Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#91 2019-08-11 09:45:30

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

dekade.regular.png


Nie wiedziałem nawet jak doszło do tego, że Light z taką łatwością zabrała mnie do domu. Ból obezwładnił i wręcz otumanił mnie na tyle, że nie miałem pojęcia co się działo. Byłem naprawdę wytrzymały, miałem dużą tolerancję na cierpienie fizyczne, tym razem było to jednak coś więcej.
  Przetarłem oczy zdając sobie sprawę z tego, że leżałem we własnym łóżku. No tak, musiałem zasnąć. Dość często zdarzało mi się zarywać noce, byłem przyzwyczajony do zmęczenia i nie odpływałem tak jak teraz. Musiałem jednak przyznać, że było to całkiem przyjemne. Po prostu błogi sen, bez żadnych koszmarów. Jakbym na chwilę się wyłączył. Mój reset nie mógł trwać jednak zbyt długo. Kilka chwil po przebudzeniu zacząłem myśleć o Light i tym co powiedziałem jej pod szpitalem. A w zasadzie o tym, co wykrzyczałem. Jęknąłem zdając sobie sprawę z tego co narobiłem. Light była tak samo zdruzgotana jak i ja, zamiast dać jej wsparcie, którego potrzebowała, jeszcze bardziej jej dokopałem. Niczym sobie na to nie zasłużyła. Teraz zacząłem się zastanawiać czy w ogóle miałem rację.
  To prawda, że nie pomyśleliśmy o uczuciach Becci. Dziewczynę musiało nieziemsko zaboleć, gdy zeszliśmy się z Light. Jednak czy dlatego, że moja przyjaciółka była we mnie zakochana, mieliśmy nie być razem? Nie chciałem rezygnować z miłości mojego życia. Bo byłem tego pewien, Light to ta jedyna. Nie chciałbym nikogo innego. Tak naprawdę wiedziałem o tym już w chwili, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Nigdy nie zapomniałem spotkania, na które Becca zaciągnęła mnie niemal siłą. Jeżeli istniały strzały amora, to zdecydowanie w tamtym momencie ugodził mnie jedną z nich. Tak, nie było szans abym kiedykolwiek zszedł się z Beccą. Jedyny błąd jaki popełniliśmy polegał na tym, że nie porozmawialiśmy z nią o całej tej sytuacji. Nie zachowaliśmy się jak przyjaciele. Nie oznaczało to jednak, że przestaliśmy nimi być. Nasza więź była zdecydowanie zbyt silna. W ostatnim czasie wszyscy popełniliśmy dużo błędów. Najwyższa pora, by zacząć je naprawiać.
   Odrobinę podniosłem się na łóżku akurat wtedy, gdy Light weszła do sypialni.
- Hej… - powiedzieliśmy obydwoje w dokładnie tym samym momencie. Zdawało mi się, że byliśmy równie zakłopotani.
- Usiądziesz? - spytałem delikatnie, na co Light energicznie skinęła głową po czym przysiadła na skraju łóżka. Chciałem złapać ją w talii i przyciągnąć bliżej, jednak nie wiedziałem czy byłby to dobry ruch. Nie po tym co jej powiedziałem.
- Lepiej się czujesz? - spytała. Tym razem to ja skinąłem głową.
- Tak, zdecydowanie. Nie mam pojęcia co to było. Czułem się, jakby coś rozsadzało moją głowę od środka. Chyba nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego – słowo „chyba” zdecydowanie było tu zbędne. Light westchnęła pocierając skronie palcami.
- To ten naszyjnik, Ash, Miałeś go przy sobie przez cały czas. To pewnie pod jego wpływem zrobiłeś się taki… - zatrzymała się szukając odpowiedniego słowa - … wredny – dokończyła, a ja musiałem się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem. Była naprawdę rozkoszna. Moja słodka Light.
- Chciałaś powiedzieć, że zachowałem się jak ostatni skurwysyn? - podsunąłem, na co moja piękna dziewczyna energicznie skinęła głową.
- Dokładnie tak panie Frey – powiedziała puszczając mi oczko. Westchnąłem i wziąłem kosmyk jej włosów między palce.
- Wiesz co najbardziej mnie przeraża w całej tej sytuacji z duchem? Zobacz jacy bylibyśmy szczęśliwi, gdyby nie to wszystko co się dzieje.
- Jestem szczęśliwa, Ash… Kiedy jesteś blisko. I rzecz jasna, kiedy nie zachowujesz się jak ostatni skurwysyn – tym razem, nie mogłem powstrzymać wybuchu śmiechu.
- Całkiem ostro panno Delight.
- Do usług – powiedziała, a ja zacząłem odczuwać narastające między nami napięcie. Znowu chciałem się z nią kochać, wiedziałem jednak, że nie był to odpowiedni moment. Nie powinniśmy się rozpraszać.
- Light… zaświadczam ci, że kiedy już uporamy się z  tym całym syfem, zabiorę cię na tydzień wakacji w jakieś piękne miejsce, w którym nie będziemy musieli wychodzić z łóżka i będę mógł kochać się z tobą przez cały dzień. I całą noc – Light wytrzeszczyła oczy w zdumieniu.
- Naprawdę potrzebujemy gdzieś jechać żeby się kochać? - spytała na pozór niewinnie. Tym totalnie mnie rozbroiła.
- Och, chodź tutaj – przyciągnąłem ją do siebie.
  Tej nocy duch nas nie nawiedzał. To nie znaczyło jednak, że wreszcie udało nam się wyspać.

