Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#31 2018-03-29 19:04:46

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.162

Odp: The Letter

dekade.regular.png

   Zajadałem się naleśnikiem, myśląc o tym co powiedziała Light.
 Każdą kobietę witasz rano w samym ręczniku? – jej pytanie rozbrzmiewało mi w głowie. Gdyby wiedziała, jak naprawdę wyglądała sytuacja z moim życiem uczuciowym… Tak naprawdę była pierwszą kobietą, która spała w tym mieszkaniu, pierwszą, która spędziła tu tyle godzin. Musiałem dobrze się zastanowić, żeby przypomnieć sobie kiedy ostatnio się z kimś umawiałem. Oh tak! Kiedy zaczynałem pracę, przez moment spotykałem się z koleżanką z tej samej sekcji. Była naprawdę miła, jednak w naszej relacji zdecydowanie brakowało luzy. Nie czułem się przy niej tak dobrze, jak przy Light. Momentalnie zganiłem się za tę myśl. To moja przyjaciółka! Naprawdę, jak mogę być takim kretynem?
   Cieszyłem się, że tak spokojnie zareagowała na moje dziwaczne wyznanie, jednak atmosfera między nami zrobiła się nieco napięta. Niczym dzieci, w ciszy jedliśmy naleśniki i oglądaliśmy kreskówkę. Program dobiegł końca, a ja zadrżałem, gdy poczułem jak Light muska moją dłoń, by przejąć pilot. Na moment wstrzymałem oddech, bo w mojej głowie od razu pojawił się obraz tego, jak mogłaby się rozwinąć ta scena. Gdybym nie był tchórzem. Gdyby Light była mną zainteresowana. Westchnąłem żałując tego, jak musiała wyglądać sytuacja między nami. Byłem szczerze zmęczony tym, że odkąd ją poznałem, nie zwracałem uwagi na kompletnie żadną dziewczynę. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego tak się działo. Mimowolnie każdą kobietę porównywałem z nią i z żadną nie mógłbym poczuć się w taki sposób. To smutne, z dnia na dzień coraz bardziej zdawałem sobie sprawę z tego w co się wplątałem. Obawiałem się, że po wczorajszych wydarzeniach, już nigdy nie będę w stanie spojrzeć na nią wyłącznie przez pryzmat przyjaźni. W końcu niewiele brakowało do tego, by coś między nami zaszło.
- Teraz miała lecieć „Wyspa totalnej porażki”! - powiedziałem z pretensją, gdy Light zmieniła kanał. Cóż, miałem dziwne wrażenie, że czuła się u mnie naprawdę komfortowo i już nie była skrępowana. Cieszyło mnie to. Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, co by powiedziała, gdybym zaproponował jej, żebyśmy spotkali się tylko we dwójkę. Gdybym gdzieś ją zaprosił i postarał się jej pokazać, jako ktoś inny niż tylko przyjaciel.
- Light… myślisz, że ty i ja moglibyśmy… - przerwałem, słysząc głos dochodzący z telewizora. Gwałtownie odwróciłem głowę i widząc na ekranie znajomo wyglądającą dziewczynę, miałem ochotę czym prędzej zmienić kanał, by Light tego nie widziała. Było jednak za późno. Dziewczyna wpatrywała się przed siebie szeroko otwartymi oczami.
-Przedstawicielka handlowa, Rose Cooper wczorajszej nocy została odnaleziona w swoim mieszkaniu. Młoda kobieta została brutalnie zamordowana. Sprawca kilkakrotnie wypisał na ścianach słowa „pomóż mi”. Prawdopodobnie napisy te zostały zrobione przy pomocy krwi ofiary. Trwają poszukiwania mordercy, do tej pory jednak nie odnaleziono żadnych śladów... – przyjrzałem się zdjęciu ukazującemu mieszkanie Rose. Przed oczami stanął mi list, który wczoraj pokazała nam Light. Napisy na ścianach, wyglądały tak samo, jak te na papierze.
- Nie, nie, nie, nie… - odwróciłem się słysząc spanikowany głos – To nie może być prawda… - Light gorączkowo zaczęła szukać czegoś w kieszeniach spodni, po chwili wyciągając telefon. Kilkakrotnie zadzwoniła do Rose, w końcu jednak rzuciła telefon w róg kanapy i zalała się łzami. Cholera! Momentalnie znalazłem się przy niej i przyciągnąłem ją do siebie.
- Light, spokojnie, hej, spokojnie… - próbowałem na szybko przeanalizować sytuację. Może ten chory listy był czymś więcej niż głupim żartem? Może mieliśmy do czynienia z niebezpiecznym mordercą? - Znajdziemy tego kto to zrobił, obiecuję ci – wiedziałem, że niewiele to dawało. W końcu nic nie było w stanie przywrócić Rose życia.

Offline

#32 2018-03-29 21:39:05

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      - Tym bardziej przełączam! – Widziałam jakiś odcinek tej kreskówki i szybko pożałowałam, że go obejrzałam. Nie miałam zamiaru po raz kolejny tego znosić. Momentami to było tak obleśne, że chciało się tylko pobiec do łazienki i zwrócić śniadanie, a moje śniadanie mi za bardzo na to smakowało. Poza tym to już był mój nawyk. Zazwyczaj codziennie rano słuchałam wiadomości, żeby wiedzieć, czy są korki na drodze, którą pokonuję do pracy. Wolałam mieć świadomość, o której powinnam wyjść, żeby się nie spóźnić. W pewien sposób nie miałam dobrego dnia, jeśli w taki sposób go nie zaczynałam. Brakowało mi jeszcze jednego.
      - Nie mam pojęcia jak ja rozpocznę dzień bez kawy z Donny’s Caffe. – Nie miałam pojęcia, dlaczego o tym wspomniałam. Może dlatego, że do perfekcyjnego śniadania potrzeba było perfekcyjnej kawy, a jej tutaj nie było, a ja miałam teraz na nią tak wielką ochotę, że aż ślinka mi ciekła. Przez chwilę. Kiedy zobaczyłam zdjęcie Rose na ekranie i usłyszałam, co się wydarzyło, nie mogłam w to uwierzyć. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy to: dzwoń! I tak właśnie zrobiłam. Wygrzebałam telefon  kieszeni spodni i drżącymi rękami wybrałam numer do swojej współpracownicy. Odpowiedziała mi cisza. Wybrałam drugi raz. Nic. Dzwoniłam kilka, ale cały czas odpowiadała mi tylko sekretarka. – NIE! – krzyknęłam i cisnęłam urządzeniem na drugi koniec kanapy, jakby to miało mi w jakikolwiek sposób pomóc. Strach i przerażenie z wczorajszego wieczoru zmieniło się we wściekłość. Czułam jak z każdą chwilą we mnie narasta, jakby jakaś wskazówka jechała od zielonego pola do czerwonego. Słyszałam w głowie coraz głośniejszy alarm, a na zewnątrz płacz. Płacz? Czemu Ashton płakał jak jej nie znał? Czemu…? Nie, to byłam ja… To ja zalałam się łzami, po raz kolejny przy tym mężczyźnie. Powinno mi był głupio z tego powodu, ale nie było. To mi pomagało, a detektyw chyba chciał, żeby mi coś pomogło, skoro starał się o to przez prawie pół wczorajszego dnia. Uznałam, jednak, że zrzucanie mu na głowę mojego nastroju to nie był najlepszy pomysł, więc uspokoiłam się, chociaż z niemałym trudem i odsunęłam.
      - Dzięki – powiedziałam i podniosłam się z miejsca. – Daj, ja zmyję. Wyciągnęłam ręce po naczynia, które miał w rękach już puste.
      - Light? Idziesz tak po prostu pozmywać? Oh, daj spokój, oddaj mi to - delikatnie wziął naczynia z jej rąk- Jesteś w moim domu i stosujesz się do moich reguł. A moje reguła brzmi: siedź na kanapie, obejrzyj coś i czekaj aż wrócę z kawą!
      - Jak czegoś nie zrobię to zwariuję! Muszę czymś zająć myśli! – Krzyknęłam, chociaż wcale nie zamierzałam tego robić i kiedy zrozumiałam, jak postąpiłam, spuściłam głowę. – Przepraszam…
      - Light, spójrz na mnie! – Mimowolnie to zrobiłam, bo Ashton mówił takim tonem, że nie mogłam mu się oprzeć. Chociaż głośny huk rozległ się po mieszkaniu, ja skupiłam się tylko na tym, że mężczyzna złapał mnie za podbródek i zmusił, abym nie odwracała wzroku. – Nie będziesz wariować i nie będziesz zajmować myśli zmywaniem. – Zapadła absolutna cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami. Wbrew sobie wróciłam wspomnieniami do poprzedniego wieczora i tego, co się mogło wydarzyć, gdyby nam nie przerwało radio. Dlaczego nam wtedy przerwano?! – Chodź, wychodzimy stąd. – Wziął mnie za rękę i wyprowadził z mieszkania, a ja wpatrywałam się tylko w nasze splecione dłonie. – Przyda ci się trochę świeżego powietrza. – Wątpiłam, żeby to mi pomogło, ale miałam podejrzenia, że obecność Ashtona mi wystarczy. Pozwoliłam więc się wyciągnąć z budynku i poprowadzić tam, gdzie chciał.
      - Ymm… Ash? – Zapytałam niepewnie, podnosząc w końcu na niego wzrok. – Powinnam pojechać do siebie do mieszkania i się ogarnąć. – Dopiero teraz pomyślałam o tym, jak mogłoby wyglądać, gdyby ktoś zobaczył mnie w tych samych ubraniach, które miałam wcześniejszego dnia, wychodzącą z mieszkania mężczyzny po całej nocy. Becca… - Chciałabym to zrobić sama. Nie przeszkadza mi twoja obecność, ale chyba potrzebuję chwili samotności… - Nie potrzebuję, nie słuchaj mnie! Robię to dla Rebecci, a nie dla siebie!

