Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#41 2018-04-02 16:40:18

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

dekade.regular.png

  Poranki bywały trudne. Często budziłem się  z bólem głowy i uczuciem braku energii, było to spowodowane trybem pracy i tym, że się przemęczałem. Dzisiaj jednak zdecydowanie nie chodziło o to, że byłem zmęczony. Ostatnim co pamiętałem z poprzedniej nocy, było to, że zamówiłem sobie kolejną kolejkę i… Light… Westchnąłem próbując sobie przypomnieć co się działo, gdy pojawiła się w „Paradise”. Byłem na nią tak bardzo zły, nie chciałem jej słuchać. Mimo szczerych wysiłków, wspomnienia nie pojawiały się w mojej głowie. Musiałem wypić naprawdę dużo. Kto by pomyślał, że zacznę „zalewać smutki”. Nie miałem do tego tendencji, w zasadzie nawet nie przepadałem za alkoholem i zdecydowanie wolałem, gdy mój umysł był trzeźwy.
   Mimo bólu głowy, nie czułem się aż tak źle. Docierał do mnie znajomy, przyjemnie słodki zapach , który działał na mnie naprawdę kojąco. Powoli zaczynałem się rozbudzać, obróciłem głowę w bok i wtedy ją zobaczyłem. Light spała obok mnie. Otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia. Cholera, co ona tu robiła? Wiem, że wczoraj przyjechała za mną do klubu, jednak to nie wyjaśniało tego, że spała w moim łóżku. Co ja wczoraj zrobiłem? Szczerze wątpiłem, by dziewczyna po prostu oznajmiła, że u mnie przenocuje, to było kompletnie nie w jej stylu. Jak przez mgłę dotarł do mnie obraz ze wczorajszej nocy. Pamiętałem jak wściekły na nią byłem, jak bardzo chciałem, żeby mnie zostawiła, ale co najważniejsze, pamiętałem o tym co mi powiedziała… „ - Nikt mi się nie podoba, oprócz ciebie!”. Westchnąłem opadając z powrotem na poduszkę. Nie wiedziałem co działo się dalej, jednak musiałem przyznać, że patrząc teraz na jej twarz, byłem w stanie myśleć tylko o tym, jak nieziemsko wyglądała. Nie było już we mnie złości, chociaż chyba wolałbym nadal  nie chcieć z nią rozmawiać. Wykańczało mnie to, w jaki sposób działała na mnie jej obecność. Dlaczego musiała być dla mnie tak kojąca, dlaczego tak się cieszyłem, że była obok. Zdawałem sobie sprawę z tego, z jaką czułością musiałem na nią patrzeć. Ciemne włosy rozsypały się na poduszce, wyglądała błogo i po prostu uroczo. Patrząc na nią, zastanawiałem się co będzie dalej. Nie tylko z nią i ze mną, ale z całą naszą paczką. Wiedziałem, że musiałem poważnie porozmawiać z Rebeccą. Zawsze byłem przekonany o słuszności własnych przekonań i naprawdę rzadko słuchałem innych. Co jednak, jeśli Light miała rację? Nie chciałem przyjmować do siebie tej myśli, jednak wiedziałem, że powinienem wziąć ją pod uwagę i przeanalizować sytuację. Nie chciałem by przez jakieś nieporozumienia nasza długoletnia przyjaźń dobiegła końca.
   Miałem naprawdę dużo do przemyślenia. W pierwszej kolejności miałem zamiar ustalić co działo się poprzedniej nocy. Musiałem przyznać, że czułem się nieco zawstydzony. Nie upiłem się tak bardzo od niepamiętnych czasów. Nigdy nie byłem fanem imprez, w swoim życiu nie miałem zbyt wiele styczności z alkoholem.
  Powieki Light zaczęły się delikatnie poruszać i po chwili dziewczyna otworzyła oczy. Wyglądała dość niepewnie, jakby nie wiedziała jak się zachowam. No tak, wczoraj widziała mnie kompletnie zalanego, kto wie czy nie zachowywałem się jak totalny psychopata. Z drugiej strony czy zdecydowałaby się tutaj zostać, gdybym zrobił coś niestosownego.
- Cześć – powiedziałem posyłając jej przy tym szczery uśmiech. Wyciągnąłem dłoń i pogładziłem ją po policzku – Nie mam pojęcia dlaczego tak się cieszę, że tu jesteś, powinienem być na ciebie wściekły.

Ostatnio edytowany przez Lavender (2018-04-02 16:41:08)

Offline

#42 2018-04-02 20:43:56

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Akurat tej nocy zasypianie w ramionach Ashtona było krępujące, bo nie odczuwałam już efektów strachu, który pojawił się wraz z duchem. Poza tym po mojej głowie wciąż przepływały wszystkie słowa, które padły z jego ust. Wiedziałam, że alkohol to spowodował. Gdyby był trzeźwy nigdy by czegoś takiego do mnie nie powiedział. Nie mogłam też być pewna, że one faktycznie były przeznaczone dla mnie. Mógł mnie pomylić z jakąś kobietą, która zajmowała bardzo ważne miejsce w jego sercu. Obawiałam się, że właśnie tak było.
      Kiedy w końcu zasnęłam, było już blisko poranka. Chciałam obudzić się przed Freyem i wyjść, zanim by otrzeźwiał i dał do zrozumienia, że mnie tu nie chciał, ale nie dałam rady. Spałam, dopóki nie poczułam, że na drugiej stronie łóżka ktoś się porusza, co sugerowało pobudkę mężczyzny. Zostawałam więc zmuszona do otworzenia oczu i skierowania wzroku w jego stronę. Bałam się jego reakcji, ale mnie zaskoczył. Nie wyglądał na złego, nie chciał mnie wyrzucić, ani na mnie nawrzeszczeć tak jak poprzedniego wieczora. Pamiętał to, co mówił w nocy? Nie no, przecież to było niemożliwe…
      - Hej… - Wymamrotałam, leżąc jednym policzkiem na poduszce i wsuwając pod nią ręce. Nie przewidziałam tego, co dalej zrobi, ale kiedy poczułam jego dłoń na twarzy, mimowolnie przymknęłam oczy, rozkoszując się tym dotykiem. – Mogłabym tak się budzić codziennie… - powiedziałam, zanim zrozumiałam sens tych słów. Gdy do mnie dotarł, otworzyłam gwałtownie oczy i zeskoczyłam w pośpiechu z łóżka. Twarz jak nic miałam czerwoną, już mnie piekła. Rany, czemu ja to powiedziałam?
      - Ahaa... to dlatego uciekasz z łóżka? – Detektyw patrzył na mnie ze zdziwieniem, a ja wzrokiem uciekałam.
      - Muszę posprzątać w domu – odpowiedziałam wymijająco.
      - W moim domu? - spytał wybuchając śmiechem, jednak po chwili spoważniał. - Light... co się wczoraj wydarzyło? Ja... - wydawał się być zawstydzony, z zakłopotaniem potarł dłonią twarz, a ja spojrzałam na niego zaskoczona pytaniem. - ... praktycznie nic nie pamiętam. – Mimowolnie spuściłam smutno wzrok, przygryzając wargę. Przewidziałam, że nie będzie niczego pamiętał, ale miałam nadzieję, że jednak się myliłam. To, że nie był świadom słów, które padły z jego ust było bolesne, bo ja nie byłam w stanie mu ich przytoczyć. Za bardzo się wstydziłam, a i pewnie by mi nie uwierzył.
      - Nic ważnego – odpowiedziałam po chwili ciszy. Nawet samej sobie bym nie uwierzyła. – Upiłeś się, odwiozłam cię i nie pozwoliłeś mi wrócić do domu. Do niczego nie doszło, jeśli tego się boisz. – Nie wiedziałam dlaczego dodałam końcówkę. Może chciałam usłyszeć od niego, że wcale się tego nie bał? Tylko czy poczułabym się lepiej?
      - Nie chciałbym, żeby do czegoś między nami doszło w chwili, gdy jestem kompletnie nawalony i nie wiem co robię. – Wcale nie czułam się z tym lepiej. Wręcz było dużo gorzej. - Powoli wstał z łóżka, podszedł do mnie i delikatnie załapał za rękę. Zostałam zmuszona, żeby na niego spojrzeć. - Mam zamiar być w pełni świadomy, kiedy już coś się między nami wydarzy i mam zamiar to pamiętać, rozumiesz? – Kiwnęłam głową, kiedy on ujął mnie za podbródek i zmusił, żebym dłużej na niego patrzyła. - Ale teraz... tak dużo się działo... Myślę, że obydwojgu nam potrzeba trochę czasu na przemyślenie tego wszystkiego. Ja... Muszę to wszystko ogarnąć… - Znowu kiwnęłam głową, chociaż poczułam się tak, jakby mnie kopnął w splot słoneczny. Odsunęłam się od niego i złapałam za torebkę, niczego po sobie nie pokazując. Po tym, co mi powiedział w nocy, usłyszenie takich słów poddawało pod wątpliwość prawdziwość wcześniejszych słów. Zdecydowanie ten dzień nie zapowiadał się dobrze.
      - Wracam do domu. Muszę jeszcze oddać Zachowi samochód. Na razie. – Pospiesznie opuściłam jego mieszkanie, nie czekając na to, co dalej zrobi. Wsiadłam do auta i zsunęłam się w fotelu na dół, spoglądając w sufit. – Jak możesz mówić, że musisz wszystko ogarnąć, jak nawet nie pamiętasz co? – Pytanie zadałam w powietrze, po czym normalnie usiadłam, odpaliłam i obrałam znany kierunek. Kilka minut później już siedziałam w autobusie, ze słuchawkami w uszach i obserwując mijane budynki oraz przystanki. Czułam się fatalnie. Sprzątanie było tylko wymówką, żeby wyjść z mieszkania, a teraz żałowałam, że zostałam z nim na noc.