Offline

#92 2019-08-11 18:50:57

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          Nigdy nie podejrzewałabym, że seks z właściwą osobą będzie tak uzależniający. Ilekroć byłam blisko niego i czułam jak mnie całuje w każdym możliwym miejscu marzyłam tylko o tym, aby ta chwila trwała wiecznie. Wiecznie miałam na niego chęć i chociaż mnie to przerażało, taki strach byłam w stanie znieść. Byłam z nim strasznie szczęśliwa. Czułam się pewna siebie, piękna i co najważniejsze pożądana, bo niemal czułam że tak samo jak ja, tak i on wiecznie miał na mnie ochotę. Przez pół nocy nie pragnęłam niczego innego od jego pocałunków, dotyku i wszystkiego, co mi dawał kiedy się kochaliśmy, a sama starałam się odwdzięczać dokładnie tym samym. I chociaż obawiałam się, że nie będę mogła zasnąć ze strachu o dziecko, o to że duch się nagle pojawi i nas skrzywdzi, kiedy Ashton objął mnie ramionami, przysuwając do siebie plecami strasznie blisko, ułożyłam się wygodnie i zasnęłam. Przy nim czułam się bezpieczna, nic nie było mi straszne i chociaż nie całą noc spaliśmy, obudziłam się naprawdę wypoczęta. Wsunęłam dolną bieliznę, zarzuciłam na siebie koszulę chłopaka i zapinając ją skierowałam się do kuchni, żeby przygotować jakieś śniadanie. Włączyłam muzykę i tańcząc po kuchni starałam się przyszykować omleta, bo tylko to można było zrobić z zawartości lodówki detektywa. Nie zrobiliśmy zakupów, co koniecznie musieliśmy nadrobić. 
      - Sądziłem, że będę mógł odpocząć po nocnych zabawach, ale chyba moja dziewczyna ma inny plan – Ashton stał w progu drzwi, oparty o framugę jednym bokiem.
      - Wybacz, mam świetny humor – odpowiedziałam, roztrzepując jajka. – Długo tak stoisz?
      - Wystarczająco długo, aby stwierdzić, że trafiła mi się profesjonalna tancerka – puścił mi oczko, a ja wybuchłam śmiechem, odkładając trzepaczkę.
      - Na pewno – skomentowałam, zaglądając ponownie do lodówki, ale nie zdążyłam niczego z niej wyciągnąć, bo Ashton odciągnął mnie za biodra do tyłu i przekręcił.
      - Panienka pozwoli? – ukłonił się teatralnie wystawiając dłoń, na co odpowiedziałam tym samym, a mężczyzna zwiększył głośność. Złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie, zjeżdżając dłonią na pośladki i podsuwając wyżej koszulę.
      - Zachłanny jesteś, panie Frey – skomentowałam, czując jak przestaje, odsuwa mnie od siebie, obraca i ponownie przyciąga, ale wyginając w dół.
      - Cóż mogę powiedzieć. Mam zbyt seksowną dziewczynę -  moje ciało zareagowało niemal instynktownie, a w brzuchu zawirowało. Podnosząc się więc pocałowałam go w usta i przesunęłam wargi obok jego ucha. – Kocham cię – szepnęłam, by w następnej chwili złapać go za rozpięty kołnierz koszuli i pociągnąć za sobą. Tyłem natrafiłam na stół i wspięłam się na niego zachęcająco rozsuwając nogi, aby mężczyzna mógł się wspiąć pomiędzy nimi. Myślałam, że zrobi to powoli i delikatnie, ale zamiast tego przysunął mnie do siebie tak pewnie i tak gwałtownie, że mimowolnie jęknęłam, tracąc podparcie przedramion i czując jak narasta TO napięcie. Uwielbiałam to jak nasze ciała na siebie reagowały. Jak idealnie do siebie pasowały i po raz kolejny nie mogłam się oprzeć jego pieszczotom. Był świetny we wszystkim co robił, a zwłaszcza w tym.

      Kiedy w końcu, po intensywnym rozpoczęciu dnia, skończyliśmy już zimne śniadanie uznałam, że należałoby pociągnąć temat, o którym chciałam mu powiedzieć wczoraj. Miałam świetny nastrój właśnie też przez to, co wykazały badania i chciałam się tym podzielić z ojcem dziecka. Dlatego pijąc spokojnie kawę i obserwując, jak Ashton zmywa naczynia, szukałam odpowiednich słów. Nie znalazłam ich, więc poszłam na żywioł, kiedy usiadł naprzeciw mnie.
      - Wiesz – zwróciłam jego uwagę, łapiąc za rękę i splatając nasze palce. Uśmiechałam się od ucha do ucha, co przy naszej sytuacji z duchem wydawało się nie na miejscu. – Jak wczoraj wściekły wybiegłeś ze szpitala i cicho – przerwałam, zanim zaczął się tłumaczyć i znowu mnie przepraszać. Nie potrzebowałam od niego aż tylu przeprosin, naprawdę. – ...to nie była twoja wina, zapamiętaj to, poczułam się słabo. Usiadłam, a Zach…
      - Co? Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Może nie powinniśmy byli tak szarżować, trzeba było powiedzieć…
      - Ash, zamknij się i daj mi skończyć! – roześmiałam się, ale mówiłam stanowczo. – No więc Zach przyniósł mi napój i wystarczył łyk, a mi się zrobiło niedobrze - jego mina zmarniała, ale jak prosiłam, tak milczał i słuchał. - Pobiegłam do toalety i zwymiotował, a jako że to była damska toaleta, nasz przyjaciel musiał się nagimnastykować, aby do niej wejść. No i wszedł z lekarzem, który nie dał mi wyjść dopóki mnie nie przebadał. Miałam jeszcze na sobie krew Becci… - tutaj na chwilę zamilkłam, przełykając ślinę. - … i chciał sprawdzić czy wszystko w porządku. Wyniki wyszły świetne, a nawet więcej niż świetne. Ash, jestem w ciąży… z tobą – uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