Ostatnio edytowany przez Raika (2018-03-29 21:39:16)

Offline

#33 2018-03-29 22:47:41

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.162

Odp: The Letter

dekade.regular.png

    Odwróciłem się w stronę Light nie mogąc ukryć smutku. Popatrzyłem na nią zastanawiając się czy była w stanie odczytać moje emocje. Dlaczego coś we mnie tak bardzo chciało, by potrafiła to zrobić? Bo oznaczałoby to, że zna mnie naprawdę dobrze? Tak bardzo nie chciałem jej teraz zostawiać. Cholera, nie chciałem zostawiać jej zarówno w tej chwili, jak i w żadnej innej. Co by zrobiła, gdybym poprosił ją o to, by ze mną została? Zdawałem sobie sprawę z tego, że moje myślenie było irracjonalne. Miała pełne prawo do tego, by wrócić do domu, wziąć prysznic, zmienić ubrania. Nie było w tym nic dziwnego, jednak tak bardzo chciałem, by spędziła ze mną jeszcze jeden dzień… Jej obecność sprawiała, że czułem się… kompletny. Jakby wszystko nagle było na właściwym miejscu. Kochałem i nienawidziłem sposób, w jaki na mnie działała. A podobno te uczucia nie mogły iść ze sobą w parze.
- Jesteś pewna? - spytałem mając nadzieję na to, że zaprzeczy. Ona jednak skinęła głową. Dlaczego miałem wrażenie, że nagle się ode mnie oddalała? Puściłem jej dłoń, czując dziwny chłód. Nie powinienem pokazywać Light jakim byłem idiotą i jak łatwo mogła sprawić, że mój nastrój się pogarszał.
- Dobrze Światełko, wskakuj na motor i odwiozę cię do domu – powiedziałem siląc się na entuzjastyczny ton.
- Nie… nie trzeba, wrócę autobusem – dlaczego poczułem się, jakby mnie spoliczkowała. Opanuj się Frey!
- Daj spokój, wskakuj i nie gadaj głupot – nie zamierzałem odpuścić.
- Po prostu odprowadź mnie na przystanek…
- Nie! Odwiozę cię do domu, po prostu wsia…
- Chcę pobyć chwilę sama! - krzyknęła Light wprowadzając mnie tym w niemałe osłupienie. To do niej nie podobne, nie miała w zwyczaju się tak zachowywać. Spojrzałem na swoje buty, a przez głowę przebiegło mi w tej chwili tysiąc myśli. Żadna z nich nie była przyjemna, a wszystkie dotyczyły tego, jak Light musiała być zmęczona moją obecnością i jak bardzo musiałem nadszarpać jej nerwy i cierpliwość. Byłem tak cholernie wkurwiony! Chciałem dla niej dobrze, chciałem spędzać z nią czas i po prostu… Kurwa, po prostu chciałem by potrzebowała mnie, tak samo jak ja potrzebowałem jej. By tak samo mnie chciała. Patrząc na nią smutnym wzrokiem, już wiedziałem, że było to zwyczajnie niemożliwe. Jakkolwiek bym się nie starał, nie było możliwości aby zobaczyła we mnie to samo, co ja widziałem w niej. Nigdy nie dostrzeże we mnie światła.
  Pokręciłem głową próbując zaakceptować, to co zrozumiałem. Podniosłem wzrok i spojrzałem jej w twarz. Ten widok jak zawsze mnie rozczulał. Naprawdę nie chciałem być tak słaby. Wszystko byłoby takie łatwe, gdyby nie była dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką. Gdybym nie poczuł przy niej czegoś, czego nigdy nie powinienem poczuć.
- Wybacz Light – wycedziłem przez zęby – Nie będę ci się więcej narzucać – odwróciłem się na pięcie, wyciągając z kieszeni dzwoniący telefon – Halo? Becca? Nie, nie jestem zajęty, co się dzieje? - pośpiesznie odszedłem w przeciwną stronę nerwowo przeczesując włosy palcami. Nie mogłem się skupić na tym co mówiła Rebecca. W tej chwili przechodziło przeze mnie zbyt wiele emocji. Było mi głupio, cholernie głupio, bo nie powinienem w ten sposób naskakiwać na Light. Nie miałem do tego prawa. Jak mogłem ją obwiniać za to, że nie odwzajemniała moich uczuć? Odezwałem się do niej zdecydowanie ostrzej niż powinienem.
- Rebecca… - zatrzymałem jej potok słów – Możesz jeszcze raz wyjaśnić mi o co chodzi?
- O Delight! - oh świetnie… trafiłaś Becca…  - Od rana dobijam się do jej mieszkania i nie odpowiada. Boję się, że coś się stało… Dzwoniłam, ale numer był zajęty i…
- Uspokój się. Nic jej nie jest – powiedziałem siląc się na spokojny ton.
- S-skąd wiesz? - Becca na moment się zawahała. Westchnąłem, naprawdę nie chciałem się tłumaczyć. Wiedziałem, jak mogło to wyglądać z jej perspektywy. Nie chciałem by zrozumiała coś opacznie.
- Rozmawiałem z nią – postanowiłem nie wdawać się w szczegóły – Zaraz będzie w domu. Muszę jechać do biura, nie mogę teraz rozmawiać – rozłączyłem się, nie pozwalając jej powiedzieć nic więcej.
  To prawda, że miałem jechać do biura. W końcu Gabe obiecał mi, że dostarczy dokumenty o Emergadle Masion. W tej chwili co prawda gówno mnie obchodziła cała ta sprawa, musiałem jednak coś zrobić. Cokolwiek. Miałem tylko nadzieję, że w drodze do motoru, nie spotkam Light. Szedłem szybko, wpatrując się w punkt przed sobą. Może dzięki temu, udałoby mi się jej nie zobaczyć, nawet gdyby była w pobliżu. Tak, zachowywałem się jak gówniarz.
Jesteś z siebie zadowolony? – poczułem jak ciarki rozchodzą się po moim ciele. Miałem wrażenie, że ktoś szepnął to zdanie prosto do mojego ucha. Przerażało mnie też to, jak wiele kryło się za tym pytaniem. Brzmiało tak oskarżycielko, że wrócił do mnie niemalże każdy błąd, jaki popełniłem w życiu. Fala wyrzutów sumienia praktycznie zalała mój umysł. Co to było? Skąd wzięło się to dziwne uczucie? Teraz, w świetle dnia, gdy stałem na ulicy. Czy musiałem teraz myśleć o tym, jak wielu decyzji żałowałem? Jak wiele razy emocje przejęły nade mną kontrolę, a skutki moich działań były… katastrofalne. Skąd to poczucie winy? Przymknąłem oczy chcąc to wszystko oddalić, jednak przegrałem z głosem, który pojawił się w moim umyśle.
   Nie mogłem uciec przed samym sobą. Mogłem za to czym prędzej wsiąść na motor i czym prędzej pojechać do biura. Przekręcałem kluczyki w stacyjce, moją uwagę przyciągnęła jednak blada twarz odbijająca się w lusterku. Odwróciłem się z uczuciem niepokoju, jednak nikogo za mną nie było.
- Kurwa… - mruknąłem pod nosem. Ręce mi się trzęsły, a oddech przyśpieszył. Ruszyłem przed siebie, mając nadzieję, że jakimś cudem uda mi się dojechał cało na miejsce i nie spowodować wypadku.