Offline

#43 2018-04-03 12:56:28

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

dekade.regular.png

   Pustym wzrokiem patrzyłem się na drzwi, którymi przed chwilą wyszła Light. Zniknęła tak szybko… To prawda, że chciałem przez moment pobyć sam, zbyt wiele się działo i nie wiedziałem już co robić. Dlaczego zatem czułem się tak pusto, gdy wyszła? Dlaczego znów ogarnął mnie smutek? I dlaczego, kurwa to wszystko musiało być takie ciężkie?! Uderzyłem pięścią w ścianę, dając chociaż minimalny upust furii, która mnie ogarnęła. Mieszkanie wydawało mi się teraz być za duże. Jedyne co w tej chwili pozostawiła po sobie Light, to uczucie tęsknoty. Czego ja właściwie chciałem?
   Ze zdenerwowaniem sięgnąłem po telefon i zacząłem pisać do niej wiadomość.
Nie masz prawa się na mnie obrażać i denerwować. Wczorajszy wieczór potoczyłby się inaczej, gdyby nie to co zrobiłaś
  Po chwili skasowałem tą wiadomość i zamiast niej napisałem inną.
Mogłaś chociaż ze mną porozmawiać zanim wyszłaś. Uważasz, że nie mamy o czym?
Tej jednak też nie wysłałem.
Wróć...
  Z bezsilnością spojrzałem na telefon. Oczywiście ostatniej wiadomości również nie wysłałem. Nie mogłem znaleźć słów, które miałyby moc rozwiązania naszego problemu. Czułem się winny, bo to ja wszystko poplątałem. Light nigdy nie wykonywała w moją stronę żadnego kroku, absolutnie żadnego, nigdy nie pokazała mi, że jest mną zainteresowana, a ja… Jak w ogóle to wszystko się stało? Byłem skończonym idiotą. Light musiała czuć się naprawdę zagubiona. Niby co miała zrobić? Zwyczajnie ją osaczyłem. Jeżeli nie chciałem całkowicie jej stracić, musiałem zaakceptować to, że jest obecna w moim życiu jako przyjaciółka. Serce bolało mnie na samą myśl o tym, jednak zdawałem sobie sprawę z tego, że było to jedyne wyjście. Przecież nie mogłem jej zmusić, aby nagle nasza relacja tak diametralnie się zmieniła. Dała mi wystarczająco dużo sygnałów, bym wiedział, że chciała ode mnie wyłącznie przyjaźni. Chociażby to jak dzisiaj wybiegła z łóżka, gdy po raz kolejny przekroczyłem granicę między nami. Wyciągnąłem telefon i zmusiłem się do zrobienia czegoś, na co kompletnie nie miałem ochoty. Pisząc tę wiadomość czułem się, jakbym powoli wbijał sobie nóż w serce.
Przepraszam za wszystko Light. Ostatnio nie byłem sobą. Nie powinienem zachowywać się wobec Ciebie w ten sposób. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni, chciałbym, żeby wszystko było między nami jak dawniej.
  Szybko nacisnąłem przycisk „wyślij”, nie dałem sobie nawet czasu na zastanowienie. Ukryłem twarz w dłoniach, naprawdę nie przypuszczałem, że zrezygnowanie z niej będzie aż takie trudne. Wiedziałem jednak, że postąpiłem słusznie. Bez problemu mogłem sobie wyobrazić ulgę przebiegającą po jej ślicznej twarzy. Ja z pewnością musiałem teraz wyglądać jak wrak człowieka. Kurwa, nie zdawałem sobie sprawy z tego jak silne były moje uczucia względem tej dziewczyny. Jak wiele zmieniło się od chwili, gdy pojawiła się w moim życiu. Nie wyobrażałem sobie bym kiedykolwiek poznał kogoś, kto sprawi, że poczuję się równie dobrze jak przy niej. Nawet nie chciałem by pojawiał się ktoś inny.
- Kurwa, weź się w garść Ashton… - warknąłem sam od siebie. Coś sprawiało, że nie byłem w stanie oderwać rąk od twarzy i podnieść wzroku. Zazwyczaj byłem opanowany, dzisiaj jednak emocje całkowicie przejęły nade mną kontrolę. Chciałem by tu była… Jak to możliwe, że osoba będąca powodem mojego smutku, była równocześnie jedyną, która mogłaby mnie pocieszyć?
  W końcu podniosłem głowę, a pierwszym na co padł mój wzrok, były dokumenty o Emergadle Masion. Nic nie było w stanie oderwać moich myśli od Light, jednak musiałem się czymś zająć, czułem, że inaczej po prostu bym zwariował. Sięgnąłem po plik kartek i otworzyłem je na pierwszej stronie. Moim oczom ukazał się czerwony napis głoszący : „sprawa niewyjaśniona”.
  Poczułem dreszcz, gdy przewróciłem kartkę. Nie wiedzieć czemu, nagle zrobiło mi się jakoś chłodniej.  Ignorując to dziwaczne uczucie, zatopiłem się w lekturze.