Offline

#93 2019-08-12 16:35:41

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

dekade.regular.png


   Wytrzeszczyłem oczy w zdumieniu, kompletnie nie wiedząc co powiedzieć. Czułem tylko, jak na mojej twarzy wykwita promienny uśmiech. Przyciągnąłem Light do siebie i obdarowałem ją namiętnym pocałunkiem. Brakowało mi słów, by opisać jak niesamowita była dla mnie ta informacja. Może większości wydawałoby się to irracjonalne. W końcu byliśmy razem zaledwie od kilkunastu dni, jednak znaliśmy się już kilka lat. Tak, znaliśmy się na wylot. Niczego nie pragnąłem tak bardzo, jak założenia rodziny z dziewczyną, którą kochałem.
- Nie mogę w to uwierzyć – szepnąłem przytulając ją do siebie. Mój oddech delikatnie muskał jej ucho, kiedy zapewniałem ją o tym, jak bardzo ją kocham i jaką cudowną matką będzie.
- Light – na moment się od niej odsunąłem – To musi być dzisiaj. W końcu musimy się rozprawić z duchem. Nie pozwolę na to by cokolwiek stało się tobie czy dziecku. Dlatego też chcę iść tam sam z Zachiem, jednak jestem pewien, że mi na to nie pozwolisz – wyraz jej twarzy był wystarczającą odpowiedzią.
- Idę z wami Ash… Pomyśl, czy ty pozwoliłbyś mi iść tam samej?
- W życiu – odparłem.
   Tak naprawdę wiedziałem, że obydwoje myśleliśmy o tym samym, żadne z nas jednak nie chciało wypowiedzieć tego zdania na głos. „Jeżeli coś się stanie, chcę zginąć razem z tobą”… Znów przyciągnąłem Light do siebie i przytuliłem. Tak, byłem przerażony perspektywą stracenia mojej miłości. Ludzie mówili o tym, by być samowystarczalnym, by nie przywiązywać się za bardzo, bo drugiej osoby zawsze może zabraknąć. Po części się z tym zgadzałem, jednak w tej chwili nie obchodziło mnie racjonalne myślenie. Kochałem Light i to właśnie ona była sensem mojego życia. Ona, a w tej chwili także dziecko. Zrobiłbym dla nich wszystko. Chciałem tylko, żebyśmy mogli być razem, skupić się na sobie i żyć szczęśliwie. Z dnia na dzień czułem coraz większą nienawiść do nękającego nas ducha.
- Udało nam się wczoraj zgromadzić jakiekolwiek informacje? - po stokroć wolałbym trwać w uścisku z Light, jednak mieliśmy zadanie do wykonania. Moja dziewczyna pokręciła głową.
- Duch zdecydowanie nas rozproszył.
- No dobra, maleńka – uśmiechnęła się na zdrobnienie, którym ją nazwałem – Ubieraj się i idziemy do biblioteki – spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwunasta – Jest dzień, tym razem duch nie powinien nam przeszkodzić.
   Skradłem Light jeszcze jeden szybki pocałunek, po czym udałem się w stronę szafy w poszukiwaniu ubrań. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, podobnie jak i mojej dziewczynie.
  Podróż do biblioteki nie zajęła nam zbyt wiele czasu. Skorzystaliśmy z mojego auta. Prowadząc napisałem szybką wiadomość do Zacha, by wiedział gdzie byliśmy. Mój przyjaciel odpisał w przeciągu kilku minut i poinformował mnie o tym, że był w szpitalu sprawdzić jak miewała się Becca. Jej stan się nie zmienił. Sam nie wiedziałem, czy mogłem uznać to za dobrą wiadomość. Ważne, że była stabilna, bałem się wieści o tym, że mogło jej się pogorszyć. Zaczynałem żałować, że w tej chwili nie było jej z nami. Przydałby się nam jej nieprzenikniony umysł. Zaczynało mi jej naprawdę brakować. Nie zdążyliśmy nawet odbyć szczerej rozmowy, która w zaistniałej sytuacji, była nam niezbędna. Westchnąłem, gdy wraz z Light usiedliśmy przy jednym z biurek.
- Zaraz wracam, wezmę książki, z których mieliśmy korzystać wczoraj – Light przytaknęła, a ja poszedłem w stronę z odpowiednimi działami.

Offline

#94 2019-08-13 19:49:02

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          Był szczęśliwy, a przez to ja się czułam o wiele lepiej. Nie miałam obaw, że może informacja o dziecku mu się nie spodoba. Raczej przy naszym kilkunastodniowym życiu seksualnym bez zabezpieczenia liczył się z konsekwencjami, ale jednak poczułam ulgę i radość. Byłam przy nim spokojna o siebie i o dziecko, zwłaszcza w dzień. A jego uścisk… Mój Boże, mogłabym zostać w jego ramionach aż do następnego dnia, niezainteresowana niczym, ani nikim innym. Jednak mieliśmy sprawę do załatwienia i Ashton był tego świadomy na tyle, że przerwał tę przyjemność. Dokonał rozsądnego wyboru, ale naprawdę wolałabym, aby się tym teraz nie zajmował. Było tak dobrze, ale mogło być lepiej, kiedy tylko uporamy się z tym nieżywym problemem.
      - No dobra – jęknęłam niezadowolona i udałam się pod szybki prysznic. Z szafy wyciągnęłam pierwszą lepszą sukienkę, a kiedy je przeglądałam zauważyłam czerwoną i obcisłą, co mi przypomniało o jednym, bardzo przykrym szczególe. Zamierzałam o tym wspomnieć w bibliotece, bo teraz należało się tam udać.
      Czekając w bibliotece aż mój chłopak przyniesie książki, wpatrywałam się w messenger swojej mamy. Założyła facebooka tylko po to, żebyśmy miały ze sobą kontakt w innych państwach. Teraz powinnam ją poinformować o ciąży, ale chciałam to zrobić z Ashtonem i najlepiej przez skype’a, żeby nie poczuła się zignorowana na rzecz chłopaka. O tym jednak musiałam pomyśleć później, teraz co innego powinno zaprzątać mi głowę, a nie byłam w stanie o tym myśleć. Zwłaszcza kiedy wrócił detektyw z kilkoma tomami.
      - Zaglądając dzisiaj do szafy coś zauważyłam – odezwałam się do mężczyzny, zanim sięgnęłam po książki. – Ani razu nie byliśmy na prawdziwej randce.
      - Zdecydowanie będziemy musieli to nadrobić - skradł mi całuska, a wydało się to tak naturalne i tak codzienne, że przez chwilę pomyślałam o tym, jakoby byśmy żyli ze sobą od wielu lat.
      - Mogłabym do tego przywyknąć – uśmiechnęłam się błogo do niego, wpatrując niczym w obrazek, kiedy zaczął czytać. Sama się za to nie wzięłam, bo zbyt podobało mi się oglądanie jego w tej wersji.
      - Za kilkanaście miesięcy będę czytać bajki naszemu dziecku. Będziesz musiała do tego przywyknąć - powiedział z uśmiechem, a mi na moment odebrało oddech. Powiedział to w taki sposób, że Jezu… Jak ja go uwielbiałam. „… będę czytać bajki naszemu dziecku…” to zabrzmiało jak obietnica. Obietnica tego, że za te kilka miesięcy dalej będzie ze mną, będzie mnie wspierał i robił wszystko, aby naszemu dziecku było dobrze. Obiecywał, że mnie nie zostawi, nawet po porodzie, kiedy skóra na moim brzuchu już nie będzie tak idealna jak w tej chwili, a zmęczenie zostawi swoje znaki na twarzy. W pierwszej chwili nie wiedziałam jak zareagować na to, co usłyszałam, a potem po prostu go pocałowałam i całowałam po całej twarzy, siadając mu na kolana i obejmując za szyję. To był miód na dla moich uszu.
      - Mógłbyś to proszę powtórzyć? – szepnęłam mu na ucho słodkim głosem.

