwsze drzwi po prawej. Trafił. Pomieszczenie było wyjątkowo nowoczesne; spodziewał się starych, obtłuczonych blatów "po babci". Ściany były białe, podobnie jak śliskie kafelki (co za głupi pomysł dawać śliską podłogę do takiego pomieszczenia, jak kuchnia?), a blaty granitowoszare. Cały pokój wydawał się monochromatyczny i jedynymi kolorowymi akcentami były dwa wiszące na ścianie obrazki przedstawiające owoce i pstrokate bazgroły jakiegoś dziecka umieszczone pieczołowicie na drzwiach lodówki.
Dopiero po dłuższej chwili zauważył na oko dwunastoletnią dziewczynę, wrzucającą kawałek papieru, będącego najpewniej rozpiską wspomnianą przez Zapracowaną Mamuśkę, do zlewu, pod wpływem wody zamieniając go w bezkształtną papkę. Wbiła w chłopaka wzrok wyczekująco, jakby miał w tym momencie obrócić się na pięcie i wyjść,
rzucając robotę w cholerę. Uniósł brwi. Musiała się postarać trochę bardziej, żeby go zniechęcić. Potrzebował tych pieniędzy.
- Spoko - wzruszył ramionami i wyszedł z pomieszczenia, przechodząc przez drzwi naprzeciwko. W salonie na ścianie wisiał gigantyczny telewizor, a na środku pokoju umieszczono wyglądającą na bardzo wygodną kanapę. Przewiesił przez jej oparcie i rozłożył się na kolorowych poduszkach z cichym sapnięciem. Włączył telewizor i  rozprostował długie nogi z zadowoleniem, które nie potrwało zbyt długo, gdyż mała terrorystka pojawiła się ponownie, stając przed sofą ze splecionymi na klatce piersiowej.
- Zadzwonię do mamy i powiem, że nie wywiązujesz się ze swoich obowiązków - poinformowała go.
- Zadzwonię do twojej mamy i  powiem, że utrudniasz mi pracę. Będzie musiała tu wrócić i być niezadowolona z twojego zachowania, przegapiając ważne spotkanie. Chcesz tego? - odparował znudzonym tonem, przełączając kanał i nawet na nią nie patrząc.
To widocznie podziałało, ponieważ dziewczyna zacisnęła zęby i wymaszerowała z salonu, dobitnie trzaskając drzwiami.
Chester skrzywił się. Nie na wychowywanie rozpieszczonych gówniar się pisał.
Nie minęło dłużej niż pięć minut, gdy drzwi otworzyły się ponownie i wleciała przez nie kolejna dziewczynka, widocznie młodsza. Jej jasne włosy były zaplecione w dwa warkoczyki, a policzki zdobił rumieniec. Zatrzymała się w pół kroku,
widząc odzianą w czerń postać Chestera rozwaloną na wznak na kremowej kanapie. Jej twarzyczkę rozjaśnił uroczy uśmiech. Podbiegła do niego w podskokach, podstawiając mu pod nos trzymaną lalkę. Zabawka miała rude włosy i kwiecistą sukienkę.
- Chcesz dołączyć do herbatki? - spytała z nadzieją.
O kurwa.

Nie wiedział co - Bóg, los czy inny Budda - ale coś bardzo lubiło robić sobie jaja z jego życia. Doskonałym tego przykładem było przyjęcie z wyimaginowaną herbatką. Siedział niezręcznie na zdecydowanie za małym krzesełku przy zdecydowanie za małym stoliku (musiał dziwnie rozkraczyć nogi, żeby przypadkiem nie wywalić gównianego mebelka z Ikei), trzymając plastikową filiżankę w dwóch palcach. Przyglądał się siedzącemu obok niego misiowi, jakby ten miał mu wyjawić tajemnicę wszechświata. Mała Jane mruczała pod nosem znaną tylko sobie melodię, "nalewając" naparu dla lalki.
- Louise pyta, czy smakuje ci ciasto, Thomasie - powiedziała dziewczynka. Nastolatek obrzucił ponurym spojrzeniem pusty, różowy talerzyk i równie różowe sztućce, które do niczego się nie nadawały, a w szczególności do spożywania nimi posiłku.
- Przepyszne - burknął, wracając do nierównej walki na spojrzenia z misiem. Zaproponował dziewczynce, że może zaparzyć prawdziwej herbaty i mogą upiec prawdziwe ciasto, lecz ona stwierdziła, że "to już nie jest to samo".
Wzruszył na jej słowa ramionami, nie będzie się przecież sprzeczać z dziecięcą filozofią.
Mała uśmiechnęła się do niego ujmująco. Spróbował odwdzięczyć się tym samym, ale wyszedł mu tylko brzydki grymas. Naprawdę powinien poćwiczyć uśmiechanie się.
Rozejrzał się po sypialni dziewczynki i omal nie rzygnął tęczą. Zdecydowanie zbyt dużo pastelowych kolorów, a przede wszystkim wszechobecnego różu. Pokój Jane był całkowitym przeciwieństwem sypialni Chesterfielda; jego była ciemna, obklejona plakatami zespołów i zaśmiecony pustymi opakowaniami po gównianym żarciu i brudnymi ciuchami. Pokój Jane zaś był słodki i uroczy, w różach i błękitach i miał wszystko to, co młodociane księżniczki lubią najbardziej - łóżko z baldachimem, puszysty dywan w który aż chciało się włożyć rękę, nawet pomimo faktu, że pewnie krył w sobie chmary kurzu i roztoczy oraz, oczywiście, pieprzony zestaw do herbatki.
Dziecko szczebiotało wesoło coś do swojej lalki, a Chester w tym czasie wyciągnął telefon i odblokował ekran. Jedna wiadomość od Dave'a.
: I jak ci idzie rola niańki?
: przyjęcie z herbatką
: O kurwa
- Mama mówi, że to nieładnie patrzeć w telefon przy stole - usłyszał niezadowolony głos Jane. Wzruszył ramionami, ale mimo wszystko schował urządzenie do kieszeni.
- Nie należę do osób, które zachowują się ładnie - poinformował. Mina dziewczynki zrzedła, za co przeklął się w myślach. Odłożyła filiżankę na podstawek.
- Według mnie jesteś bardzo miły - oznajmiła cichutko. - Moja siostrzyczka nigdy się ze mną nie bawi. Mówi, że to dziecinne i głupie.
Chester poczuł nieprzyjemny ucisk w żołądku, przypominając sobie sytuacje, w których zachował się jak starsza siostra Małej.
- Wiesz, młoda - poruszył się niespokojnie na krześle. Nie był dobry w mówieniu, a tym bardziej w pocieszaniu dzieciaków. - Czasami mówimy rzeczy, które nawet nie są prawdziwe i których wcale nie bierzemy na serio, ale pod wpływem złych emocji i tak je z siebie wyrzucamy. Twoja siostra na pewno cię kocha i wcale tak nie sądzi. - Tego ostatniego wcale nie był pewien, ale zależało mu, żeby małolata poczuła się lepiej.
Podziałało, dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało i pokiwała głową. [...]


The brain is a monstrous, beautiful mess

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] claudebot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
se - dungeoncrusherunity - iquality-gaming - strefa-yotube - fallenworld