Offline

#34 2018-03-30 20:26:56

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Poczułam się tak, jakbym zrobiła coś okropnego. Ashton rzucił we mnie słowa w taki sposób, jakbym wyrządziła mu jakąś krzywdę i miałam wrażenie, że faktycznie tak zrobiłam. Całkiem odruchowo spuściłam głowę, jakbym została przyłapana na jakimś kłamstwie i nie wiedziałam, co zrobić, kiedy mężczyzna odszedł. Pójść za nim? Przeprosić go? Tylko za co? Co ja takiego zrobiłam, że musiałam go przepraszać?
      Jego telefon zaczął dzwonić. Podniosłam głowę i usłyszałam jak wspomina imię Becca. To ona musiała do niego dzwonić. Obawiałam się tego, co powie, ale kiedy to usłyszałam, poczułam się tak, jakby ktoś mnie kopnął w splot słoneczny. Nie powiedział jej, że był ze mną. Wstydził się tego? Może mu przeszkadzałam? Nie wiedziałam, ale mnie to bolało… Ta niewiedza właśnie była najgorsza. Nie miałam pojęcia, czy powinnam była za nim iść, w takiej sytuacji. Byłam jak dziecko we mgle, ale powód, który nie był podejrzany, pojawił się niedługo potem. Nie miałam swojej torby. Musiałam ją zostawić w jego mieszkaniu i chociaż cholernie nie chciałam tam wracać, bo wiedziałam, że tym bardziej będę chciała tam zostać, to musiałam odzyskać swoje dokumenty. Jak inaczej miałabym wrócić autobusem do domu? Potrzebowałam karty miejskiej. Pobiegłam więc za nim, przełykając strach, niepokój i smutek, które mną wstrząsnęły.
      - Ash? – Złapałam mężczyznę za ramię, zanim ruszył motorem w stronę swojego biura.  Mężczyzna podskoczył wyraźnie czymś wystraszony. Wyglądał jakby poczuł ulgę na widok dziewczyny
      -Light? - trudno było odczytać jego emocje. Mocno zaniepokoiło mnie jego zachowanie, bo to nie było do niego podobne. On był odważny, pewny siebie, opiekuńczy… Nigdy nie okazywał strachu. - O co chodzi?
      - Wszystko w porządku? – Zapytałam, zapominając na chwilę o tym, po co go zatrzymałam. Z irytacją przeczesał włosy palcami. Wyglądał na wyraźnie roztrzęsionego. Wpatrywał się we mnie z wyraźną pretensją, a ja miałam ochotę się skurczyć pod tym spojrzeniem.
      - Tak do cholery! Nigdy nie czułem się lepiej! Po prostu uwielbiam, gdy w tak subtelny sposób każesz mi spierdalać - zmroził mnie spojrzeniem. Drgnęłam i się cofnęłam, bo fala jego złości mnie przytłoczyła. - O co chodzi? – Warknął na mnie w taki sposób, że sama poczułam jak narasta we mnie fala wściekłości.
      - Nie kazałam ci spierdalać! – Krzyknęłam zdenerwowana. – Jeśli by Becca zobaczyła nas we dwójkę, w tym mnie we wczorajszych ubraniach źle by to zrozumiała! – Dlaczego myślałam o czymś takim? Dlaczego chciałam się „poświęcić” dla Rebecci?!
      Ashton spojrzał na mnie, jakby niczego nie rozumiał.
      - A co ma do tego Becca? – Był wściekły i ja z każdą chwilą także coraz bardziej. Dlaczego musiał mnie zmuszać do tego, abym mu powiedziała prawdę? – Nie obchodzi mnie, co sobie pomyśli, ani ona, ani nikt inny! Niby dlaczego komukolwiek miałoby przeszkadzać, jakby do czegoś między nami doszło?! – Dłoń zacisnął w pięść i uderzył w maskę rozdzielczą. Aż mnie zabolało. – Cholera, Light, nie rozumiem cię… - Myślałam, że się rozpłaczę. Już nie mogłam się wycofać.
      - Mnie obchodzi, bo Becca jest moją przyjaciółką, a ty się jej podobasz! – Zanim nad sobą zapanowałam, było już za późno. Odwróciłam się na pięcie i oddaliłam, bo dłużej nie byłam w stanie z nim rozmawiać. Chuj z torbą, odzyskam innym razem. Jego obecność… Miałam tak cholerną ochotę rzucić mu się w ramiona i go pocałować, ale nie mogłam. Rebecca była pierwsza… Po co ja o tym mówiłam?

Offline

#35 2018-03-31 10:56:09

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.162

Odp: The Letter

O czym ona mówiła? Znałem Beccę od siedemnastu lat. Od pieprzonych siedemnastu lat! Byliśmy jak rodzeństwo, nie było najmniejszej szansy, żeby cokolwiek do mnie czuła. Od pierwszego dnia naszej znajomości, byłem dla niej kimś w rodzaju starszego brata. Nigdy nie doszło między nami do jakiegokolwiek zbliżenia, nigdy! Nie zdążyłem chociażby napomknąć o tym Light, bo wściekła dziewczyna zaczęła się oddalać. Kurwa, dlaczego wszystko szło nie tak, jak powinno? Zsiadłem z motoru i poszedłem za nią, zdając sobie sprawę z tego jaki teatrzyk urządzaliśmy. Z pewnością będziemy na ustach wszystkich wścibskich sąsiadek. Miałem to głęboko gdzieś. Złapałem ją za ramię i pociągnąłem w swoją stronę, zmuszając do tego by na mnie spojrzała.
- Czy ty potrafisz racjonalnie myśleć! - krzyknąłem - Nie masz pieniędzy, nie masz środka transportu, pewnie nawet pieprzony telefon zostawiłaś w tej torebce! Niby jak masz zamiar dostać się do domu! - to oczywiste, że tak naprawdę nie o to byłem wściekły. Wkurwiało mnie to, że nie chciałem dać jej odejść i poruszał mnie nawet fakt, że trzymałem ją za ramie - Skąd ci przyszło do głowy, że podobam się Becce? Light, znamy się od siedemnastu lat, dorastaliśmy razem! Jesteśmy jak rodzeństwo, nigdy do niczego by między nami nie doszło, rozumiesz? - dlaczego czułem się tak, jakbym starał się ją przekonywać do tego, że między mną, a Rebeccą nie ma żadnych romantycznych uczuć, jednak nie miałbym nic przeciwko, gdyby takowe zaistniały między mną, a Light? -Becca jest też moją przyjaciółką, Light. Rozumiesz? PRZYJACIÓŁKĄ! Relacja między nami nigdy się nie zmieni!
- Jestem kobietą. Widzę to po Becce, zwłaszcza że jest moją przyjaciółką. Może od dwóch lat, ale widzę więcej... -  powiedziała to nie patrząc mi w oczy.
- Prędzej uwierzę w tego ducha, niż w to! - warknąłem - Light... - powiedziałem niemalże błagalnym tonem - Naprawdę o to chodzi? O to, że coś sobie ubzdurałaś? Dlaczego nie możesz po prostu... zostać ze mną? Ja... twoja obecność jest dla mnie kojąca, ja... Myślałem, że też mam na ciebie dobry wpływ. Dlaczego ciągle się tak zachowujesz i robisz wszystko, by być jak najdalej ode mnie? Tego właśnie chcesz? Gdybyś miała świadomość tego jak się czuję za każdym razem, gdy to robisz... Oh, pieprzyć to! To oczywiste, że cię to nie obchodzi! Po prostu... po prostu oddam ci tę torebkę i zajmę się swoimi sprawiami!
- Ash! – Light złapała mnie  za rękę i tym razem to ona pociągnęła mnie w swoją stronę. Nie wiedziałem, że miała aż tyle siły. Patrzyła się na mnie z takim żarem... z takim żarem, jak ja wczoraj, gdy zabrakło kilku sekund do tego bym ją pocałował. Mój oddech przyśpieszył, gdy dziewczyna delikatnie złapała mnie za koszulkę i zaczęła się do mnie przybliżać. Wyglądała na zdeterminowaną i pewną tego co robi. A ja ostatkiem sił powstrzymywałem się przed tym, żeby jej do siebie nie przyciągnąć. Była już tak blisko, gdy nagle odskoczyliśmy od siebie słysząc aż nazbyt znajomy śmiech.
- Zostawić was na chwilę, a już się obściskujecie! - Zachary zdawał się mieć prawdziwy ubaw.
- Zach... - powiedziałem przymykając oczy, jakby miało mi to pomóc w pozyskaniu cierpliwości - Jeszcze jedno kurwa słowo i ci przypierdolę - podniosłem powieki i spojrzałem na Light, której twarz przybrała niemalże purpurowy kolor. Posłałem jej lekki uśmiech i dłonią pogładziłem ją po policzku, mając kompletnie gdzieś to, że Zach stał kilka metrów dalej.
  Odsunąłem się i zacząłem iść do mieszkania, cofnąłem się jednak i podszedłem do Light nachylając się do niej. 
- Poczekaj tu, przyniosę ci torbę - w tym momencie powinienem odejść , ale zrobiłem coś zupełnie innego. Delikatnie przygryzłem płatek jej ucha i muskając jej dłoń szepnąłem jeszcze jedno krótkie zdanie - Innym razem, Światełko - dopiero po tym odszedłem. Co mnie podkusiło do zrobienia czegoś takiego? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem za to, że atmosfera między mną, a Light robiła się coraz bardziej... napięta. Cholera, biegłem po schodach i cały czas czułem się rozpalony. Nic już z tego wszystkiego nie rozumiałem. W jednej chwili Light zachowywała się tak, jakby nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, a moment później próbowała mnie pocałować. Chyba dopiero teraz to do mnie dotarło. Ona naprawdę chciała to zrobić. Gdyby nie Zach... Zapewne razem wrócilibyśmy do mieszkania "po torebkę". Byłem pewien, że nie dałbym rady tak po prostu jej wypuścić, gdyby w końcu do czegoś między nami doszło. Znaliśmy się od dwóch lat, w tym czasie sytuacja między nami naprawdę mogła zrobić się bardziej skomplikowana. Głównie jednak chodziło o to, że z dnia na dzień coraz trudniej było mi znosić to, że musiałem ją traktować wyłącznie jak przyjaciółkę. Chyba przyjdzie mi po prostu zwariować.
  Wszedłem do mieszkania i zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu torebki. Nie zajęło mi to wiele czasu, leżała na kanapie. Kawałek papieru upadł na podłogę, gdy ją podnosiłem. Schyliłem się po niego, zdając sobie sprawę z tego, że był to list, który Light znalazła na poddaszu w Emergadle Masion. Przyjrzałem się mu ze zdecydowanie większą dokładnością niż wczoraj. Kojarzył mi się tylko z czymś w rodzaju głupiego łańcuszka przesyłanego przez internet. Pewnie byłby bardziej wiarygodny, gdyby nie dopisek "pokaż to pięciu osobom, albo...". Zastanawiało mnie tylko dlaczego napisy w mieszkaniu Rose wyglądały dokładnie tak samo, jak te tutaj. Jedyne wytłumaczenie jakie mogłem na to znaleźć było takie, że mieliśmy do czynienia z mordercą. Jeśli faktycznie tak było, oznaczało to, że Light mogło grozić niebezpieczeństwo. Z westchnieniem wsunąłem świstek z powrotem do torby i zbiegłem na dół. Uśmiechnięty Zach czekał przy motorze, nigdzie nie widziałem jednak Light.
- Nie martw się, jest u mnie w samochodzie. Odwiozę ją do domu - podałem mu torebkę udając, że nie dostrzegam sposobu, w jaki się na mnie patrzył.
- Wpadniesz do mnie dzisiaj wieczorem? Mam ochotę na jakiś wieczór z grami planszowymi - wzruszyłem ramionami.
- Pewnie. I nie patrz na mnie w taki sposób! - mój przyjaciel wybuchnął śmiechem, po czym odszedł w stronę samochodu.
Może to i lepiej, że zabierał Light. Zdecydowanie potrzebowaliśmy pobyć chwilę z dala od siebie. Im dłużej z nią przebywałem, tym bliżej chciałem być. I to dosłownie.