Offline

#95 2019-08-14 12:25:26

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

dekade.regular.png


    Z zaskoczeniem spojrzałem na Light, która dosłownie się na mnie rzuciła, nie zważając na to, że byliśmy w bibliotece. Na szczęście siedzieliśmy w kącie, gdzie nikogo nie było.
- Em… co dokładnie masz na myśli? - spytałem nie będąc pewien co niby miałem powtórzyć. Light pocałowała mnie w usta, nie zważając na moje pytanie – Rany, gdybyśmy nie byli teraz w bibliotece… - powiedziałem tonem, który wiele obiecywał i niemal czułem, jak po ciele Light przebiegają ciarki. Cholera, czy my kiedykolwiek się opanujemy?
- Musisz wrócić na swoje krzesło, inaczej nie wytrzymam – szepnąłem do jej ucha nieco ochrypniętym głosem. Light westchnęła po czym wróciła na swoje miejsce.
- Dziewczyno… zabijasz mnie – powiedziałem, co Light skwitowała tak słodkim uśmiechem, że nie mogłem się powstrzymać i pocałowałem ją jeszcze raz.
- Świetnie. A teraz bierzemy się do pracy – pokręciłem głową z uśmiechem. Byliśmy w tak mrocznej i niebezpiecznej sytuacji, a mimo to potrafiliśmy się śmiać i cieszyć swoją obecnością. Light naprawdę była moim światłem. Światłem, za które chciałem walczyć i którego nigdy nie chciałem utracić. Byłem cholernym szczęściarzem. Nie każdemu udawało się doświadczyć tak pięknej miłości. Bo uczucie, które nas połączyło było niezaprzeczalnie piękne.
- Chyba coś znalazłam – odezwała się dziewczyna – Spójrz tutaj – lekko przechyliłem głową zaglądając do książki.
- „… wiadomo było, że Charlotte Emergadle, pani domu, znęcała się nad swoją służącą znaną pod imieniem Takako...” - mimowolnie zadrżałem, gdy wymawiałem jej imię. Jakby to miało znów przywołać mściwego ducha. Na szczęście nic takiego się nie stało, a ja czytałem dalej. Szybko przebiegałem wzrokiem po tekście, coraz bardziej przerażony poznawaną przeze mnie treścią. Light przygryzła wargę, zdążyła przeczytać ten fragment przede mną.
- „… wiadomo, że Takako została niesłusznie oskarżona o uprawianie czarnej magii i spalona na stosie. Po kilku miesiącach od tego wydarzenia, pani domu popadła w obłęd. Została znaleziona martwa w swojej komnacie. Przyczyny zgonu nigdy nie ustalono. O posiadłości Emergadle krąży wiele legend. Świadkowie mówią, że nocą słyszeli kobiecy płacz. Niektórzy uważają, że duch Takako wciąż nawiedza przeklętą posiadłość...” - spojrzałem na Light rozszerzonymi oczami.
- Chyba to mamy – przerwałem zalegającą pomiędzy nami ciszę.
- Chyba tak – smutno odparła Light.
   Siedzieliśmy chwilę w ciszy, każde pogrążone w swoich mrocznych myślach. W końcu zaczynałem rozumieć co się działo. Takako wróciła z zaświatów, by zemścić się na swojej dręczycielce. Nie mogłem uwierzyć w podłość lady Charlotte. Nie dość, że znęcała się nad swoją służką, to prawdopodobnie uknuła intrygę, by w okrutny sposób odebrać jej życie. Takako musiała nawiedzać ją jako duch, przez co kobieta zwariowała. Nie czułem żalu z jej powodu. Uważałem, że w przeciwieństwie do Takako, zasłużyła na los, jaki ją spotkał.
- Wiesz… - zaczęła delikatnie Light – Myślę, że ona naprawdę potrzebuje pomocy. Takako… spotkało ją coś naprawdę okropnego. Samo spalenie na stosie, to jakaś tragedia, a przecież pani domu dodatkowo się nad nią znęcała – skinąłem głową.
- Wiem… to chore. Kompletnie popieprzone. Nie mam pojęcia tylko, jak możemy jej pomóc, skoro przemieniła się w mściwego ducha i próbuje nas zabić.
  Przez moment czułem się tak, jak gdybyśmy znaleźli się w martwym punkcie. Na chwilę opuściła mnie nadzieja. Co niby mieliśmy zrobić? Nie mogłem pozwolić na to, żeby Takako nas zabiła, nie miałem jednak pojęcia jak walczyć z duchem. A raczej, jak mu pomóc.
- Co powiesz na to, żeby spotkać się z jakimś medium i zasięgnąć porady? - spytałem. Light skinęła głową.
- Myślę, że to dobry pomysł. Myślisz, że istnieją jakieś podręczniki, które mówią jak walczyć z duchami.
- Z pewnością, ale nie w naszej publicznej bibliotece. Hej, masz może numer do Wrightów? - spytałem.
- Tak, to moi klienci. Chcesz się z nimi spotkać?
- Myślę, że w końcu musimy to zrobić. Duch nawiedza nas, wyobrażasz sobie co musi dziać się w ich posiadłości?
- Nawet nie chcę sobie wyobrażać… - odparła moja dziewczyna – Daj mi chwilę, postaram się zaaranżować spotkanie.
  Pokiwałem głową i zebrałem książki ze stołu, by odłożyć je na miejsce. Bez pośpiechu układałem literaturę na odpowiednich miejscach, gdy nagle poczułem dotyk czyjejś dłoni na plecach.
- Ashton Frey, nie mogę w to uwierzyć – głos brzmiał dziwnie znajomo. Odwróciłem się i ujrzałem przed sobą wysoką dziewczynę o długich rudych włosach i niemal olśniewającej twarzy.
- Elaine? - powiedziałem z niedowierzaniem. Kobieta dźwięcznie się zaśmiała i delikatnie przytuliła mnie na przywitanie. Odwzajemniłem uścisk, nie wierząc, że ją spotkałem – Nie widziałem cię od wieków? Co tutaj robisz?
- Och wiesz, praca, praca, praca. Moje wydawnictwo wysłało mnie, żeby napisać artykuł o Emergadle Masion – przeszedł mnie dreszcz, gdy wypowiedziała te słowa.
- Nie wiem czy to dobry pomysł… - mruknąłem.
- Dlaczego? - Elaine znów wydała z siebie ten sam dźwięczny chichot – No coś ty, Frey. Będzie zabawa. Ponoć ten dom jest nawiedzony – och, opowiedz mi o tym, pomyślałem. - Chyba nie zapomniałeś już, jak się bawić – kobieta zbliżyła się do mnie i szepnęła dwuznaczne zdanie do ucha. Zauważyłem, że Light się nam przyglądała. Nie wyglądała na zadowoloną. No tak, nawet nie wiedziała kim była Elaine. Nigdy nie opowiadałem jej o swoich byłych dziewczynach. Zwłaszcza o mojej pierwszej, nieco szalonej relacji. Momentalnie odsunąłem się od Elaine.
- Wybacz Elaine… Jestem tu ze swoją dziewczyną i właśnie musimy wychodzić. Mamy coś naprawdę ważnego do załatwienia – uśmiech zniknął z twarzy rudowłosej.
- Och, masz dziewczynę… To coś poważnego? - spytała.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo – odparłem zgodnie z prawdą – Miło było cię zobaczyć, Elaine. A teraz naprawdę muszę już iść – wróciłem do Light, która siedziała z markotną miną.
- Oho, czyżby ktoś był zazdrosny? - spytałem łapiąc w dłonie kosmyk jej włosów.