  Jakieś dwie godziny później odłożyłem dokumenty na biurko, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć. W sprawie nie było praktycznie żadnych dowodów. Ofiary wyglądały, jakby rozszarpały je wściekłe zwierzęta, te jednak zostawiłyby ślady, a takich nie znaleziono. Nie potrafiłem zrozumieć, jak człowiek mógłby zrobić coś tak przerażającego… Liczne rany, wnętrzności praktycznie wyrwane z ciała… Samo patrzenie na fotografie sprawiało, że robiło mi się słabo. Nie potrafiłem w żaden sposób wytłumaczyć tego, że nie znaleziono nawet jednej poszlaki, mimo że sprawie poświęcono naprawdę wiele uwagi. W mojej głowie pojawiła się myśl,która kompletnie do mnie nie pasowała.
A co jeśli w tym domu naprawdę coś jest.... Nie, to nie było możliwe. Mściwe duchy nie istniały, to nie było możliwe. Nie wierzyłem, że chociaż przez sekundę, mogłem wziąć coś podobnego pod uwagę. Z niechęcią wstałem z kanapy. Było już dość późno, a ja tak się zasiedziałem z dokumentami, że nawet nie zjadłem śniadania. W zasadzie nadal nie miałem na nic ochoty. Nie lubiłem jadać sam, a co gorsza bolała mnie świadomość tego, że najchętniej znów przygotowałbym śniadanie dla siebie i Light. Nawet nie wiedziałem co teraz robiła. Postanowiłem, że najlepszym co mogłem dla siebie zrobić, było siedzenie na kanapie i oglądanie kreskówek, chciałem wrócić na swoje miejsce, jednak w tej chwili coś przyciągnęło moją uwagę. Pod drzwiami leżała jakaś kartka. Podniosłem ją i przebiegłem wzrokiem po napisach.
- Co? - powiedziałem z niedowierzaniem. Zaproszenie na przyjęcie do Emergadle Masion wyprawiane przez… Luka Wrighta… Musiało wypaść z torebki Light. Do on kupił ten dom? Cholera, od tak dawna próbowałem dostać coś na tego faceta, wiedziałem, że robił przekręty, nie miałem jednak na tyle mocnych dowodów, by w końcu wymierzyć mu sprawiedliwość. Gdybym dostał się do Emergadle… Z pewnością mógłbym tam coś znaleźć. Jako gość na przyjęciu nie wzbudzałbym żadnych podejrzeń. Mógłbym poprosić Light, o to, by wzięła mnie jako osobę towarzyszącą. Tylko był jeden problem. Jak niby miałem do niej teraz zadzwonić? Tak cholernie mi jej brakowało, ale chciałem dać jej trochę przestrzeni. Wciąż próbowałem tłumić w sobie to uczucie pustki, jednak przegrywałem walkę z samym sobą. Wykańczało mnie przeczucie, że powinienem coś zrobić, siedzenie w domu mnie męczyło, rozpierała mnie dziwna energia. Nie miałem pojęcia dlaczego. Nie pamiętałem bym kiedykolwiek tak bardzo nie rozumiał samego siebie.
   Donośne pukanie do drzwi na moment zagłuszyło moje myśli. Szybkim krokiem przemierzyłem korytarz. Może to Light?
- Gabriell? - powiedziałem szczerze zdumiony. Nie spodziewałem się, że mężczyzna wpadnie do mnie bez zapowiedzi w niedzielne popołudnie, ani tym bardziej, że będzie wyglądać tak… szaleńczo… Jasne włosy miał w nieładzie, wyglądał jakby nie spał od kilku nocy. - Co się stało? - spytałem wpuszczając go do środka. Roztrzęsiony Gabe usiadł na kanapie i potarł twarz dłonią. Jego wzrok padł na dokumenty. Spojrzał na mnie i wydawał się być jeszcze bardziej przerażony.
- Czytałeś to? - w jego głosie również słyszałem przerażenie. Skinąłem głową – Ashton… Nie wiem co się dzieje… Ja…
- Spokojnie. Po prostu powiedz mi o co chodzi.
- Wierzysz w duchy?

Offline

#44 2018-04-03 17:29:42

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Przepraszam za wszystko Light. Ostatnio nie byłem sobą. Nie powinienem zachowywać się wobec Ciebie w ten sposób. Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni, chciałbym, żeby wszystko było między nami jak dawniej.
     
      Czytając wiadomość od Ashtona myślałam, że śnię i to nie był przyjemny sen. To był koszmar, z którego chciałam się obudzić, ale nie mogłam. Kilka razy czytałam to samo, jakby chcąc przekonać się, czy to faktycznie było tam napisane. Potem zalałam się łzami, rzucając telefon na łóżko. Nie mogłam się uspokoić. Jak mógł prosić mnie o to, aby było jak dawniej, wcześniej tak jawnie i bezpośrednio okazując mi większe zainteresowanie? Jak mógł oczekiwać, że w tej sytuacji dam radę wrócić do przeszłości? Nadszedł czas, żebym przyznała się przed samą sobą. Ja nie chciałam być jego przyjaciółką. Chciałam być kimś więcej, ale najwidoczniej byłam dla niego tylko chwilową zachcianką. Należało się z tym pogodzić.
      W żaden sposób nie odpowiedziałam Freyowi na wiadomość. Nie wiedziałam co i nie miałam na to siły. Nie odebrałam też telefonu, który wykonywała do mnie Becca, kilkakrotnie. Z nią jeszcze bardziej nie chciałam rozmawiać. Do skontaktowania się z Zacharym też mnie jakoś nie ciągnęło. Myślałam o chwili samotności, dlatego przygotowałam sobie gorącą czekoladę i włączyłam laptopa, planując włączyć sobie jakiś film. Telewizora nie miałam i nie potrzebowałam. I tak jak już coś oglądałam to w Internecie. Większego ekranu niż ten od laptopa nie musiałam mieć. Niestety mój plan legł w gruzach, kiedy tylko włączył mi się skype. Miałam kilkanaście nieodebranych połączeń od rodziców. Rozmawianie przez telefon kosztowało za dużo przy łączeniu się dwóch państw, więc ograniczaliśmy się do takiej formy. Musiałam oddzwonić, a chociaż pragnęłam, aby rodzice nie mieli teraz czasu, szybko odebrali, rozwiewając moje nadzieje.
      - Na reszcie, Light! – Mamie wyraźnie ulżyło. – Już mieliśmy zamawiać bilety do ciebie i lecieć. Czemu się nie odzywałaś?
      - Byłam zajęta, przepraszam. – Upiłam łyk pysznej czekolady i uśmiechnęłam się, w pewien sposób rozluźniona. Tego mi było potrzeba.
      - Skarbie… - Widocznie posmutniała. – Może jednak to dla ciebie za dużo? Może powinnaś wrócić? Widać, że jesteś przemęczona i martwimy się o ciebie.
      - Dzięki, mamo, ale dobrze mi jest tutaj. Mam swoje miejsce. – Na chwilę zapanowała cisza, ale potem była już swobodna rozmowa. Poprawiła mi humor. Zapomniałam jak kilka linijek dialogu z rodziną poprawiało nastrój. Kiedy kończyliśmy, cały ciężar z moich barków zniknął. Następnie znalazłam jakiś film akcji na cda i rozluźniłam się w fotelu. Tego mi było trzeba, kilku godzin leniuchowania. Miałam całe mieszkanie do sprzątnięcia, ale nie musiałam tego robić, skoro mieszkałam sama. Gości żadnych również się nie spodziewałam. Ostatnie wydarzenia odcisnęły swoje piętno na moich relacjach i może to lepiej?
      Po dwóch nocach spędzonych w ramionach Ashtona, kiedy położyłam się sama do łóżka, czułam się jak w obcym miejscu. Nie było mi dobrze i miałam wrażenie, że byłam otoczona pustą i nieznaną, a więc wrogą przestrzenią. Kręciłam się na posłaniu aż do samego rana, ani na chwilę nie zasypiając. Co kilka minut, odruchowo, zaglądałam w telefon, szukając jakiegoś sygnału od detektywa, a potem znowu się wierciłam, próbując zasnąć. Nie byłam w stanie, a najgorsze były momenty, w których wydawało mi się, że gdzieś w pobliżu pojawił się duch. W pewnym momencie nawet usłyszałam czyjś wrzask, ale jego echo dało mi znać, że tylko wymyślałam. To ogólnie była dla mnie ciężka noc, więc z samego rana musiałam wypić kawę, a po drodze do pracy kolejną, o wiele mocniejszą. Cały czas milczałam, przebywając we własnej samotni. Chciałam zatopić się w pracy i tak jak ten, tak kolejne dni wyglądały tak samo. Nie stawiłam się również na spotkaniu, chociaż Zach próbował mnie na nie ściągnąć. Mówiłam, że miałam dużo do zrobienia i poniekąd nie kłamałam, bo zostałam przydzielona do zebrania rzeczy Rose do pudła, które mieli odebrać jej rodzice. Nadal nie byłam w stanie uwierzyć, że zginęła, a jej brak w biurze był bardzo dotkliwy. Nie miałam z kim porozmawiać, bo to w zasadzie z nią nawiązałam najgłębszą relację.
      Siedziałam teraz samotnie w lodziarni, przyglądając się rysunkom na ścianach i zjadając lodowy deser waniliowy. Teoretycznie nadal miałam ostatnią szansę na odgadnięcie, który obrazek zrobił Ashton i miałam już swojego faworyta, chociaż nie podejrzewałam, żebym miała okazję się przekonać, czy miałam rację.