  Gabriel dotrzymał słowa. Dokumenty o Emergadle Masion leżały starannie złożone na moim biurku. Biuro było praktycznie opustoszałe. Mało kto przychodził tu w soboty. Stałym bywalcem oczywiście byłem ja. W tej chwili nie miałem jednak powodów do przesiadywania w pracy. Większość spraw udało mi się rozwiązać. Ostatnio nie mieliśmy zbyt wiele zajęć.
- Rano byli u nas faceci z pomocy drogowej - odwróciłem się słysząc głos Abigail - Twój samochód ma być gotowy na wtorek. Oh, szef mówił, że do tego czasu możesz korzystać z motoru. Chyba ktoś tu jest pupilem - westchnąłem wodząc dłonią po plikach kartek, które zostawił mi Gabe.
- Dziękuję Abigail - powiedziałem krótko.
- Miałeś udany wieczór? - spytała opierając się biodrem o biurko.
- Lepiej nie pytaj...  - mruknąłem.
- Co mówiłeś? Nie dosłyszałam - przechyliła głowę w bok, a długie blond włosy opadły jej na ramię.
- Nic takiego - chyba nie byłbym teraz w stanie skupić się na Emergadle Masion. Postanowiłem skupić się na czymś lżejszym - Muszę napisać raport odnośnie ostatniej sprawy - poinformowałem Abigail.
- Tak, pewnie. Będę już uciekać do domu - skinąłem głową i włączyłem komputer - Ashton? - no tak, mogłem się domyślić, że tak łatwo mi nie odpuści. Posłałem jej pytające spojrzenie.
- Ty... masz dziewczynę? Słuchaj, próbuję cię gdzieś wyciągnąć od jakichś trzech miesięcy, a ty kompletnie nie zwracasz na mnie uwagi. To... dziwne... - o rany... nie mogłem uwierzyć, że coś takiego powiedziała. Czy ona naprawdę nie mogła zrozumieć, że ktoś może nie być nią zainteresowany?
- Abigail... Jesteś naprawdę bardzo atrakcyjną dziewczyną, ale...  jestem zainteresowany kimś innym - dopiero po wypowiedzeniu tych słów, zdałem sobie sprawę, że pierwszy raz się do tego przyznałem.

Offline

#36 2018-03-31 15:40:22

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Zamurowało mnie. W ogóle się tego nie spodziewałam i nie wiedziałam, jak powinnam na to zareagować. To co powiedział… Poczułam się tak, jakby mi ktoś polewał bolące serce miodem. To było niesamowite uczucie i chciałam aby trwało w nieskończoność. Zależało mu na mnie. Chciał, żebym z nim została, zapewne cały dzień i całą noc. A może nawet i kolejne… Nie zdawałam sobie sprawy, jak cholernie tego chciałam. Może nawet bardziej niż podejrzewałam. Najchętniej to nigdy bym nie odstępowała jego boku.
      - Ash! – Złapałam go za rękę i tym razem to ja pociągnęłam go w swoją stronę. Nie wiedziałam, że miałam aż tyle siły. Adrenalina płynęła w moim organizmie, a ja nigdy nikogo nie miałam ochoty tak pocałować jak tego mężczyznę w tym momencie i zrobiłabym to, ale nam przerwano. Zach miał paskudne wyczucie czasu! Jeszcze chwila, a bym w końcu poczuła znak jego ust i się w nich zatopiła. Jeszcze tylko kilka sekund… Nie podobało mi się, że nam na to nie pozwolono i groźnie spojrzałam na reżysera. Był moim przyjacielem, ale daję słowo, że najchętniej to bym go teraz ubiła. Podejrzewałam, że naskoczyłabym na niego, ale uspokoił mnie dotyk Ashtona. Zaskoczona spojrzałam na niego z uśmiechem, nie odsuwając policzka od jego dłoni. Była ciepła, przyjemna i czułam dreszcze.
      - Mogę… - Nagle zamilkłam, bo zupełnie nie przewidziałam tego, co detektyw zrobił. Myślałam, że przez te kilka sekund zabraknie mi tchu, a serce wariuje. Odruchowo dotknęłam ucha w miejscu, w którym mnie pocałował, ale szybko zabrałam rękę, żeby Zach tego nie zauważył. Twarz miałam całą czerwoną.
      - Masz te same ubrania, w których byłaś wczoraj… - Oczywiście, że reżyser musiał zwrócić na to uwagę.
      - My nie… - Chciałam go wyprowadzić z błędu, ale mężczyzna mi przerwał.
      - Odwiozę cię, a ty mi wszystko opowiesz.
      – Ja nie pot… - Nie dał mi dojść do słowa, tylko otworzył drzwi w swoim samochodzie od strony miejsca obok kierowcy. Westchnęłam zrezygnowana i zajęłam je, czekając na Freya. Niestety to nie on wręczył mi torbę tylko Zach, a wolałabym Ashtona. Mój Boże, co się ze mną działo? Nigdy się tak nie zachowywałam. Przy żadnym mężczyźnie.
      - No więc? – Zach najwidoczniej nie miał zamiaru odpuścić. – Co się wydarzyło?
      - Nic, Ash po prostu mnie przenocował… - Odpowiedziałam sięgając po telefon. Dopiero teraz zauważyłam, że miałam szesnaście nieodebranych połączeń od Becci i dwa razy więcej sms-ów. Cholera, musiała się o mnie okropnie niepokoić… Aż zadzwoniła do detektywa, sądząc że on wiedział o mnie coś więcej. Jak ja miałam jej zrobić coś takiego, jak podebranie faceta? Przygryzłam wargę widocznie niezadowolona.
      - Przenocował, mówisz? – Mężczyzna widocznie nie wierzył moim słowom, a ja nie miałam zamiaru go przekonywać o swojej racji.
      - Tak, przenocował – warknęłam. – Spałam na jego łóżku, a on na kanapie. – Dlaczego zdecydowałam się na takie kłamstwo?
      - Oczywiście…
      - Zach! – Wzruszył ramionami, skupiając się na drodze przed nami. Ja wywróciłam tylko teatralnie oczami i wybrałam numer do przyjaciółki.
      - Delight, dzięki Bogu! Gdzie ty jesteś?! Dobijam się do ciebie od rana! Wszystko w porządku? Jak tam ręka? – Dziewczyna była mocno zdenerwowana.
      - Spokojnie, nic mi nie jest – Podniosłam wolną rękę do góry, jakbym chciała tym gestem pomóc jej z uspokojeniem się. Dopiero potem dotarło do mnie, jak absurdalne to było. – Właśnie wracam do domu. Mam tylko kilka szwów i za tydzień stawić się na ich zdjęcie. To nic poważnego… - Zdecydowałam się pominąć to, że skierowano mnie na badania odnośnie anemii. Jeszcze tego brakowało, żeby się przesadnie martwili.
      - Przez całą noc zakładali ci tylko kilka szwów? – O szlag, przyłapana… Co ja miałam jej odpowiedzieć?
      - Były duże kolejki, musiałam swoje odczekać.
      - Mając rozcięty nadgarstek? Podłączyli cię do kroplówki, aby uzupełnić utracone litry krwi?
      - Nie… - Kurwa, wpadka.
      - Light… co ty ukrywasz? Gdzie ty byłaś całą noc?
      - U znajomego… - Westchnęłam zrezygnowana.
      - Jakiego?
      - U Za… - Mężczyzna spojrzał na mnie, zatrzymując się na światłach i pokręcił przecząco głową. Nie miał zamiaru być wplątany w moje kłamstwo. – U Willa, zawiózł mnie do szpitala, a potem zabrał do siebie, aby mieć pewność, że nic mi nie jest.
      - Ow… Okej, widzimy się później. – Rozłączyła się, a ja próbowałam ignorować oceniające spojrzenie, które rzucał mi Zachary. Nie spodobało mu się to kłamstwo.
      - Ona i tak pozna prawdę, wiesz o tym?
      - Zamknij się. – Warknęłam ostro, chowając się bardziej w siedzeniu.

      Nie byłam szczególnie chętna na wieczór z grami planszowymi, ale podejrzenie by wyglądało, jakbym się nie zjawiła. Przed dotarciem do Zacha, wstąpiłam jeszcze do miejsca pracy Willa i ładnie poprosiłam go o bycie moim alibi na poprzednią noc. Źle się z tym czułam, ale jeszcze gorzej by mi było, gdyby Rebecca dowiedziała się, że zaraz po tym, jak zauważyłam, że była zakochana w Ashu, spędziłam noc u niego w mieszkaniu. Nieważne, że do niczego nie doszło, Beccę by to i tak zraniło, a nie chciałam jej tego robić. Na szczęście blondyn się zgodził, chociaż pod warunkiem, że kiedyś wybiorę się z nim na kawę. Liczyłam na to, że to nigdy nie nastąpi.
      Kiedy dotarłam do Zacha, Rebecca już tam była. Brakowało tylko Freya, ale wiedziałam, że się pojawi, więc po prostu zostawiłam buty w korytarzu i poszłam do salonu, zajmując miejsce na kanapie.