Offline

#96 2019-08-14 13:28:08

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          Wcale nie podobał mi się pomysł zejścia z Ashtona, ale z drugiej strony wiedziałam, że musiałam. Byliśmy w bibliotece, w środku dnia i w każdej chwili ktoś mógł zajrzeć nawet w nasz kąt. Nie ukryłam jednak niezadowolonego jęknięcia, kiedy się od niego odsuwałam, siadając z powrotem na swoim krześle. Pogrążyłam się w końcu w lekturze i przynajmniej wiele rzeczy się wyjaśniło. Rozumiałam teraz biedną Takako. Była gnębiona i zabita przez osobę, której służyła. Nic dziwnego, że zrodziła się w niej taka nienawiść i taki gniew. Kumulowały się od lat, a kiedy ktoś w końcu ją obudził w posiadłości, od razu wzięła się do pracy. Było mi jej naprawdę szkoda i mocno zaczęłam się nad tym zastanawiać, aż mnie olśniło, kiedy wybierałam numer do Hannyh Wright. Umówiłam się z nią na spotkanie i pospiesznie wróciłam do Ashtona, zastając go w okropnej sytuacji. Jakaś obca kobieta przystawiała się do mojego chłopaka. Byłam tak zaskoczona, że nie mogłam przestać się na nich gapić i zrobiło się słabo. Musiałam usiąść, ale nadal nie odrywałam od nich wzroku, zauważając że mężczyzna najwidoczniej ją znał i odniosłam wrażenie, po jej zachowaniu, że bardzo dobrze, może nawet aż za dobrze. Momentalnie się naburmuszyłam i odchrząknęłabym, zwracając na siebie ich uwagę, ale detektyw pierwszy mnie dostrzegł.
      - Nie, skądże, w ogóle nie mam powodów – warknęłam sarkastycznie wstając i kierując się do wyjścia. Dreszcze mnie przeszyły, kiedy złapał kosmyki moich włosów w dłonie, ale zdusiłam to w sobie i odeszłam. Wiedziałam, że za mną pójdzie i nie rozumiałam więc dlaczego tak pozwolił się do siebie zbliżyć innej kobiecie.
      - Hej, hej, hej – pobiegł za mną i zatrzymał, łapiąc ramieniem. - Nie masz powodów! Elaine to moja była dziewczyna, jeszcze z liceum. Poza tym dobrze wiesz, że żadna dziewczyna nie działa na mnie tak jak ty.
      - W zasadzie, Ashton, to nie wiem jak działają na ciebie inne kobiety i nie chcę tego wiedzieć – stwierdziłam, ruszając dalej. – Państwo Wright proponują spotkanie dzisiaj około osiemnastej, po pracy. Zgodziłam się na to i wpadłam na pewien pomysł – nie ciągnęłam tematu jego byłej dziewczyny, wolałam nie wiedzieć, jak blisko z nią był i czy ona wciąż tego przypadkiem nie chciała, patrząc na to jak do niego podbijała. – Takako jest wściekła za to, co jej Charlotte zrobiła. Myślisz, że jeśli Hannah by udała Charlotte i ją przeprosiła za to, co jej zrobiła, to by to mogło pomóc? – zapytałam, wychodząc z budynku i wpisując w Internet hasło medium, żeby znaleźć jakiegoś blisko nas.
      - Obawiam się, że Hannah mogłaby przez to zginąć...
      - Racja, to zły pomysł – westchnęłam zrezygnowana, znajdując to, czego szukałam. – Spójrz, znalazłam tutaj medium… - pokazałam mężczyźnie, a przekręcając głowę w jego stronę zauważyłam, że tamta kobieta za nami podążała. Nie czułam się przez to zbyt komfortowo. – Ymm… Twoja była kochanka chyba nie zrozumiała przekazu – wskazałam palcem dziewczynę, która pomachała do nas, kiedy na nią spojrzeliśmy. Przyznam, że strasznie mnie drażniło, że za nami szła. Nie chciałam jej obok nas, a już w szczególności w pobliżu mojego chłopaka. Aby przekazać jej więc jakiś znak, złapałam go za rękę i splotłam nasze palce. Niech sobie nie myśli, że grzecznie pozwolę jej zarywać do detektywa. Żadna przeszłość, nieważne jak ważna część jego życia, nie odbierze go ani mnie, ani naszemu dziecku.