Offline

#45 2018-04-04 12:39:38

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

dekade.regular.png

   Po wysłuchaniu historii Gabriela kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Po prostu siedziałem i patrzyłem się na swoje kolana, jakby były najbardziej niesamowitym widokiem na świecie. Miałem mętlik w głowie. Gabe myślał racjonalnie, był pod tym względem podobny do mnie. O ile byłem w stanie zrozumieć, że Light mogła się nakręcić i poniosła ją wyobraźnia, tak nie mogłem pojąć, jak coś takiego mogło stać się z moim kolegą.
- Nie śpisz od piątku? - z roztargnieniem pokiwał głową.
- Za każdym razem, gdy zasypiam… widzę ją – wydawało się jakby samo wspomnienie napawało go przerażeniem – To nieważne Ashton, mógłbym tolerować koszmary. Widuję ją za dnia… widuję ją wieczorem, w nocy… Kurwa, mam wrażenie, że zwariowałem. Pewnie nawet nie bierzesz na poważnie tego co mówię…
- Nie wiem… - odparłem ściszonym głosem – Nie mam pojęcia, Gabe… To wszystko jest… dziwne… - wstałem z kanapy i zacząłem chodzić po salonie, żeby chociaż odrobinę rozładować nerwy.
- Nie ściemniam… Wiesz, że nie wierzę w takie rzeczy…
- Wiem Gabriel! - nie dałem mu dokończyć – Próbuję znaleźć na to wszystko jakieś logiczne wyjaśnienie!
- I?
- I mi kurwa nie wychodzi! - krzyknąłem. To nie było możliwe, przecież każdą sytuację można było racjonalnie wytłumaczyć – Słuchaj… ta kobieta… Mówiła coś do ciebie? - nie wierzyłem, że o to pytałem. Nie było mowy bym w to wszystko uwierzył!
- Głownie jedno zdanie…
- Jakie? - warknąłem zdenerwowany tym, że musiałem ciągnąć go za język.
- „Pomóż mi” - poczułem jak po całym moim ciele przechodzą ciarki. Nie… nie, nie, nie. To się nie działo naprawdę! Byłem w stanie wysnuć teorię o tym, że moi znajomi zmówili się, żeby zrobić mi jakiś głupi kawał i sprawić, że nagle zmienię swój światopogląd, jednak ta opcja odpadała na starcie. Żadne z moich przyjaciół nie znało Gabriela. Z resztą on wyglądał na naprawdę przestraszonego, nie był na tyle dobrym aktorem, by odegrać takie emocje. Potarłem twarz dłonią.
- Chyba powinienem się spotkać z profesorem Andrews’em – powiedziałem bardziej do siebie.
- Myślisz, że jakoś to wszystko wyjaśni?
- Nie mam pojęcia, Gabe. Wiem za to, że ma naprawdę dużą wiedzę, w tej chwili to jedyny pomysł, jaki mam – mężczyzna pokiwał głową.
- Nieźle to wszystko popierdolone, co? - powiedział wstając z kanapy – Muszę wracać do domu… Nadal jestem mężem i ojcem, nawet jeśli mi odpierdoliło – zaśmiałem się, chociaż bez cienia wesołości. Kim w takim razie byłem ja? Dorosłym facetem, który jak ostatni gówniarz nie mógł sobie poradzić z uczuciami, które żywił do swojej przyjaciółki? Tak, bez względu na to co się działo nadal byłem tym gościem i obawiałem się, że tak miało już pozostać.



  Dość długo wahałem się przed wykonaniem telefonu do profesora. W końcu mężczyzna mógł mieć plany na niedzielny wieczór, spodziewałem się, że spędza czas z rodziną i nie chciałem mu przeszkadzać. Zdecydowałem się na wysłanie mu wiadomości z prośbą o spotkanie. Zgodził się bez żadnego problemu i umówiliśmy się na jutro. Nie mogłem dłużej wytrzymać w domu, więc zadzwoniłem do Zachary’ego. Właśnie byłem czekałem na niego w parku. Zaproponował żebyśmy spotkali się w barze, jednak kategorycznie odmówiłem.
- Cześć Z-man – powiedziałem, gdy tylko usiadł obok mnie na ławce – Rany, spotykamy się w malowniczym parku, to wygląda trochę jak randka – zażartowałem.
- No tak, w końcu masz tendencje to tego, żeby lecieć na swoich przyjaciół – zmroziłem go wzrokiem. Zach westchnął wyraźnie zmieszany – Sorry Ash… Kiepski żart. Nieźle się porobiło, co? - nie mogłem się z nim nie zgodzić. Mimo to nie przyszedłem tu, aby rozmawiać o skomplikowanej sytuacji z Light. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem mówić. Opowiedziałem mu o historii Gabriela, o tym, że sprawa morderstwa w Emergadle Masion do tej pory była niewyjaśniona, zdecydowałem się nawet powiedzieć mu o tym co stało się wczoraj w biurze.
- Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć… - zakończyłem swój monolog. Zachary patrzył na mnie szczerze zdziwiony.
- Stary… w życiu bym nie powiedział, że będziesz w stanie chociażby wziąć pod uwagę coś takiego jak istnienie ducha.
- Uwierz mi, dla mnie jest to jeszcze bardziej pokręcone – przez moment siedzieliśmy w milczeniu, każdy pogrążony w swoich myślach – Zach? Wczoraj, u ciebie, pamiętasz? Powiedziałeś, że coś widziałeś. Co miałeś na myśli? - nie odpowiedział od razu, zdawało mi się, że nie był pewien czy powinien o tym mówić.
- Ta kobieta… Nagle pojawiła się przede mną. Tylko, że… Ash, Delight mówiła, że była przerażająca, a ja… W życiu nie widziałem piękniejszej kobiety. Była po prostu oszałamiająca – cholera, miałem wrażenie, że mój mózg za chwile eksploduje. Coś wyraźnie było na rzeczy. Czy to możliwe, żebyśmy wszyscy zwariowali? Żeby każdy z nas doświadczał praktycznie tego samego?
- Umówiłem się na jutro z profesorem Andrews. Może chcesz pójść ze mną? Spotykamy się o siedemnastej – Zachary pokręcił głową.
- Chciałbym, ale nie mogę. Robię zdjęcia do gazety. Mam sesję z Hanną Wright, ponoć ludzie są niesamowicie napaleni na artykuł o nowych właścicielach Emergadle Masion – no tak, Zach oficjalnie pracował jako fotograf. Przyjmował większość zleceń, był to dobry sposób na dorobienie. Pokiwałem głową.
- Może zabierz Delight? Myślę, że sama potrzebowałaby odpowiedzi na kilka pytań – wydałem z siebie pełen frustracji jęk, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak tragicznie to brzmiało – Co, problemy w raju? - zaśmiał się Zach. Nie miałem pojęcia co wydawało mu się być takie zabawne.
- W jakim raju? - prychnąłem z pogardą – To wszystko jest skomplikowane, ale wydaje mi się, że już naprawiłem sytuację – mężczyzna posłał mi szeroki uśmiech.
- Serio? - powiedział z entuzjazmem – Powiedziałeś jej co do niej czujesz? - wciągnąłem ze świstem powietrze.
- Zwariowałeś?! Czekaj… skąd ty wiesz? - poczułem jak moja twarz momentalnie robi się czerwona. Zachary spojrzał na mnie z politowaniem.
- Daj spokój Ashton. Jedyną osobą, która tego nie widzi jest prawdopodobnie sama Delight. Nie rozumiem dlaczego rozmawianie o tym jest dla ciebie takie krępujące. Wolałem nie drążyć tematu, jak będziesz chciał z kimś o tym pogadać, to po prostu to zrobisz. Powiedz mi tylko jedno. Jak niby naprawiłeś sytuację? - westchnąłem z rezygnacją. Nie było sensu dłużej go okłamywać i tak znał prawdę. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i po prostu pokazałem mu wiadomość, którą wysłałem do Light. Nie miałem ochoty mówić o tym na głos.
- Czy ciebie totalnie popierdoliło?! - krzyknął, przyciągając tym uwagę przechodzących obok nas dziewczyn.
- Możesz być trochę ciszej? - syknąłem – O co ci chodzi? Zależy jej wyłącznie na przyjaźni ze mną, a ja nie chcę jej tracić, zrobiłem to co dla wszystkich najlepsze.
- Ty naprawdę jesteś pojebany – patrzyłem na niego ze złością. Nic nie rozumiał! Nim zdążyłem zareagować, wyciągnął telefon i zrobił mi zdjęcie.
- Co ty wyprawiasz? - warknąłem. Zach szybko wystukał coś na telefonie po czym podsunął mi wyświetlacz pod nos.
- Serio? - na zdjęciu wyglądałem jakbym chciał kogoś zamordować, pod spodem Zachary napisał „ Ashton jest naprawdę pojebany”. Nie przejąłbym się tą szczeniacką akcją, gdyby nie to, że wysłał tę wiadomość do Light.
- Jesteś z siebie zadowolony? - wycedziłem przez zęby.
- Tak – odparł bez zastanowienia. Naprawdę był z siebie dumny.