Offline

#37 2018-03-31 19:04:23

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.162

Odp: The Letter

dekade.regular.png


     Dziwiło mnie to, że nikt nie napomknął choćby słowem o morderstwie Rose Cooper. Jakby nic się nie wydarzyło. Zazwyczaj w biurze rozmawialiśmy o aktualnych sprawach, a już tym bardziej o tych lokalnych. Dokończyłem zaległy raport, a także napisałem nowy. Spędziłem w pracy jakieś trzy godziny. Nawet nie spojrzałem na dokumentu uszykowane przez Gabriela. Swoją drogą dziwne było też to, że dzisiaj go nie spotkałem. Zdawało mi się, że miał zostać dłużej  w biurze. Cóż, może się minęliśmy, w końcu dotarłem tu dość późno. Powoli zapadał już wieczór, w zasadzie mógłbym wyłączyć komputer i pojechać do Zacha. Trochę się obawiałem dzisiejszego spotkania. Mój przyjaciel z pewnością dorobił już sobie własną wersję tego co wydarzyło się pomiędzy mną, a Light. Zachary żył w dość rozrywkowy sposób, nie angażował się w związki, za to był fanem jednorazowych przygód i braku zobowiązań. Miał też tendencje do postrzegania innych przez pryzmat swojego zachowania i trudno było mu zrozumieć to, że się od niego różniłem.
   Cóż, przecież nie mogłem go unikać. Z resztą, chciałem zobaczyć Light. Chyba nie było sensu, bym dalej się oszukiwał. Westchnąłem z rezygnacją. O tak, po dwóch latach ciężkiej walki i zmagań, w końcu przegrałem z własnymi uczuciami i nie pozostało mi nic więcej, niż po prostu zaakceptować ten stan. Zajebiście, gratulacje Ashton. Westchnąłem postanawiając wyjść z biura. Powiew świeżego powietrza i przejażdżka na motorze zawsze sprawiały, że czułem się jakoś zrelaksowany. Nawet jeśli trwało to tylko moment, było bardzo przydatne. Próbowałem poruszyć kursorem, jednak myszka od komputera nie chciała mnie słuchać. Coś musiało się zawiesić. To chyba pierwszy przypadek od kiedy tu pracowałem, gdy nasz sprzęt nawalał. Dalej próbowałem nim poruszać, nagle jednak monitor zgasł, a wraz z nim wszystkie światła i inne urządzenia elektroniczne.
- Oh, pieprzone awarie prądu - mruknąłem pod nosem i wyciągnąłem telefon chcąc oświetlić pomieszczenie.
- Ashton Frey... - usłyszałem za sobą czyjś szept. Szybko się odwróciłem i poświeciłem latarką przed siebie. Nikogo jednak nie było. Przecież wyraźnie słyszałem swoje imię, nie wydawało mi się! Usłyszałem śmiech dochodzący z końca korytarza, a przed oczami mignęła mi kobieca sylwetka i niesamowicie długie ciemne włosy.
- Hej! - krzyknąłem i zrywając się z krzesła pobiegłem w tamtą stronę - Kto tam jest!? - cholera, to wyglądało jak włamanie. Byłem w biurze sam, to niemalże idealna okazja. Skoro odcięto prąd, to z pewnością nic nie miało szansy nagrać się na kamerach. Śmiech rozbrzmiewał coraz głośniej, biegłem w stronę skąd dochodził dźwięk. Nie miałem przy sobie broni, niby co miałem zdziałać w takich warunkach? Powinienem po nią wrócić. Miałem idealną nauczkę, nie powinienem chodzić bez uzbrojenia, przecież w każdej chwili coś mogło się zdarzyć.
- Pomożesz mi? - byłem już na samym dole, gdy usłyszałem pytanie. Odwróciłem się, jednak nikogo za mną nie było.
- Przestań robić sobie ze mnie żarty i po prostu  wyjdź! - odpowiedział mi śmiech, od którego przeszły mnie ciarki. Nie miałem broni, powinienem stąd wyjść. Pociągnąłem za klamkę od drzwi, te jednak się nie otworzyły. Szarpałem się z nimi przez dobrą chwilę, a psychopatyczny śmiech stawał się głośniejszy. Brzmiał już niemalże zwierzęco.
- Oh, zamknij się! - krzyknąłem. W tym samym momencie światła się zapaliły, dźwięk całkowicie ucichł, a innym wejściem wkroczyła Abigail, która spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Ashton? Nadal tu jesteś? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha.
- Duchy nie istnieją! - krzyknąłem tracąc nad sobą panowanie. Prawda była taka, że w tej chwili potrzebowałem po prostu utwierdzić samego siebie w tym przekonaniu.
- To tylko takie powiedzenie... - mruknęła dziewczyna.
- Nieważne, przepraszam Abigail. Zdenerwowałem się. Czy... czy to możliwe, żeby ktoś się tu włamał? Słyszałem coś i... - spojrzała na mnie jeszcze  bardziej zdziwiona - ... a właściwie to co tutaj robisz?
- Zapomniałam torebki - machnęła lekceważąco dłonią - To raczej mało prawdopodobne. Nikt nigdy się tu nie włamał, przecież sam wiesz jakie są zabezpieczenia...
- Była awaria prądu - Abigail pokręciła przecząco głową.
- To i tak niemożliwe... Wszystko w porządku Ash?
- Chyba zaczynam wariować... Jestem pewny, że coś słyszałem! - Abigail podeszła do mnie powolnym krokiem i położyła mi dłoń na ramieniu.
- Może za dużo pracujesz? Nie jesteś przemęczony? - spojrzała na mnie spod rzęs. Pokiwałem głową. Tak, to pewnie to. Z resztą od wczoraj słuchałem tych opowieści o duchu. Może właśnie tak będę teraz reagować na awarie prądu?
- W ogóle co wy, kobiety macie z tym zapominaniem torebek? - spytałem. Abigail zabrała dłoń i wzruszyła ramionami.
- Nie zrozumiesz - posłała mi uśmiech - Idę na górę, możesz wyjść, zamknę wszystko - pokręciłem głową.
- Pójdę z tobą, na wszelki wypadek. Wiesz, może jednak nie zwariowałem i naprawdę ktoś tam jest - chodziło też o to, że miałem dziwną potrzebę, aby do paska przypiąć sobie broń. Tak, zdecydowanie wolałem mieć ją przy sobie.
- W końcu udało mi się wzbudzić zainteresowanie Ashtona Freya! Wystarczy, że nasz biurowy przystojniak pomyśli, że ktoś włamał się do biura - powiedziała ze śmiechem Abigail. Zaraz, zaraz... "Nasz biurowy przystojniak"? Co kurwa?
- Mam syndrom ratowania dam w opałach - odparłem rzucając jej lekki uśmiech. Przykucnąłem przy biurku i z kieszeni spodni wyciągnąłem kluczyk od schowka, w którym trzymałem pistolet. O tak, zdecydowanie czułem się lepiej mając go przy sobie. Szybko przypiąłem broń do paska. Dość nerwowo rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wszystko wyglądało normalnie. Nadal jednak miałem podejrzenia. Może jednak powinienem przyjąć do wiadomości fakt, że po prostu coś mi się przesłyszało?
-Idziemy? - skinąłem głową na pytanie Abigail.
- Abby? Tak w ogóle to kto nazywa mnie "biurowym przystojniakiem"? - nie mogłem się powstrzymać. Dziewczyna zaśmiała się i pokręciła głową.
- Wy, mężczyźni jesteście tacy niedomyślni - powiedziała to takim tonem, jakby była specjalistką - Jak możesz nie widzieć tego, że praktycznie każda dziewczyna tutaj próbuje się z tobą umówić, albo chociaż zwrócić na siebie twoją uwagę. Ashton Frey jednak pozostaje nieugięty - no dobra, zdecydowanie udało jej się mnie zszokować.
- Chyba będę musiał przetrawić tę informację. Tak masz mnie zapisanego w telefonie? "Biurowy przystojniak"? - Abigail rzuciła mi chłodne spojrzenie.
- Zacznijmy od tego, że nigdy nie uraczyłeś mnie zaszczytem posiadania twojego numeru! Pamiętasz, podałam ci swój i nigdy nie zadzwoniłeś - tak szczerze mówiąc, nie pamiętałem.
- Nie znasz dnia ani godziny, gdy Ashton Frey wybierze twój numer! - powiedziałem ze śmiechem. Abigail spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Tylko się zaśmiałem i wsiadłem na motor, machając jej ręką na pożegnanie.