Offline

#97 2019-08-15 21:33:20

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

dekade.regular.png

    Trochę zdenerwowała mnie zazdrość Light. Czy ona naprawdę nie miała do mnie zaufania? Co mogłem poradzić na to, że spotkałem swoją byłą dziewczynę. Czego oczekiwała? Miałem ją zignorować, nie zamienić nawet kilku słów? Czułem się zirytowany, jednak jakiś głos w mojej głowie, mówił, że na miejscu Light, zareagowałbym tak samo. Ten głos nosił imię racjonalności. Westchnąłem odwracając się w stronę Elaine. Light najwidoczniej próbowała zaznaczyć teren chwytając mnie za rękę. Postanowiłem nieco ułatwić jej zadanie. Bez cienia delikatności pociągnąłem ją za rękę i namiętnie pocałowałem. Nie wiedziałem jak długo to trwało, jednak gdy się od niej odsunąłem, Elaine już nie było.
- Tak lepiej, Światełko? - spytałem uśmiechając się do niej.
- Mmm... - wymruczala mi w usta i oddaliła się nieznacznie. -Nie jestem pewna. Musisz to zrobic jeszcze raz, żebym sie upewnila – zaśmiałem się i ponownie przyciągnąłem ją do siebie.
- Możecie chociaż na moment przestać się obściskiwać? - Zach pojawił się dosłownie nie wiadomo skąd. Zrobiłem mały krok w tył.
- Stary, co ty tutaj robisz? - spytałem.
- A jak myślisz, Głąbie? Mówiłeś, że jesteście w bibliotece, postanowiłem do was dołączyć i pomóc w poszukiwaniach.
- W zasadzie już skończyliśmy – wtrąciła nieśmiało Light. Dziewczyna opowiedziała Zachowi o naszym odkryciu.
- No nieźle… I co zamierzamy teraz zrobić?
- Po pierwsze, umówiliśmy się na spotkanie z Wrightami. Po drugie, Light znalazła medium, co może być całkiem przydatne. Wydaje mi się, że pomoc kogoś wykwalifikowanego jest niezbędna.
- Jak czuje się Becca? - spytała Light z zatroskaniem.
- Jej stan się nie zmienił – Zachary potarł czoło dłonią – Rodzice praktycznie nie odchodzą od jej łóżka. Lekarze nie są w stanie przewidzieć co dalej.
   Wszystkich nas przygnębiało to co stało się z Beccą. Najgorsza była bezsilność. Mimo tego, że chcieliśmy, tak bardzo chcieliśmy jej pomóc, żadne z nas nie było w stanie nic zrobić.
Mieliśmy jeszcze sporo czasu do spotkania z Wrightami, postanowiłem zatem zabrać Light i Zacha na obiad do jakiejś knajpki. Wcześniej mieliśmy w zwyczaju spotykać się u któregoś z nas i wspólnie gotować, jednak zauważyłem, że od sytuacji z duchem czułem się bezpieczniej w miejscach publicznych. Miałem dziwne przeświadczenie, że Light i Zachary podzielali moją opinię.
   Udaliśmy się do jednego z naszych ulubionych lokali. Urocze bistro z domowym jedzeniem. Zawsze przychodziliśmy tu we czwórkę. Od krzesła, na którym miała zwyczaj siadać Becca, niemal zionęło pustką. Chyba wszyscy to czuliśmy. Przez moment zacząłem zastanawiać się, czy nie lepiej było pójść do jakiegoś nowego miejsca. Westchnąłem odkładając kartę dań.
- Zamów mi to samo co sobie, dobrze? -  zwróciłem się do Light – Muszę skoczyć do toalety.
   Odszedłem do stolika i udałem się do łazienki. Niewielki czerwony napis w rogu lusterka przyciągnął moją uwagę. Wyglądał aż nazbyt znajomo i aż nazbyt przerażająco. Nie zdążyłem nawet zareagować, gdy w lustrzanym odbiciu zobaczyłem JĄ. Splątane czarne włosy tym razem nie przysłaniały jej twarzy, na której wykwitł opętańczy uśmiech. Zszarzała skóra, powykręcane kończyny. O dziwo tym razem praktycznie nie odczuwałem śladu. Przeciwnie, czułem coś na kształt współczucia.
- Takako… - szepnąłem, a z jej twarzy zniknął wyraz zadowolenia.
- Skąd… znasz… moje… imię? - wycharczała. Zdałem sobie sprawę z tego, że pierwszy raz słyszałem jej głos. Brzmiał dosłownie jakby dochodził z zaświatów. Na jego dźwięk przeszedł mnie dreszcz. Kobieta powoli zaczęła zbliżać się w moją stronę. Szedłem tyłem w stronę drzwi. Musiałem się stąd wydostać. Całym sobą pragnąłem uciec.
- Spokojnie… chcemy ci pomóc… już wiemy co ci się przydarzyło i…
- Nic nie wiecie! - ryknęła, lustro, na którym widniał napis pękło. Dźwięk tłuczonego szkła sprawił, że niemal podskoczyłem. Mimo strachu, nie odrywałem wzroku od Takako. Czyżbym właśnie patrzył śmierci w oczy? - Nie wiecie przez co przeszłam! Nie wiecie… nie wiecie! - jej głos uległ zmianie. Brzmiała teraz jak zlękniona kobieta. Zauważyłem też różnicę w jej twarzy. Jakby złagodniała.
- Masz rację! Żadne z nas nie wie, jak bardzo musiałaś cierpieć, ale chcemy ci pomóc! Naprawdę chcemy! Powiedz nam tylko jak!
- Ofiara… - odpowiedziała zaglądając mi w oczy.
- Ofiara? - powtórzyłem. Nie dane było mi jednak usłyszeć nic więcej, kobieta na moich oczach dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Jedynym śladem, który po niej pozostał było rozbite lustro.
  Nie chciałem spędzać w łazience ani sekundy dłużej. Wybiegłem z niej jak oparzony i dosłownie pognałem do stolika.
- Ashton, hej! Wszystko w porządku? - spytała zaniepokojona Light. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Właśnie rozmawiałem z duchem, który w każdej chwili mógł nas pozabijać i jakimś cudem wyszedłem z tego żywy.
- Ofiara… - szepnąłem dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, co oznaczało to słowo – Ona chce by ktoś się dla niej poświęcił…