Offline

#46 2018-04-04 18:47:56

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Siedziałam w lodziarni dłużej niż powinnam, głównie dlatego, że chciałam się przekonać czy kogoś obchodziły rysunki na ścianach. Spośród kilkunastu klientów, który zaopatrzyli się w desery z tego lokalu, tylko ja przyglądałam się obrazkom. Zastanawiałam się, czy gdybym poprosiła o pozwolenie na przywłaszczenie sobie jakiegoś rysunku, to daliby mi je. Przez myśl mi nawet przeszło, albo coś takiego zrobić, ale szybko zrozumiałam, jak idiotycznie by to wyglądało. Parsknęłam śmiechem i wróciłam do swojego przysmaku, chociaż wcale nie był tak dobry jak wtedy, kiedy jadłam go w towarzystwie Ashtona. Na samą myśl o tym całkowicie straciłam apetyt. Chociaż mi tego nie powiedział, tylko napisał, słowa Freya huczały mi w głowie jak jakiś złośliwy gong. On nawet nie przypuszczał, jak bardzo mnie zranił tym, że chciał wrócić do tego, co było. Musiałam mu tego odmówić, bo mi na tym nie zależało. Ja chciałam czegoś zupełnie innego tylko nie miałam odwagi mu o tym powiedzieć.
      Wibracje w torbie zwróciły moją uwagę. Zajrzałam do torby i wygrzebałam urządzenie, niszcząc sobie tym samym porządek, który wcześniej utworzyłam. Rebecca po raz kolejny próbowała się do mnie dodzwonić, ale i tym razem nie odebrałam. Ta kobieta była uparta i nie docierało do niej, że nie miałam ochoty z nią rozmawiać. To, co zrobiła… Nadal nie mogłam uwierzyć, że naprawdę umyślnie skłóciła mnie z detektywem. Rozumiałam, że moja relacja z nim była zagrożeniem dla jej planów. Rozumiałam, że go kochała, a ja jej przeszkadzałam, ale przyjaciółka nie powinna robić przyjaciółce czegoś takiego. Ja specjalnie dla niej go odpychałam, a ona mi wbiła w plecy tak ostry nóż. Nie, to był cios poniżej pasa.
      - Czego ty…? Ow… - Byłam przekonana, że różowo włosa znowu próbowała się do mnie dobić i niemal krzyknęłam, zwracając na siebie uwagę pracownik i klientów lodziarni, ale patrząc na ekran przekonałam się, że to nie ona. Pisał do mnie Ash i to już musiałam zobaczyć, chociaż pamiętałam, co ostatnio mi wysłał. Otworzyłam smsy, włączyłam przepływ danych i odczekałam, aż wiadomość się pobrała. Dostałam zdjęcie, którego na pewno nie zrobił Frey, bo to on na nim był. Musiał więc być w towarzystwie kogoś, kto był w stanie zrobić coś takiego. Nieważne, kim była ta osoba. Ja się skupiłam na obrazku i widząc minę Asha parsknęłam śmiechem, pierwszy raz od wczorajszego poranka. Nie powinnam niczego odpisywać, ale miałam coś, co idealnie pasowało do tego napisu i przesłałam to. Nagranie, jak pijany mężczyzna śpiewał piosenkę Avril. Otrzymałam odpowiedź z całą pewnością nie od detektywa: „Mówiłem? Pojebany…”. Mimowolnie się uśmiechnęłam i miałam zamiar coś odpisać, ale nie dałam rady. Przed oczami przeleciał mi ostatni sms Freya i odechciało mi się zagłębiać dalej w rozmowę, więc po prostu odłożyłam telefon do torby, włączając już głos. Skończyłam pracę, ale przez to, że nie chciałam się widzieć z nikim spośród naszej grupki, musiałam sobie jakoś zorganizować czas.
      Zaraz po relaksie nad deserem, planowałam wrócić do mieszkania, ale na piechotę. Nie spieszyło mi się, a pogoda była świetna, więc chciałam się przespacerować. Miałam spory kawałek i tym lepiej. Mogłam się nawdychać powietrza i pomyśleć. Było całkiem przyjemnie, dopóki nie ogarnął mnie cholerny chłód. Stanęłam owijając się bardziej kurtką i właśnie chciałam ruszyć dalej, kiedy coś przemknęło mi tuż przed twarzą. Potem po raz kolejny, aż nie zobaczyłam tych znajomych, szaleńczych oczu. Nie czekałam na ciąg dalszy. Od razu zaczęłam uciekać i niestety na kogoś wpadłam. Zderzyliśmy się i uderzenie było tak niespodziewane, że upadłam na ziemię. Jęknęłam przy tym boleśnie.
      - O rany, Panno Price, nic się Pani nie stało? – Podniosłam głowę i zauważyłam wyciągniętą w moją stronę rękę pana Wright. Przyjęłam jego pomoc i pozwoliłam się podnieść, rozglądając dookoła.
      - Nie, przepraszam za to… - Odchrząknęłam, starając się nie myśleć o tym, co widziałam w piątek, w klubie. Tamta kobieta z pewnością nie była jego żoną…
      - Czy wszystko w porządku? Uciekała Pani, jakby zobaczyła ducha… - Zesztywniałam, bo on nawet nie miał pojęcia jak blisko prawdy był.
      - Ostatnio się przepracowuję i mam nagłe ataki paniki… - Nie mijałam się z prawdą, przynajmniej nie tak bardzo. – Widuję różne dziwne rzeczy… Pan też zdecydował się skorzystać z pogody? – Kiwnął głową.
      - Czy będzie miała Pani coś przeciwko mojemu towarzystwu? – Zapytał, a ja zaskoczona pokręciłam głową. – W takim razie chciałbym Panią kawałek odprowadzić. – Zgodziłam się, bo z całą pewnością nie chciałam zostawać sama. Poza tym rozmowa z Panem Wright była wyjątkowo rozluźniająca i szybciej minął mi czas. Mężczyzna poszedł w swoją stronę, kiedy ja weszłam do sklepu, aby zrobić zakupy.