    Zaparkowałem pod domem Zacharyego kilka minut przed dwudziestą. Widziałem, że w salonie paliło się lekkie światło. Zach był miłośnikiem półmroku, dlatego zazwyczaj oświetlał pomieszczenia słabymi lampkami bądź świeczkami. Szybkim krokiem poszedłem do drzwi i wszedłem bez pukania. Znaliśmy się tyle lat, że już od dawna nie przejmowaliśmy się tego typu uprzejmościami.
- Zach, kochanie!? - krzyknąłem ściągając buty - Wróciłem! Daj buziaka skarbie! - otworzyłem szeroko ramiona i tanecznym krokiem wszedłem do salonu. Zdębiałem widząc, że dziewczyny były już na miejscu. Opuściłem dłonie, a uśmiech momentalnie zszedł z mojej twarzy.
- Ekhem... - mruknąłem.
-Oh, Ashton! Ty to byś się tylko ze wszystkimi całował? No nie, Delight? - odezwał się Zachary. Spiorunowałem go wzrokiem i usiadłem obok Light.
- Oh, nie z każdym Zachary! Tylko z wyjątkowymi osobami. Jest na świecie taka osoba, z którą mógłbym spędzić całą dobę wyłącznie na całowaniu, a nadal byłoby mi mało. Jej z pewnością też, bo całowałbym ją w taki sposób, że z minuty na minutę chciałaby więcej - powiedziałem z uśmiechem. Wiedziałem, że przesadziłem. W pokoju zapanowała cisza. Light z pewnością była w tej chwili cała czerwona. Czy ja właśnie w subtelny sposób poinformowałem ją o tym, że mógłbym spędzić cały dzień na całowaniu jej? Brawo Ash. Kurwa, brawo.
  Ciszę przerwało nerwowe chrząknięcie Becci.
- O kim mówisz Ashton? O Avril Lavinge? - spiorunowałem ją wzrokiem.
- Nie mieszaj w to Avril! - Zach i Becca wybuchnęli śmiechem, Light jednak nie mogła wiedzieć o co chodziło. Rebecca doskonale zdawała sobie z tego sprawę i najwidoczniej czuła się w obowiązku wytłumaczyć jej sytuację. A może po prostu chciała mnie upokorzyć?
- Delight, słyszałaś o pierwszej miłości naszego Ashtona? - Zach zaśmiał się jeszcze głośniej - Był tak śmiertelnie zakochany a Avril Lavinge, że kupował wszystkie jej płyty, znał na pamięć każdą piosenkę...
- Pewnie co nocy fantazjował do jej głosu - wtrącił się Zachary.
- Zamknij się, Zach! - oczywiście, że się nie zamknął, po prostu po raz kolejny wybuchnął śmiechem.
- Nawet miał kolekcję rysunków! Ash i Av i samochodzie, Ash i Av na plaży... Było tego naprawdę sporo.
- No dobra! - wstałem z miejsca - Jeżeli już zamknęliście tę lożę szyderców, to pozwólcie, że pójdę do kuchni i wezmę sobie coś do jedzenia - widziałem, że na stole były już porozstawiane różne przekąski, wiedziałem jednak, że Zach zawsze miał w lodówce coś dobrego.
- Poczekaj, pójdę z tobą. Potrzebuję herbaty - powiedziała Becca.
  Cieszyłem się, że tak szybko udało nam się rozluźnić atmosferę. Nie chciałem by kolejny wieczór zszedł nam na kłótniach. Becca włączyła czajnik i zaczęła przeglądać bogatą kolekcję herbat, ja za do skupiłem się na wnętrzu lodówki.
- Paluszki serowe! - byłem szczerze uradowany. Gdy je zobaczyłem, zrozumiałem, że właśnie na nie mam ochotę. Rebecca obdarzyła mnie uśmiechem.
- A tak swoją drogą - spojrzałem na nią, przeżuwając paluszka - Nie wiedziałam, że Delight aż tak bardzo polubiła się z Willem. Myślisz, że coś między nimi będzie? - prawie zakrztusiłem się przekąską. O czym ona mówiła?
- Co proszę? - spytałem z niedowierzaniem.
- No... tak... Była u niego. Trochę się zdziwiłam, myślałam, że jest bardziej odpowiedzialna i nie pójdzie do domu obcego faceta - poczułem jak zalewa mnie fala złości. Jak mogła być tak... dwulicowa? Kurwa, ja naprawdę myślałem, że coś między nami zaszło, że też to poczuła, a ona tylko się mną bawiła! Byłem takim idiotą.
- Kiedy ci o tym powiedziała?
- Dzisiaj...
  Nie dałem jej dokończyć, po prostu wyszedłem z kuchni. Nie mogłem patrzeć na Light. Miałem ochotę powiedzieć jej co o niej myślałem.
- Hej, wiecie co jest najgorsze? - powiedziałem wchodząc do salonu - Kiedy osoba, o której masz tak cholernie dobre zdanie i na której tak strasznie ci zależy okazuje się być zakłamana, fałszywa i bawi się twoimi uczuciami? Znacie to? - gorycz w moim głosie była aż nazbyt słyszalna. Posłałem Light wściekłe spojrzenie. Nie wierzyłem... po prostu nie mogłem uwierzyć, że to zrobiła... Jak mogła?
  Odwróciłem się na pięcie i szybkim krokiem poszedłem w stronę drzwi.
- Ashton! - krzyknął za mną Zachary.
- Odpierdolcie się ode mnie! - warknąłem i ubrałem buty chcąc jak najszybciej stąd wyjść.

Offline

#38 2018-03-31 20:48:14

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Czułam jak bardzo czerwoną twarz miałam na wejściu Ashtona. Policzki mnie piekły, bo to co mówił było naprawdę niesamowite, ale jednocześnie krępujące. Było mi wstyd, bo doskonale wiedziałam, że Zachary zrozumie. Widział nas, domyślał się o kim wspominał jego przyjaciel, a ja chciałam usłyszeć jeszcze więcej takich słów. Niestety musiałam spuścić wzrok, kiedy Rebecca podążyła do kuchni za detektywem, bo zaraz bym do nich dołączyła. Serce mi mimowolnie zaczęło zwalniać, jakby samo także chciało usłyszeć to, o czym rozmawiali. Ściany nie były grube, a i pomieszczenie, gdzie zniknęli znajdowało się bardzo blisko, więc można było wyłapać temat dyskusji. Dotarło do mnie „Delight” w towarzystwie z „Willem” i już wiedziałam, co zaraz nastąpi. Frey niemal wyskoczył z kuchni i obdarzył mnie takim spojrzeniem, że miałam ochotę uciec. Zmroziło mnie, ale byłam pewna, że jego bardziej zabolało to co usłyszał, mimo że to nie była prawda, a przynajmniej nie w takim stopniu, w jakim on myślał, że była. Nie chcąc zranić Becci, zraniłam Asha… Byłam okropną przyjaciółką, dlatego chciałam za nim ruszyć i z nim porozmawiać. Podniosłam się nawet, ale Rebecca mnie wyprzedziła i pognała do niego.
      - Ash, zaczekaj! – Krzyknęła, dobiegając do niego i zatrzymując. Nie mogłam na to patrzeć, więc skupiłam wzrok na planszy do gry. W tym momencie jedyne, czego chciałam, to stąd wyjść. Poprzedni dzień i cała noc były niesamowite, a ja teraz to schrzaniłam, bo nie chciałam zranić przyjaciółki. Tylko dlaczego tak bardzo tego żałowałam? Dlaczego chciałam się ze wszystkiego wycofać i pokazać różowowłosej, że ten mężczyzna należał do mnie?
      - To ty powinnaś za nim wyjść… - Zach przerwał ciszę, ale mówił pół-szeptem, jakby nie chciał, żeby nas usłyszeli.
      - Proszę cię… - odezwałam się, niemal błagając go aby dał mi święty spokój.
      - Nie, Delight, masz mnie posłuchać! – Warknął tak zaciekle, że wbrew sobie zaczęłam słuchać, mimo że na niego nie patrzyłam. – Oboje wiemy, o kim on mówił na wejściu. Widziałem was, to napięcie pomiędzy wami jest aż namacalne. Mus…
      - Becce też na nim zależy. Nie mogę jej tego zrobić – szepnęłam, podciągając kolana pod brodę i opierając ją o nie.
      - Rebecca nie ma u niego żadnych szans i dobrze o tym wiesz. Jest dla niego jak młodsza siostra, a nie jak kobieta, którą mógłby pokochać tak jak kochają się małżonkowie. Ashton poszedł do miejsca, do którego nigdy w życiu by nie wchodził, bo to nie były jego klimaty tylko dla ciebie. Cały wczorajszy dzień spędził na tym, aby cię uspokoić i odciągnąć myśli od tego, co cię tak przerażało. Tego się nie robi dla każdego przyjaciela…
      - Ona ci go zabierze… - Usłyszałam za sobą jakiś głos.
      - Co takiego? – Podniosłam wzrok na Zacharego przekonana, że to on mi to powiedział.
      - Słucham? – Zapytał zdezorientowany reżyser.
      - Ona ci go zabierze… - Znowu to samo, ale tym razem towarzyszył temu chłód. – Zabierze ci go i zostaniesz sama… - Czyjaś ręka wylądowała na moim ramieniu, a ja przerażona pisnęłam i odskoczyłam w bok. – Ona jest zagrożeniem… - Odwróciłam się szybko w bok, szukając tego, kto mówił takie rzeczy. Łzy cisnęły mi się do oczu. – Może ci go zabrać. – Gwałtownie pokręciłam głową, starając się odrzucić od siebie ten głos. Znałam go. To był TEN głos. Ten z telefonu. Ten z poddasza i radia… To był Jej głos. – Nie możesz na to pozwolić. Nie możesz dać mu do niej odejść…
      - Przestań! – Krzyknęłam spanikowana, zasłaniając uszy. Chciałam zamknąć oczy, ale właśnie wtedy zobaczyłam, co się pojawiło na ścianie. „Pomóż mi…” Widziałam, jak pojawiały się po kolei literki, malowane niewidzialną ręką, na ścianie naprzeciw mnie. Zaraz potem tuż przed nim pojawiła się ta przerażająca, zakrwawiona kobieta. - To tylko urojenia, to tylko urojenia… - Powtarzałam to sobie, chcąc w to uwierzyć, ale właśnie wtedy na jej twarzy pojawił się paskudny uśmiech, odsłaniający rząd białych, a w niektórych miejscach zakrwawionych zębów. Przechyliła też głowę w bok, pod nienaturalnym kątem, a ja nie mogłam tego już znieść. Chciałam wybiec spanikowana z mieszkania, ale nie mogłam. Szarpałam, ale były zamknięte, a żadne z nas ich nie zamykało. Przerażona spojrzałam na Asha, bo przy nim jadynym czułam się bezpieczna.
      - Zamknięte... - szepnęłam, a łzy zaczęły spływać mi po policzkach. - Ash, boję się... - Ledwo mówiłam.