Offline

#98 2019-08-16 20:57:21

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          Ashton wyglądał na przerażonego i bardzo zaniepokoiło mnie jego zachowanie. Złapałam go za rękę, żeby poczuł się trochę lepiej, ale niedługo potem sama poczułam, że tego potrzebowałam. Słysząc, co mieliśmy zrobić, aby się pozbyć ducha, mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni, czując jak moje ciało zaczyna drżeń. Detektyw od razu to wyczuł i zajął miejsce obok mnie, obejmując i dając wsparcie, ale mnie już i tak szczypały oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, aby odegnać łzy, ale to było nie do osiągnięcia. Jak sobie pomyślałam, że ktoś z nas musiał się poświęcić… Musiał dać się zabić, żeby ta suka dała nam spokój, to aż gula mi stawała w gardle. Miałam stracić kogoś z nich? Mojego chłopaka? Mojego przyjaciela, albo przyjaciółkę? Mimo, że byliśmy w domowym bistro, nie mogłam zahamować potoku łez i po prostu zakryłam twarz dłońmi, czując jak Ashton przekręca mnie przodem do siebie i przytula. Schowałam się w jego torsie, a jego usta delikatnie musnęły czubek mojej głowy. Wiedziałam, że chciał mi tym samym okazać wsparcie i pocieszyć, ale ciężko to było zaakceptować i zareagować jak oczekiwał, kiedy ktoś z nas musiał się poświęcić. Co gorsza, ja doskonale wiedziałam, że pierwszą ofiarą, która przyjdzie Ashtonowi do głowy będzie on sam. Nie pozwoli, żebyśmy ja czy nasze dziecko ucierpieli.
      - Cii… - szepnął kojąco, całując mnie jeszcze raz w czoło. – Będzie dobrze, znajdziemy inne rozwiązanie – obawiałam się, że jego myśli były absolutnie sprzeczne z tym, co mówił. I moje też. Jak mieliśmy poradzić sobie z mściwym duchem, który samym opętaniem naszej przyjaciółki tak pokiereszował jej ciało, że zapadła w śpiączkę? Takako była gotowa zrobić wszystko, żeby innym zniszczyć życie tak jak jej życie zostało zniszczone, a wszystkiemu była winna Charlotte.
      - Jak ty to sobie wyobrażasz? – szepnęłam drżącym głosem. – Nie mogę… Nie dam rady… - nie mogłam się wysłowić. Dopiero zaczęło się nam układać. Byliśmy szczęśliwi, zakochani, spodziewaliśmy się dziecka i oboje tego naprawdę chcieliśmy. Chciałam wyjść za niego za mąż, urodzić mu co najmniej trójkę dzieci, codziennie budzić się i zasypiać w jego ramionach. Chciałam się z nim zestarzeć i nawet wtedy chodzić na wspólne spacery, trzymając się za ręce.
      - Ja to zrobię… - oboje spojrzeliśmy na Zacha, który przerwał panującą pomiędzy nami ciszę. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam. On zamierzał się tak po prostu poświęcić? Zamierzałam od razu temu zaprzeczyć, zabronić mu, ale Ashton mnie ubiegł.
      - Nikt się nie będzie poświęcał – warknął tak stanowczo, że spojrzałam na niego zaskoczona. Nigdy go takim nie widziałam i zabrzmi to idiotycznie, ale właśnie ten wybuch pozwolił mi nad sobą zapanować. Pokazał, że nie zamierzał się poddać i sama też nie zamierzałam. – Porozmawiamy z medium. Na pewno znajdziemy jakiś inny sposób – dodał już ciszej, ścierając kciukiem ostatnie łzy z moich oczu i spojrzał prosto na mnie. – Wszystko będzie dobrze – uśmiechnął się do mnie tak ciepło i tak czule, że nie mogłam inaczej zareagować niż tym samym.
      Po zjedzonym posiłku udaliśmy się na spotkanie z państwem Wright. Byli widocznie zaskoczeni, widząc całą naszą trójkę, nie spodziewając się tego, ale też nie wycofali się. Zajęliśmy więc wolne miejsce na ławkach przed jedną z restauracji i przez chwilę zalegała pomiędzy nami niezręczna cisza. Sama na początku czułam się skrępowana przez spojrzenie Luke’a skierowane prosto na mnie. Różowa sukienka w kwiaty, chociaż w miarę skromna, zdała się być teraz niewłaściwym wyborem przez trójkątny dekolt. Speszona zbliżyłam się do swojego chłopaka, czując jak ona sam mnie przyciąga, widząc spojrzenie, którym mnie prześwietlał pan Wright. Jemu tak nie było wstyd przy własnej żonie?
      - Więc… - Hannah odchrząknęła, przerywając ciszę, ale również szturchając swojego męża, żeby się opanować. – Wszyscy miewamy… - przerwała, szukając odpowiedniego słowa. - … bliskie spotkania z duchem, jak mniemam? – zapytała, a każdy z nas tylko pokiwał głową. To zmusiło mnie to przejęcia pałeczki, chociaż głos mi uwiązł w gardle.
      - Niestety ataku ducha zapewne i u państwa się nasiliły, jak rozumiem? – spojrzałam porozumiewawczo na kobietę, która potwierdziła moje przypuszczenia. – Jest to dla każdego z nas naprawdę ogromny problem i chociaż może się to wydawać trudne, wydaje mi się, że najlepszym sposobem jest współpracować, aby sobie z nim poradzić. W grupie siła, jak to się mówi – uśmiechnęłam się do nich, licząc że nie odmówią. Hannah już zamierzała coś odpowiedzieć, a sądząc po jej zmarszczonych brwiach nie było to tym, czego oczekiwałam, ale pierwszy zabrał głos jej mąż.
      - Zdaje mi się, że w tej sytuacji jest to najlepsze rozwiązanie, prawda kochanie? – ostatnie słowa skierował do blondynki, która wyraźnie nie popierała tego pomysłu, ale jednocześnie nie miała innego, więc w końcu westchnęła z rezygnacją.
      - Mimo, że bardzo mi się to nie podoba, muszę ci przyznać rację – rozluźniłam się trochę, bo najtrudniejszą część mieliśmy już za sobą. Odetchnęłam też z ulgą, wiedząc że nie musiałam wymyślać licznych argumentów, które miałyby przekonać tę kobietę. Podczas licytowania ceny za kupno domu, miałam już styczność z tym, jak cholernie uparta potrafiła być.
      - Dobrze, w takim razie przejdę do tego co już wiemy. Byliśmy dzisiaj w bibliotece z Ashtonem i znaleźliśmy stare dokumenty, które wskazały nam tożsamość ducha. Za życia nazywała się Takako i pełniła rolę służącej w kupionej przez państwa…
      - Was… - przerwał mi Luke poprawiając określenie, którym miałam się do nich zwracać. Spojrzałam na niego spod półprzymkniętych powiek i zaczerwieniona spuściłam wzrok, widząc w jego oczach zbyt dużą radość z możliwości spędzania czasu również w moim towarzystwie.
      - Tak więc… pełniła rolę służącej w kupionej przez… - odchrząknęłam. - … was posiadłości… - opowiadałam im wszystko, czego się dowiedziałam i robiłam wszystko, żeby nie łapać kontaktu wzrokowego z Lukiem. Dzięki Bogu, że przeprowadziłam się do Ashtona, b miałam nieodparte wrażenie, że gdyby nie to, to odwiedziłby mnie w mieszkaniu i dawał… dwuznaczne propozycje. A tego nie chciałam…
      - To… - zachowanie Hannah widocznie się zmieniło. Tak samo jak my przed kilkoma minutami biła się z myślami czy współczuć Takako, czy wręcz jej nienawidzić za to, że uprzykrzała nam życie. Każde z nas miało ten sam dylemat…
      - … okropne – potwierdziłam to, co zapewne krzątało się w jej głowie. To określało jednocześnie życie ducha i jej vendettę. – Chcemy znaleźć sposób, aby się jej pozbyć z naszego życia i w tym celu odszukaliśmy kontakt do medium, które można znaleźć w tym mieście. Zamierzamy się skontaktować z tą kobietą, wyjaśnić jej sytuację i znaleźć rozwiązanie, aby wszyscy wyszli z tego w jednym kawałku – oczywiście pominęłam informację o tym, że Takako domagała się ofiary. Nie sądziłam, że była to rzecz, które oboje potrzebowali do szczęścia. Poza tym obawiałam się, że zaraz by to zrzucili na któreś z nas, mając nas za winnych…