Offline

#47 2018-04-05 23:33:55

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

dekade.regular.png

  Długo czekałem, aż Zach skończy się śmiać i odda mi telefon. Naprawdę będąc pijany śpiewałem „Nobady’s home”? Kompletnie tego nie pamiętałem. Mimowolnie kąciki moich ust odrobinę powędrowały w górę, gdy pomyślałem o tym, że Light mimo powagi sytuacji i tego, że byłem na nią tak wściekły, wpadła na to by zacząć mnie nagrywać. Z niedowierzaniem pokręciłem głową. Ta dziewczyna była niesamowita. A jeszcze bardziej niesamowite byłoby, gdyby siedziała teraz koło mnie i gdybym to z nią spędzał wieczór w parku. Spojrzałem na Zachary’ego. Tak, ten widok tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że byłoby mi lepiej, gdyby towarzyszył mi ktoś inny. Czy to normalne, że tęskniłem za nią, mimo że przecież widziałem ją dzisiaj rano? Nawet nie było sensu zastanawiać się nad odpowiedzią na to pytanie.
- Wiesz, przynajmniej dobrze brzmisz. Nadal jesteś muzykalny – głupkowaty uśmiech nagle zszedł mu z twarzy – Co tak posmutniałeś? - pokręciłem głową, nie chciałem drążyć tego tematu. Bałem się powrotu do mieszkania, wiedziałem, że będę czuć się tam nieziemsko samotnie. To też było chore, przecież taka była moja rzeczywistość. Light nigdy ze mną nie mieszkała, spędziła u mnie dwie noce. Chciałbym powiedzieć, że podczas żadnej z nich do niczego nie doszło, jednak nie pokrywałoby się to z tym co w istocie czułem. Miałem wrażenie, że zdarzyło się między nami naprawdę dużo. Czy nie staliśmy się sobie bardziej bliscy?
- Będziemy się zwijać? - głos Zacha wdarł się pomiędzy moje cholerne myśli. Pokiwałem głową i wstałem z ławki. Nie szliśmy razem długo, mieszkaliśmy w innych częściach miasta.
    Zdecydowanie nie podobał mi się nastrój, w jaki wpadałem. Kopnąłem pusty kartonik po soku, który napatoczył mi się na drodze. Obserwowałem jak sunie przez kilka metrów, aż zatrzymał się przy krawężniku, na którym stał… Luke Wright. Stanąłem jak wryty. Nie spodziewałem się spotkać tej kreatury właśnie tutaj. Facet raczej nie robił sobie spacerków po zwykłych osiedlach, lubił brylować w wyższych sferach. Znając go, pewnie miał tutaj jakąś kochankę. Kto wie, może omamił jakąś studentkę, która wierzyła, że los się do niej uśmiechnął, gdyż sam Luke Wright zwrócił na nią uwagę. Mężczyzna uśmiechnął się na widok osoby wychodzącej ze sklepu. Podążyłem za jego spojrzeniem i…
- O nie… - co on do cholery robił z Light?! Chciałem natychmiast iść w ich stronę i jak najszybciej zabrać ją od tego skurwysyna. Tylko, że…  miałem trzymać się od niej z daleka… Jak jednak miałem to zrobić, gdy widziałem w jaki sposób patrzył na nią ten obślizgły typ. W mojej głowie zaczęły pojawiać się obrazy, których nigdy nie chciałbym tam widzieć. Light i Wright… Momentalnie poczułem szalejącą we mnie zazdrość, którą tylko jeszcze bardziej napędzała wściekłość. Zacisnąłem dłoń w pięść. Nie wiedziałem skąd znalazłem tyle siły, by za nimi nie pójść. Po prostu stałem tam i patrzyłem jak odchodzą, zastanawiając się czy za jakiś czas, będę żałować, że nie dałem ponieść się emocjom.
  Odwróciłem się i ze spuszczoną głową poszedłem do domu. Dałbym wiele za możliwość wyłączenia swoich uczyć.

Offline

#48 2018-04-06 18:35:45

Raika
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      Nie sądziłam, że Pan Wright zaczeka na mnie aż zrobię zakupy. Byłam przekonana, że po wyjściu ze sklepu już go nie będzie, ale dalej stał w miejscu. Niepokoiło mnie jego zachowanie. Po tym, co widziałam przed klubem mogłam się domyślać, jakim typem mężczyzny był i wcale nie chciałam się z takim zadawać. Nigdy nie wiadomo było, do czego byli skłonni, jeśli nie dostawali tego, czego chcieli, a ja nie miałam zamiaru być jakąś nagrodą dla niego. Jednocześnie nie mogłam sobie na za dużo pozwalać, bo miał duże wpływy i gdyby wyraził wśród nich swoje negatywne zdanie na mój temat, szybko straciłabym pracę. Cholera jasna…
      - Pana żona nie czeka w domu na Pana? – Zapytałam, zanim pomyślałam nad tym, jak to brzmiało. Trochę tak, jakbym nie chciała z nim spędzać czasu, co było prawdą, ale niekoniecznie powinien ją znać. Na szczęście jednocześnie mógł to odebrać jako zainteresowanie klientami, co było w sumie dobre w mojej pracy. Odwalanie roboty i zajęcie się kolejną bez wspominania o poprzedniej nie zawsze pasowało ludziom. Niekiedy woleli mieć pewność, że tej drugiej osobie zależy na swoich klientach.
      - Spędza czas ze swoimi przyjaciółkami – odpowiedział jak gdyby nic, co trochę mnie uspokoiło.
      - Takie osiedla raczej nie są dla pana codziennością… - Dyskretnie zwróciłam uwagę zaciekawiona powodem jego pojawienie się w tym parku.
      - Szybciej skończyłem pracę i chciałem poznać otoczenie, w którym zamieszkałem. To miejsce pełne niesamowitych niespodzianek. – Spojrzał na mnie i się uśmiechnął w taki sposób, na który zapewne kobiety-kochanki reagowały palpitacjami serca. Ja też miałam palpitacje, ale z zupełnie innego powodu. One pewnie były zachwycone tym, że taki towar się nimi interesował, a ja się zaczęłam czuć osaczona. On chyba nie wiedział, gdzie mieszkałam, prawda? Skąd by miał to wiedzieć, skoro nie podawałam im adresu? Spokojnie, Light, niepotrzebnie panikujesz…
      - To miłe, że moja okolica tak na Pana działa. – Uśmiechnęłam się, nie pokazując po sobie strachu. Odpowiedział mi tym samym i wyciągnął rękę po torby.
      - Kobieta nie powinna sama dźwigać takich ciężarów.
      - Nie potrzebuję pomocy, poradzę sobie.
      - W to nie wątpię. – Nachylił się i na siłę wziął ode mnie zakupy. – Ale ci na to nie pozwolę. – Wyprzedził mnie i ruszył we właściwym kierunku. Nie podawałam mu swojego adresu, ale bez problemu trafił, co wzmogło mój niepokój. Uznałam, jednak, że nie należało się z tym ujawniać.
      - Dziękuję za pomoc. – Wzięłam swoje torby po otwarciu mieszkania. Przez myśl mi przeszło, że kultura wymagała zaproszenia go do środka, ale nie miałam na tyle odwagi. Nie wiedziałam, czego się spodziewać i nie chciałam się przekonywać, czym to mogło być. – Życzę miłego wieczora. – Chciałam zamknąć drzwi, ale mężczyzna mnie powstrzymał, wsuwając czubek buta pomiędzy drzwi, a ramę.
      - Pojawi się Pani na piątkowym przyjęciu? – Drgnęłam, nie pamiętając o jakim przyjęciu mówił, ale właśnie wtedy przypomniałam sobie, że dostałam je od niego przy ostatnim spotkaniu w sprawie domu.
      - Jasne, oczywiście. – Pokiwałam głową. – Moja osoba towarzysząca już szuka garnituru. – Nie wiedziałam, dlaczego palnęłam takie kłamstwo, skoro nie miałam partnera, ale najwidoczniej to jakoś zadziałało na mężczyznę, bo zabrał nogę i się uśmiechnął jeszcze szerzej.
      - W takim razie do zobaczenia w piątek. – Pożegnał się ukłonem i oddalił, a ja pospiesznie zamknęłam drzwi. Cholera, zaproszenie! Zaczęłam grzebać w swojej torbie, ale nigdzie nie mogłam go znaleźć. Przeszukałam całe mieszkanie, ale nigdzie go nie widziałam i naprawdę mocno się wysilałam, żeby przypomnieć sobie, gdzie je mogłam zostawić. Jedyne co mi przyszło do głowy to… mieszkanie Ashtona…
      - Poważnie?! – Krzyknęłam do samej siebie i sięgnęłam po telefon. Spojrzałam na ekran, otworzyłam sms-y z Freyem i gapiłam się na nie jak jakaś idiotka. Nie wiedziałam, co miałam do niego napisać, żeby zabrzmiało na tyle swobodnie, aby nie wzbudzić żadnych podejrzeń. – Oh, opanuj się! – Wystukałam tylko krótkie: „Znalazłeś u siebie imienne zaproszenie na przyjęcie do Emergadle Masion?” i wysłałam. To pytanie nie mogło się wydawać podejrzane, a potrzebowałam tego papierka. Tak samo jak partnera… Cholera, gdzie ja znajdę partnera na kilka dni przed przyjęciem?