Ostatnio edytowany przez Raika (2018-03-31 22:11:35)

Offline

#39 2018-04-01 12:59:26

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.162

Odp: The Letter

dekade.regular.png


- Boisz się?! - krzyknąłem - Nie wierzę już kurwa w ani jedno twoje słowo! Spędzasz u mnie noc, a potem tak po prostu wybiegasz na spotkanie z Willem! To o to ci chodziło kiedy mówiłaś, że chcesz "pobyć sama"?! - zacząłem szarpać te pierdolone drzwi, one jednak nie chciały puścić - Kurwa! -dlaczego akurat teraz? Dlaczego w chwili, w której tak bardzo pragnąłem stąd wyjść - Nie chcę cię znać Light... Cieszę się, że do niczego więcej między nami nie doszło, bo nie wybaczyłbym sobie, że jestem takim idiotą i ci kurwa zaufałem! - nie mogłem wyzbyć się złości.
- Poszłam do niego na chwile, zeby był moim alibi na noc, chociaz to był stek kłamstw, bo nie chciałam zranić Bec... -  urwała w pół słowa najwidoczniej zdając sobie sprawę z tego, że nasza przyjaciółka stała tuż obok.
- S... spałaś u niego? Oklamalaś mnie? - spytała roztrzęsiona Rebecca. Light ponownie pociągnęła za drzwi, które jednak nie dawały za wygraną. Oparła się o nie czołem, a z jej oczu zaczęły płynąć łzy.
- Przepraszam Ash... - powiedziała sciszonym głosem. - I ciebie Becca również, bo wiem, ze ci na nim zalezy... Nie chciałam was zranić... - zbyt wiele działo się na raz, nie potrafiłem odnaleźć się w sytuacji. Byłem zdenerwowany, smutny i jednocześnie chciałem, by Light po prostu jakoś wyjaśniła mi sytuację. obawiałem się jednak, że nie byłbym w stanie jej uwierzyć. Ciągle kręciła, była pogubiona, a ja nie umiałem jej zrozumieć. Kompletnie nie umiałem. Odwróciłem się i na moment zamarłem widząc na ścianie napis. Ten napis... Zdawało mi się, że krew spływała po ścianach, tworząc przy tym rząd liter układających się w słowa "pomóż mi". Zamrugałem, a obraz zniknął równie szybko jak się pojawił.
- Naprawdę zaczynam wariować  - mruknąłem pod nosem. Odwróciłem głowę w stronę Becci, która zdawała się unikać mojego spojrzenia. Zachary siedział cicho w pokoju, jakby w ogóle go nie było, Light płakała, a ja szarpałem się z drzwiami.
- Pierdolony dom wariatów!  - krzyknąłem i postanowiłem dać sobie spokój, zamek musiał się zablokować. Nie otworzyłbym go w ten sposób. Nie patrząc na Light, poszedłem do salonu. Zachary siedział na podłodze ze skrzyżowanymi nogami i pustymi oczami wpatrywał się w jakiś punkt na ścinie.
- Zach? - zagadnąłem, jednak nie zareagował w żaden sposób. Zamachałem mu ręką przed twarzą lecz i to nic nie dało. - Zachary! - krzyknąłem i dopiero wtedy się otrząsnął.
- Wi... widziałeś to? - wydukał chłopak. O co mu chodziło? O ten dziwaczny napis?
- Co takiego? - spytałem. Przerażało mnie jego puste spojrzenie, na moment nawet zapomniałem o tym, jak bardzo wkurzony byłem.
- Ją... - odpowiedział, jakby to miało wyjaśnić wszystko. Nie maiłem już siły do tych ludzi. Do żadnego z nich. Wyjrzałem na korytarz. Dziewczyny rozmawiały o czymś ściszonymi głosami, nie miałem pojęcia jaki temat poruszały i tak naprawdę nie chciałem się tego dowiadywać. Szybkim krokiem podszedłem do drzwi i z siłą nacisnąłem na klamkę. O dziwo tym razem odpuściły i w końcu moim oczom ukazało się podwórko Zacharyego. Nie przypuszczałem, że ten widok może być aż tak przyjemny.
- Ashton, nie wychodź, proszę cię - Becca delikatnie złapała mnie za ramię. Westchnąłem.
- Czego niby teraz ode mnie oczekujesz? Nie zostanę tutaj - nadal nie puszczała mojej ręki, chociaż powinna doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że nie zmienię zdania. Z irytacją strąciłem jej dłoń.
- Nie dotykaj mnie! - krzyknąłem. Musiałem jakoś to wszystko odreagować. Zanim zdążyłem się zastanowić, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer Abigail. Odebrała po drugim sygnale.
- Abigail? Pamiętasz kiedy mówiłem, że nie wiesz kiedy Ashton Frey wybierze twój numer? Cóż, to właśnie ten moment. Masz jakieś plany na wieczór - wydawała się być szczerze zdziwiona moim telefonem - Świetnie. Spotkamy się w "Paradise"? Super, do zobaczenia.
Wyszedłem z mieszkania, coś jednak sprawiło, że na moment się zatrzymałem i odwróciłem w stronę Light. Patrzyła na mnie tak smutnym wzorkiem, że prawie mógłbym uwierzyć w to, że naprawdę cierpiała. Prawie. W tej chwili postanowiłem już nigdy więcej nie dać się nabrać.
- Przekażę Willowi najszczersze pozdrowienia od jego nowej dziewczyny. Może przy okazji powiem, żeby uważał i zaczął spotykać się z kimś, kto nie gra na kilka frontów. Szkoda chłopaka, no nie? - warknąłem po czym odwróciłem się i odszedłem. Wsiadłem na motor i ruszyłem znacznie szybciej niż powinienem.

Ostatnio edytowany przez Lavender (2018-04-01 14:57:47)