Offline

#99 2019-08-20 17:47:06

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

dekade.regular.png

     
       Ciężko było mi skupić się na spotkaniu z Wrightami. Ciągle myślałem o tym, co powiedziała Takako. Zapewniłem Light i Zacha o tym, że żadne z nas nie będzie musiało się poświęcać i znajdziemy inne rozwiązanie, jednak jeśli miałem być szczery, nie byłem tego taki pewien. Medium zdawało mi się być naszą ostatnią nadzieją, chociaż nie miałem zbyt dobrych przeczuć.
- Jestem w szoku, że mieszkacie w tej przeklętej posiadłości i nic wam się nie stało – odezwał się Zach. Westchnąłem słysząc ten jakże niedelikatny komentarz.
- Tak… - Hannah znacząco spojrzała na swojego męża – Zdaje się, że duch żywi jakieś… uczucia do Lucke’a. Prawda, kochanie? - kobieta skrzyżowała ręce na piersiach. Czyżby była zazdrosna o zmarłą przed wiekami kobietę?
- W zasadzie mam na to pewną teorię – powiedziałem – W książce, którą przeglądaliśmy były zdjęcia pani domu i jej męża. Podobieństwo między nimi, a wami jest wręcz uderzające – na tę wiadomość Hannah rozszerzyła oczy ze zdumienia. Musiałem przyznać, że nawet z taką miną, Hannah była naprawdę piękną kobietą. Nie rozumiałem dlaczego Luck Wright wciąż szukał wrażeń na boku. Nie umknęło mojej uwadze zainteresowane spojrzenie jakim obdarowywał Light. Nie ukrywałem, działało mi to na nerwy, jednak w tej chwili mieliśmy na głowie poważniejsze problemy, niż moja zazdrość. Mimo to, objąłem Light ramieniem, chcąc dać temu dupkowi wyraźny sygnał.
- Luck kilka razy widział tę kobietę, kiedy przechadzała się po naszej posiadłości. Ma w zwyczaju zwracać się do niego „mój książę” - powiedziała Hannah.
- Mogę spytać jak dokładnie objawia się w waszym domu obecność ducha? - zagadnąłem.
- Ta kobieta… Często się pojawia. Nocą słychać jej płacz, najczęściej dochodzi z piwnicy. Z początku myślałam, że ktoś jest tam zamknięty, jednak gdy próbowałam przeprowadzić rozmowę, płacz ucichał. Zaczęłam myśleć, że mam jakieś omamy…
- Cieszę się, że nic wam nie jest. Nasza przyjaciółka wylądowała w szpitalu, jest w ciężkim stanie. Obawiałem się, że skoro znajdujecie się w domu, który nawiedza duch, to może być już po was… - powiedziałem. Hannah wyglądała jakby przeszedł ją dreszcz.
- Mogę was na chwilę przeprosić? Spróbuję skontaktować się z medium – odezwała się Light. Zabrałem ramię, którym wciąż ją obejmowałem i zrobiłem jej miejsce, by mogła przejść.
- Wygląda na to, że wobec nas Takako była nieco bardziej agresywna… - zauważyłem. Zach ze smutkiem pokiwał głową.
- Przykro mi z powodu waszej przyjaciółki – powiedziała Hannah. W jej tonie nie było choćby cienia nieszczerości, wyglądała tak, jakby naprawdę zasmuciła ją ta wiadomość – Chciałabym, żeby ten koszmar się już skończył… - pokiwałem głową. Tak, wszyscy tego chcieliśmy.
   Hannah, Luck i Zach zaczęli rozmawiać o całej tej sytuacji, ja natomiast mimowolnie się wyłączyłem. Patrzyłem na Light, która rozmawiała przez telefon w kącie kawiarenki, w której byliśmy. Przeprosiłem wszystkich i poszedłem do mojej dziewczyny, gdy tylko zobaczyłem, że się rozłączyła.
- I jak? - spytałem.

Ostatnio edytowany przez Lavender (2019-08-20 17:47:48)

Offline

#100 2019-08-24 18:58:06

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 76.0.3809.100

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

          Rozmowa nie trwała długo. Bez problemu udało mi się w skrócie wyjaśnić sytuację i umówić spotkanie, chociaż nie miało nastąpić w pożądanym przez kogokolwiek z nas miejscu. Rozłączając się westchnęłam ze zrezygnowaniem, chowając telefon do torebki. Widok Ashtona jakoś uspokoił moje rozedrgane serce. Uśmiechnęłam się, stając na palcach, żeby go pocałować w policzek. Taka czułość poprawiała moje samopoczucie i jednocześnie czułam się przez to bezpieczniej, lepiej, pomimo spojrzenia, które kierował do mnie Luke. Jak mógł tak wpatrywać się w obcą kobietę przy własnej żonie? Wystarczyło, że chwilę oglądałam Asha z jego byłą dziewczyną, a już mi się ciśnienie podniosło. Naprawdę było mi szkoda tej kobiety, ile razy on ją zdradził?
      - Jest skora do spotkania, ale… - podniosłam dłoń do ust, przygryzając skórki jednego palca. - … w posiadłości. Twierdzi, że wtedy bardziej wyczuje prezencję ducha, prędzej się z nią połączy i może na swoim terenie będzie bardziej… rozmowna – wyjaśniłam, nie wracając jeszcze do stolika, chociaż zerkając w jego stronę. – Nie wiem, Ash… Mam porozmawiać o tym z Wrightami, ale nie wiem… - przyznam szczerze, że wcale nie chciałam iść do tego domu, zwłaszcza wiedząc w jakim byłam stanie. Miałam co do tego okropne przeczucia. Zdawało się co prawda, że w posiadłości Takako zachowywała się zupełnie inaczej, ale skąd mieliśmy wiedzieć, czy będzie tak samo, kiedy wszyscy się tam zjawimy? Na nas się wyjątkowo mocno uwzięła, chociaż nie rozumiałam dlaczego. To nie my ją skrzywdziliśmy, nie mieliśmy z nią nic wspólnego. Skrzywdziła ją kobieta, wyglądająca jak Charlotte, więc dlaczego w jej obecności tak nie szarżowała? Chyba, że to nie przez nią tylko…
      - Ash? – spojrzałam pytająco na chłopaka. – Myślisz, że Takako była zakochana w mężu Charlotte? – podjęłam temat, starając się to wszystko poukładać. – To by wyjaśniało, dlaczego w posiadłości się inaczej zachowuje, a na nas się wyżywa. Może chce mu się pokazać od jak najlepszej strony? – spojrzałam na mężczyznę jeszcze nie wracając o stolika. Obecność Luke’a mnie przytłaczała i krępowała.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
fajneautazdzialdowaizcalejpolski - patra - 33oddzialszybkiegoreagowania - burnoutparadiserpg - maskolandrp