Ostatnio edytowany przez Raika (2018-04-06 18:40:24)

Offline

#49 2018-04-06 23:52:17

Lavender
Użytkownik
WindowsChrome 65.0.3325.181

Odp: The Letter

dekade.regular.png

  Leżałem na podłodze w salonie i z przymkniętymi powiekami wsłuchiwałem się w muzykę płynącą z głośników. Tak, leżałem na podłodze. Jakkolwiek dziwnie to wyglądało, czasem po prostu lubiłem ułożyć się w jakimś miejscu, które niekoniecznie było postrzegane jako odpowiednie do siedzenia, leżenia czy wykonywania innych czynności. W takich chwilach jak te, czułem się dobrze w swoim mieszkaniu. Jak w domu. Nikt mnie nie widział, nie musiałem zachowywać żadnych norm i mogłem spokojnie oddawać się swoim dziwactwom. Tak, leżałem na podłodze i było mi z tym niesamowicie dobrze i komfortowo. Powoli zaczynało się ściemniać, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że brak światła wywoływał we mnie lekki niepokój. Udało mi się odsunąć od siebie uczucie frustracji i po prostu skupić się na muzyce. Cieszyłem się, że byłem wyłączony. Ostatnio tak bardzo przytłaczały mnie emocje, że potrzebowałem od nich jakiejś przerwy. Nawet jeśli miała trwać tylko tyle co album Breaking Benjamin.
  Ponoć łatwo było kojarzyć piosenki z wydarzeniami z życia bądź z osobami. Właśnie tego doświadczałem, przypominając sobie mój buntowniczy okres w liceum. W tamtych czasach prędzej pomyślałbym, że skończę w jakimś gangu motocyklowym, niż jako detektyw. Chyba mi się poszczęściło. Podniosłem się na łokciach, gdy poczułem jak telefon leżący obok mnie zaczął wibrować. Otworzyłem szerzej  oczy ze zdumienia, gdy zobaczyłem na wyświetlaczu imię Light. Napisała do mnie. Cholera, poczułem się jak nastolatka dostająca wiadomość od chłopaka, w którym się podkochuje. To znaczy… Przypuszczałem, że właśnie tak czuła się taka nastolatka. Zganiłem się w głowie za bycie takim idiotą. Jak dobrze, że nikt nie miał wglądu w moje myśli i mogłem trzymać cały ten bałagan w ukryciu przed światem. Otworzyłem wiadomość czując się odrobinę zawiedziony. Nie było w niej nic, co mogłem odebrać jako znak tego, że Light zależało na czymś więcej niż przyjaźni. Przeciwnie, pisała tak naturalnie i zwyczajnie, że niemal czułem ulgę, jakiej musiała doświadczyć, gdy powiedziałem, że nie powinniśmy przekraczać żadnych granic. Wypuściłem powietrze, jakbym w ten sposób próbował wyzbyć się smutku. Oczywiście nie pomogło. W żaden sposób.
Znalazłem. Hej, wyświadczyłabyś mi przyjacielską przysługę?
Pomyślałem, że to odpowiedni moment na spytanie jej czy zabierze mnie na przyjęcie. Specjalnie wspomniałem o przyjacielskiej przysłudze, aby przypadkiem nie pomyślała, że chciałem czegoś więcej i szukałem sposobu, by zaistniała między nami jakaś romantyczna sytuacja. Wpatrywałem się w wyświetlacz czekając na jej odpowiedź, która nie nadchodziła mimo upływu kilku minut. Oh, czyli jednak to prawda? Ludzie naprawdę bezczynnie wpatrywali się w wyświetlacz, czekając na odpowiedź? Fuck… Dziewczyna w końcu odpisała, a ja znów poczułem jak uderza we mnie rozczarowanie.
„Jasne”
Tyle czasu zajęło jej napisanie jednego słowa? Jednego, pozbawionego wszelkich emocji słowa? No tak, typowo przyjacielska reakcja.
Zabierzesz mnie na to przyjęcie jako osobę towarzysząca? – wystukałem szybko. Tym razem dziewczyna zwlekała jeszcze dłużej z odpowiedzą.
„Jasne...” - odpisała po upływie kilku cholernie długich minut. Wydałem z siebie pełen frustracji jęk. Było tyle słów, które chciałbym jej powiedzieć…
Nie obchodzi mnie co będziesz mieć na sobie i tak chętnie bym to z ciebie zdarł – wykasowałem tę wiadomość równie szybko, jak ją napisałem. Było mi wstyd, że w ogóle coś podobnego przez chwilę było na moim telefonie. Westchnąłem myśląc o tym, że gdyby los się do mnie uśmiechnął i bylibyśmy razem, to z pewnością od czasu do czasu wysłałbym jej pikantnego sms-a w najmniej odpowiednim momencie. Na przykład kiedy byłaby w pracy.
Tak naprawdę to nie chcę żebyś wyświadczała mi przyjacielskie przysługi, bo wolałbym, żebyś była dla mnie kimś więcej – na te słowa patrzyłem odrobinę dłużej. Porażała mnie ich szczerość i to jak idealny oddawały ten smutek zmieszany ze złością. Mógłbym pomyśleć, że te dwa odczucia płynęły we mnie zamiast krwi. Skasowałem tę wiadomość, której nigdy miała nie zobaczyć i napisałem jeszcze jedną.
To świetnie Light. Będę pilnować, aby Luke Obślizgły Wright nie patrzał na Ciebie tym głodnym wzorkiem, jak dzisiaj przed sklepem. Czy Ci się to podoba czy nie, jesteś moim Światełkiem. Tylko moim.
  Tej już nie usuwałem, po prostu ze złością rzuciłem telefon i wstałem z podłogi wyłączając przy tym muzykę. Czas pożegnać się z chwilowym spokojem, znów byłem popieprzonym furiatem. Zdecydowałem się pójść pod prysznic i spróbować zasnąć. W końcu rano musiałem wstać do pracy. Wciąż narastało we mnie uczucie niepokoju. Czym ciemniej się robiło, tym bardziej zaniepokojony się czułem. Nie potrafiłem odnaleźć się w tej kompletnie niepasującej do mnie sytuacji. Myślałem racjonalnie. Niczego się nie bałem. Nie chciałem, by to się zmieniało, jednak było już chyba za późno.