Offline

#40 2018-04-01 19:09:23

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Bolało mnie każde jego słowo wykrzyczane mi prosto w twarz. Czułam jak ich ciernie wbijają się w moje serce i wszystko, co było dookoła niego tak mocno, że zaczyna brakować mi tchu. Całkowicie na to zasłużyłam. Przecież wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mu na mnie zależało. Mówił wiele rzeczy, które na to wskazywały. A co ja zrobiłam? Zamiast to zaakceptować i odpowiedzieć tym samym, kłamałam. Wymyślałam argumenty, żeby nie przyznać się do własnych uczuć. Argumenty, które raniły jedyną na świecie osobę, której nigdy nie chciałam zranić, i na której mi tak cholernie zależało. Zach przecież miał rację. Jeśli tak dalej pójdzie, to każdy z naszej trójki będzie nieszczęśliwy. Tylko czy byłabym w stanie czerpać wszystko, wiedząc że Becca również była zauroczona Ashtonem?
      Wszystko działo się zbyt szybko. Zanim zdołałam zdecydować, co zrobić, detektyw już wybierał do kogoś numer stojąc w otwartych drzwiach. Przed chwilą były zamknięte, a teraz mężczyzna wychodził… Co gorsza, umawiał się z kimś, a kiedy dotarło do mnie kobiece imię, myślałam że nogi się pode mną ugną. Oczy rozszerzyłam jak pięciozłotówki, a w ramię się szczypnęłam, chcąc obudzić. Nie mogłam i nie chciałam uwierzyć w to, że naprawdę właśnie umawiał się na randkę z jakąś kobietą niedługo po tym, jak tak jawnie zasugerował, że mu cholernie na mnie zależało. Myślał, że byłam z Willem, ale jak mogłabym być z chłopakiem, którego poznałam dzień wcześniej. Nie uwierzył mi, jak powiedziałam, że poszłam tylko po alibi. Ale czy mogłam go za to winić?
      - Ash… - Chciałam za nim pójść, ale się bałam. Powiedział, że nie chciał mnie nigdy więcej widzieć i musiałam to zaakceptować, ale nie chciałam. Nie zniosłabym tego… Jak miałabym żyć, nie mogąc go więcej zobaczyć?
      - Powinnaś za nim pójść. – Zach do nas dołączył i zwrócił moją uwagę.
      - Ale on powiedział, że… - Zaczęłam.
      - Nie mówił szczerze. Mówiłem, że te kłamstwa wyjdą ci bokiem. Zraniłaś go…
      - Light, nie… - Becca złapała mnie za rękę, kiedy chciałam podążyć za Freyem. Spojrzałam na nią pytająco i natrafiłam na jej błagalny wzrok. Nie chciała, żebym za nim podążyła.
      - Dlaczego poruszyłaś ten temat?! – Byłam zrozpaczona. – Dlaczego nie powiedziałaś czegoś inne… - Przerwałam, bo nagle dotarła do mnie prawda. Uderzyła mnie w twarz jak kubeł pełen wody z kostkami lodu. Zapiekło mnie. – Zrobiłaś to specjalnie… - Zaczęłam drżeć, wyrywając rękę z jej dłoni. Nie trzymała mocno. – Znasz go od dawna… - Mówiłam to tak, jakby do siebie, jakbym myślała na głos. – Wiedziałaś jak zareaguje… - Przełknęłam ślinę przez łzy. – Jak mogłaś?! – Krzyknęłam, a ona spuściła wzrok, jakby z poczuciem winy. Nie wierzyłam jej. – Wiedziałaś, że mi na nim zależy, a zrobiłaś coś takiego! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami!
      - Zabrałaś mi go!
      - Co takiego? – Nie mogłam uwierzyć, że mówiła coś takiego.
      - Ja byłam pierwsza! Pojawiłaś się nagle dwa lata temu i odebrałaś mi jego uwagę! Jesteś kłamliwą suką! Przyjaciółka nie zabiera przyjaciółce chłopaka! – Uderzyłam ją w policzek tak mocno, że aż ręka mnie zabolała.
      - Odpychałam go dla ciebie! – Wrzasnęłam na nią. – Zraniłam go, bo chciałam dać ci szansę! A ty tak po prostu… - Odwróciłam się z determinacją w stronę Zacharego. – Pożycz mi samochód. – Zgrabnie złapałam kluczyki od pojazdu mężczyzny, zakładając buty, wzięłam torbę i pognałam w stronę samochodu. Odpaliłam silnik i nie patrząc na ograniczenie prędkości popędziłam do klubu Paradise. Nie mogłam pozwolić, aby Ash znienawidził mnie za kłamstwa. Jeśli miał mnie nienawidzić, to znając prawdę, dlatego nie obchodziło mnie, czy policja zacznie mnie ścigać, czy nie. W pośpiechu pokonałam trasę na miejsce, zaparkowałam i wbiegłam do lokalu, szukając w tłumie przyjaciela. Nie widziałam go przez tych wszystkich ludzi. Przepchnęłam się więc do baru i wdrapałam na blat, przecierając łzy.
      - Delight! Złaź, bo sobie krzywdę zrobisz! – Will zjawił się tuż za mną, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Szukałam detektywa i wcale nie poczułam się dobrze, kiedy zauważyłam, że siedział przy barze, wypijając na raz całą zawartość szklanki. Czy on zamierzał się upić i wracać potem motorem? Przecież przy takim tempie to jak nic by miał wypadek! Cholera!
      - Co ty wyprawiasz?! – Krzyknęłam, schodząc z blatu i podchodząc do Ashtona. – Miałeś zamiar pijany wracać do domu?! – Ryknęłam, chcąc przebić się przez hałas klubu. Niestety on spojrzał na mnie i wybuchnął śmiechem
      - O proszę? William stoi za barem. Co, tak się za nim stęskniłaś, że musiałaś przyjechać tu już teraz? - odwrócił wzrok, jakby mój widok go odrzucał. To mnie naprawdę bolało. - Idź do niego, nie mam ochoty na ciebie patrzeć. – Przechylił kieliszek i zamówił kolejną kolejkę, a ja poczułam jak wściekłość do mnie wraca.
      - Przyjechałam tu dla ciebie! – Krzyknęłam, zabierając mu sprzed nosa alkohol. Skoro był nim tak zainteresowany, to spojrzy na mnie wbrew sobie, podążając wzrokiem za kieliszkiem.
      - Myślisz, że będę się nabierać na te twoje teksty? - Spróbował mi zabrać kieliszek, ale zamiast tego wytrącił mi go z rąk i rozbił sie na ziemi - Ups... wszystko się rozpierdala, widzisz Światełko? - machnął ręką, położył pieniądze na blacie i zaczął iść na parking. Nie miałam zamiaru mu na to pozwolić, więc złapałam go za rękę i zmusiłam, żeby na mnie spojrzał. Sama patrzyłam na niego pewnie i twardo.
      - Nie pozwolę ci tego zrobić – warknęłam. – Jesteś pijany i krzywdę sobie zrobisz.
      - Nawet jeśli to co cie to obchodzi?! - wyrwał się i usiadł na motorze.
      - A żebyś wiedział, że obchodzi! – Stanęłam przed pojazdem i złapałam od tej strony za rączki. – Nic mnie nie łączy z Williamem. Powiedziałam Becce, że spędziłam u niego noc, bo też jej się podobasz. – Dodałam stanowczo.
      - A tobie podoba się też William? Mam to gdzieś Light! Jestem na ciebie wściekły, rozumiesz kurwa?! Daj mi wreszcie spokój! - Po tym wybuchu opuścił głowę, wydawał się być wyczerpany. - Nienawidzę tego, że doprowadzasz mnie do takiego stanu... nienawidzę tego... – Irytacja, która do tej pory we mnie narastała, sięgnęła granicy.
      - Nikt mi się nie podoba, oprócz ciebie! – Wrzasnęłam zdecydowanie zbyt głośno, a kiedy zrozumiałam, co mi się wyrwało, puściłam kierownicę i spuściłam wzrok z czerwoną twarzą.
      - T... to... aha... - Patrzył na moją twarz, jakby próbował z niej coś odczytać. -To gdzie zamierzasz dzisiaj spać? – Podniosłam głowę i zakryłam usta dłonią, żeby nie parsknąć mu w twarz śmiechem. Byłam zawstydzona, ale powiedział to w taki sposób, że mnie rozśmieszyło. Długo to, jednak, nie trwało. - Zapomnij... Jestem na ciebie za bardzo wkurzony. – Westchnęłam zrezygnowana. - Chociaż nadal mam na ciebie ochotę... Booże! - Teatralnie uderzył głową w kierownice, a ja zdębiałam. Nigdy bym nie przypuszczała, że usłyszę od niego takie słowa. - To takie skomplikowane! – Przełknęłam ślinę niepewna tego, co robić w tej chwili. - A ty? Masz na mnie ochotę, Light? – Mimo powagi tego pytania po prostu parsknęłam śmiechem. Poddałam się i po prostu zaśmiałam. Był kompletnie pijany. Inaczej by nie gadał takich rzeczy.
      - Chodź, odwiozę cię. – Wyminęłam kierownicę i złapałam Ashtona pod ramię, żeby zaciągnąć go do samochodu Zacha.
      - Mogę u ciebie spać?
      - Co? – Zatrzymałam się w miejscu. Czy on naprawdę mnie o to zapytał? Serce mi zaczęło szybciej bić.
      - Powinnaś mi to wszystko wynagrodzić. - Oskarżycielsko wycelował we mnie palcem - I ze mną spać! Jestem świetnym detektywem, zasługuję na to - podszedł do mnie, wsunął palec w szlufkę od spodni i przyciągnął do siebie. Głośno wciągnęłam powietrze, a on jeszcze dalej ciągnął. Zbliżył usta do mojego ucha i muskając biodro szepnął. - Pojedziemy do ciebie, Light? – Tym razem jego wargi znalazły się przy mojej szyi. Jego ciepły oddech oplótł moją skórę, a serce zaczęło wybijać szaleńczy rytm, jakby chciało paść prosto do jego stóp.
      - Ledwo stoisz na nogach. Zawiozę cię do domu – powiedziałam tak cicho, że ledwo samą siebie słyszałam i ruszyliśmy dalej. Na szczęście do samochodu było już blisko.
      - Pójdę tylko jeśli będziesz ze mną spać! – Już był na wpół świadomy i zaczął śpiewać piosenkę Avril Lavinge. Szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni i zaczęłam nagrywać głos, żeby móc mu to wypominać. Coś czułam, że niewiele będzie pamiętał z tej nocy. Dlatego przestałam już mu odpowiadać i wolną ręką otworzyłam samochód, nie wyłączając dyktafonu w telefonie. Położyłam urządzenie na dachu auta, wsadziłam mężczyznę do środka, zabrałam komórkę i odczekałam aż skończył śpiewać. – Nie wsiadasz? – Zapytał na koniec, a ja wyłączyłam dyktafon, zatrzasnęłam za nim drzwi i podeszłam od strony kierowcy. Wsiadłam, ruszyłam i kilka minut potem byliśmy już w jego mieszkaniu. Ledwo doprowadziłam go do kanapy, do łóżka już nie próbowałam. Kiedy chciałam wyjść i go zamknąć zapasowym kluczem, złapał mnie za rękę i pociągnął na kanapę. Mimowolnie pisnęłam zaskoczona tym, co zrobił.
      - Zostaniesz ze mną, prawda? - Spytał patrząc mi w oczy. Przełknęłam ślinę. - Ja wcale nie jestem taki pijany. - Wyjątkowo sprawnie ściągnął z siebie koszulę i rzucił ją na podłogę, dzięki czemu mnie puścił. -Widzisz? Naprawdę jest ze mną dobrze!
      - No już, idź spać. – Nakryłam go kocem.
      - Nie, nie! - Wstał z kanapy i praktycznie zaniósł mnie do łóżka, po czym na nie rzucił. W ogóle tego nie przewidziałam i kiedy poczułam, jak się unoszę w powietrze, pisnęłam zaskoczona. Dreszcze przebiegły po moim ciele, ale nie miałam zamiaru pozwolić im przejąć nad sobą kontrolę. - Widzisz? Jesteś naprawdę dobrym detektywem!
      - Masz iść spać! – Zeskoczyłam z posłania i to jego na nie pchnęłam. – Teraz!
      - Nie będę spać bez ciebie! - Wtulił głowę w poduszkę. - Wiesz... jesteś moim światłem... moim wkurzającym, pięknym światełkiem... – Tym razem dosłownie straciłam grunt pod nogami. Musiałam oprzeć się o ścianę, żeby nie upaść na podłogę. Czułam pulsowanie w podbrzuszu i było mi za to cholernie wstyd. Dobrze, że nie mógł tego zobaczyć. Mój oddech stał się płytki i szybki. Czy on naprawdę to powiedział? Co ja miałam zrobić? Zostać z nim po tym, jak powiedział, że nigdy więcej mnie nie chce widzieć? Co jeśli mówił prawdę, obudzi się i mnie zobaczy? Z drugiej strony pijani ludzie mówili wszystko, o czym pomyśleli, prawdę.
      - Prześpię się na kanapie… - Poprosił mnie, a ja naprawdę chciałam, żeby nasza relacja znowu wróciła na właściwe tory.
      - Light... wiem, że też tego chcesz... po prostu tu chodź... proszę... – Przygryzłam wargę i niemal błagałam go, żeby nic więcej nie mówił, ale powiedział i to takie rzeczy, że naprawdę, choćbym chciała pójść do salonu, nie byłabym w stanie. Moje nogi były jak z waty. Musiałam przyjąć jego prośbę, bo nie doszłabym na miejsce. Niepewnie położyłam się obok niego i mimo, że chciałam zachować dystans, Ashton delikatnie przyciągnął mnie do siebie, pocałował w czoło, przytulił i dopiero zasnął. A ja jeszcze długo nie byłam w stanie, myśląc o wszystkim, co mi powiedział tego wieczora…

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
vaperrpg - kreatywnanazwa - eratownictwo - victoryordead - dzialkiwarszawskie