Offline

#50 2018-04-07 09:28:36

Raika
Użytkownik
AndroidChrome 65.0.3325.109

Odp: The Letter

cantilena.regular.png

      "Przyjacielską przysługę...", "Przyjacielską"... To zabolało. Poczułam się tak, jakby Ashton odebrał moje zachowanie jako zainteresowanie jego osobą i chciał mi dać do zrozumienia, że mogliśmy być TYLKO przyjaciółmi, ponieważ inaczej się mną nie interesował. Zwlekałam więc z odpowiedzią, od niego otrzymując niemal od razu. Przygryzłam wargę i z trudem, ale powstrzymałam się od rzucenia telefonem. W pewien sposób jego propozycja była mi na rękę, bo potrzebowałam osoby towarzyszącej, ale poprzedzona określeniem "Przyjacielska przysługa..." bardzo bolesna. Jak ja miałam spokojnie uczestniczyć w przyjęciu Pana Wright z mężczyzną, którego darzyłam głębszym uczuciem niż podejrzewałam, wiedząc że byłam dla niego tylko przyjaciółką?
      Westchnęłam zrezygnowania i opadłam zmęczona na łóżko. Potrzebowałam z kimś pogadać, a nie miałam z kim, bo byłam skłócona z Beccą. Poza tym... Jak miałabym poprosić ją o miłosną poradę, mając na myśli mężczyznę, którym obie się interesowałyśmy? Wbrew temu, co mogłabym zrobić w odpowiedzi na jej zagrywkę, nie chciałam jej ranić.
      Przekręciłam się na bok i weszłam w kontakty na telefonie. Szukałam kogoś, z kim mogłabym o tym porozmawiać i z  nieukrywanym zawodem, zauważyłam, że większość należała do moich klientów. Miałam tylko kilka należących do znajomych: Ash, Becca, Zach, Will i Carmen-moja znajoma ze studiów, z którą jako jedyną jeszcze rozmawiałam, ale mieszkała w innym kraju, a ja potrzebowałam spotkania w cztery oczy. Z resztą znajomych kontakt mi się urwał po przeprowadzce. Zach mnie niepokoił, więc zostawał tylko William, do którego napisałam krótką wiadomość.
D: Masz ochotę się spotkać? Muszę z kimś pogadać...
W: Jasne. Dzisiaj?
D: Jeśli masz czas. Nie chcę się narzucać.
W: Kończę za godzinę. Park w pobliżu "Paradise"?
D: Jasne, dzięki.
      Podniosłam się z łóżka i doprowadziłam do lepszego stanu. Zajęło mi to kilka minut, podczas których dostałam wiadomość, ale spojrzałam na nią dopiero, kiedy skończyłam. Zamurowało mnie... To była ostatnia rzecz, której się spodziewałam po Ashtonie. Kilka razy czytałam treść, sprawdzając czy mi się nie przewidziało. Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć... Jak zareagować... Czy on był... zazdrosny? Nie... To było niemożliwe, ale tak zabrzmiał... Tylko przecież... Nie...Czego on ode mnie chciał? Czego oczekiwał? Dlaczego dawał tak sprzeczne sygnały?
      - Idiota! - krzyknęłam, wrzucając urządzenie do torby i wychodząc z mieszkania. Nadal było ciepło, ale lokal był na tyle daleko ode mnie, że musiałam wsiąść do autobusu. Dotarłam trochę spóźniona, ale blondyn na mnie zaczekał.
      - Hej. Przepraszam za spóźnienie. - Mężczyzna podniósł się z ławki i do mnie podszedł.
      - Hej. - Uśmiechnął się. - Chcesz iść w jakieś konkretne miejsce?
      - Niezbyt... - Pokręciłam głową i z zażenowaniem usłyszałam swoje burczenie w brzuchu. No tak... Od rana zjadłam tylko deser lodowy. - Chociaż powinnam coś zjeść.
      - Proponuję w takim razie wejść do "Paradise" i zjeść, a potem spacer po parku. Szkoda marnować pogodę. - Podążyłam za nim. Kiedy spojrzałam na ceny otworzyłam szeroko oczy. Były kolosalne... To ile Ashton zapłacił za dwie porcje?
      - Wezmę kotlet z kurczaka w panierce... - Głupio mi teraz było powiedzieć, że te ceny były dla mnie za wysokie, więc wybrałam jeden z tańszych zestawów obiadowych. Dziwnie się tu czułam kiedy ostatni raz tu byłam z detektywem.
      - Ja zapłacę, weź co chcesz. - Will najwidoczniej zrozumiał moje nieme wołanie o pomstę.
      - Nie, nie trzeba. Przecież też zarabiam.
      - Dżentelmen nie pozwoli kobiecie samej płacić. - Chciałam już się buntować, ale nie dał mi na to czasu. - Poza tym mam zniżki pracownicze. Nie dyskutuj, ja płacę i już. - Westchnęłam zrezygnowana i zmieniłam zamówienie na coś, na co naprawdę miałam ochotę. Podczas jedzenia za wiele nie rozmawialiśmy, bo na czym innym się skupiłam i nie miałam jeszcze odwagi. Dopiero kiedy wyszliśmy Will podjął temat.
      - O czym chciałaś porozmawiać? - Spuściłam wzrok i przygryzłam niepewnie wargę.
      - To zabrzmi szalenie, ale chyba prześladuje mnie duch... - opowiedziałam mu po kolei wszystko, co mnie spotkało, a on uważnie słuchał i zdawało mi się, że jednocześnie analizował.
      - To brzmi, jakbyś miała urojenia... - Zacisnęłam dłonie w pięści. - Ale nie sądzę, aby tak było. Nie wydajesz się osobą podatną na takie problemy. Może powinnaś porozmawiać o tym z jakimś specjalistą?
      - Nie znam żadnej... - Ashton znał, ale nie miałam odwagi go o to pytać. William odchrząknął.
      - Jest wiele rodzajów duchów. Są Orby, Posłańcy, Zjawy, Widma i wiele innych, których nie znam, bo nigdy nie musiałem o tym czytać... - Puścił mi oczko, kiedy mu sie przypatrywałam. W jakiś sposób poprawił mi humor. Był pierwszą osobą, która naprawdę mi uwierzyła. Nie patrzył na mnie jak na idiotkę, nie wątpił w moją wiarygodność. Pierwszy raz nie czułam się, jakbym zwariowała.

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
eratownictwo - dreamteamguild - kreatywnanazwa - pwsm1hp - dzialkiwarszawskie