Opowiadania grupowe - forum Depesza

Opowiadania grupowe

Nie jesteś zalogowany na forum.

#11 2017-08-04 20:12:54

Faworek
Pochwalony Faworek Depeszek
Windows 7Chrome 58.0.3029.110

Odp: Whisper

M A Y A    R H O D E S




- Maya? Ty jesteś Maya? - Zdołała wtedy usłyszeć przez komórkę - Dzwonię z telefonu Joan.
Nie musiał jej tego mówić. Numer wyświetlił się na ekranie pod zapisaną w kontaktach nazwą: "Joan Barney", ale May nie przerywała mu. Po lekkiej niepewności w jego głosie, wkradającym się zaplątaniu języka i dudniącej muzyce w tle sugerowała, że uświadamianie mu kwestii oczywistych nie doprowadzi do równie oczywistych wniosków.
- Możesz tu przyjść? Obrzygała mi spodnie już drugi raz i myślę, że powinna wrócić do siebie. Chciałem ją odprowadzić, ale mnie nie słucha. Mówi, że nigdzie nie pójdzie, póki z tobą nie porozmawia. Możesz tu przyjść i się nią zająć?
Miała odmówić. Miała powiedzieć, żeby wszyscy poszli się pieprzyć i życzyła im, by było im dobrze tak, jak jej jest dobrze w towarzystwie świętego spokoju, ale May nie lubiła świętego spokoju.
- Gdzie ona jest?
- Jest tu ze mną. Patrz. Masz. Masz ją do telefonu - usłyszała w odpowiedzi - Joan... Joan... To Maya, patrz. Zadzwoniłem, widzisz? Powiedz coś do telefonu.
May rozmasowała skroń, na której czuła już zgromadzenie irytacji.
- Powiedz mi, gdzie jesteście. W jakim miejscu?
- W klubie.
- Dobrze. Sprawdzaj telefon. Będę dzwonić.
- Przyjdziesz? - Jęknął, prawie że z rozczuleniem i wdzięcznością.
- Tak. Ubieram buty.
Kłamała wtedy. Nie była gotowa do wyjścia na zawołanie. Miała zamiar położyć się do łóżka, bo druga nad ranem była dla niej najodpowiedniejszą na to porą, ale obiecując, że przyjdzie, miała wrażenie, że nie powinna tam iść i było to wystarczającą zachętą, aby właśnie dlatego jednak wsunęła ubrania, ubrała buty i wyszła z akademika.
Stała więc teraz w zbyt dużej, puchowej kurtce przed zakrętem do wejścia klubu - tam, gdzie nie powinno jej być - i starała się nie być widoczną w swym ukryciu, z którego obserwowała sytuację - tę, której nie powinna nigdy być świadkiem - kalkulując szczegóły, których zapamiętanie mogło się jej później przydać, choć nie powinno.
- Pewnie dzisiaj obłowiłeś się w dobre ujęcia, co nie? Rebeka mi się chwaliła. Podobno lubisz akty - usłyszała w pierwszej kolejności, co wystarczyło, by skraść jej dyskretne zainteresowanie. Każda kolejna chwila rozmowy, do której dołączyły się cztery inne osoby, zamieniając styl przekazu informacji na bardziej dosadny, bo naznaczony przemocą, dawała jej jasno do wiadomości, że nie powinna, nie miała prawa, nie powinna, nie wypada jej, nie powinna, nie po-win-na mieszać się w tę sprawę.
Ale nie mogła się oprzeć.
Kiedy dziewczyna, którą nazwali Imo, odeszła ze swoimi prawnikami, May odczekała jeszcze kilka sekund, zawróciła o kilka kroków, po czym wyszła zza rogu z lekkim rozpędem, udając zaskoczenie, kiedy podniosła wzrok na pobitego studenta. Z wyreżyserowanym zwątpieniem zaczęła podchodzić bliżej, by stając w odległości dwóch metrów od niego, zapytać tak, jakby nie znała odpowiedzi:
- Prosiłeś się czy dostałeś za darmo?
W jej głosie skryła się nuta pogardy lub osądu.
Chłopak otaksował ją z góry na dół zabójczym spojrzeniem.
- Nie twój, pieprzony interes.
Wzruszyła z obojętnością ramionami.
- Twoja strata.
Weszła do środka, zostawiła kurtkę w szatni i włączyła się w tłum ludzi skłaniających się powoli do autodestrukcyjnego końca. Wszystkie te nowe kolory i niespotykane światła, po które tu przyszli, okazały się radioaktywne i chorobotwórcze, a nieosiągalny raj uniesień pozostał ziemią niepodbitą mimo ich uzależniających prób i walk. Teraz jej oczom ukazywała się kraina niedobitków i żywych trupów, a wśród całej ich różnorodności poszukiwała po jednym z egzemplarza - Joan oraz Imo.
Druga z nich rozsiadała się ostentacyjnie w samym środku wianuszka swych znajomych i udawała, że ciągłe pociąganie z kieliszka kolorowych shotów to jeszcze nie alkoholizm, kiedy pierwsza z wymienionych była dwa kroki dalej i spowiadała się ze swoich grzechów każdemu lub wszystkiemu, co za chęć poprawy mogło przynieść jej zbawienie od ich konsekwencji.
Udała się więc do tutejszego konfesjonału, gdzie lądowała zazwyczaj większość spowiedników - do toalety. W wejściu przywitała ją woń tanich, zużytych, ręczników jednorazowych do rąk, by dopiero później dołączył do niech zaduch ulatujący ze zmęczonych wnętrz kabin, lecz May nie pokazała po sobie, by uwierało ją to w jakikolwiek sposób.
- Joan? - Zawołała w przestrzeń.
- Maya? - Odpowiedział jej słaby, drżący głos.
Dziewczyna odnalazła jego właścicielkę. Stała, oparta na wyciągniętej ręce, pochylając się nad sedesem i dyszała ciężko. Chwiała się na nogach, dając wrażenie niestabilnej, ale trzymała się dzielnie i z godnością adekwatną do miary jej stanu zmizernienia.
- Piłaś czystą? - Zapytała, spoglądając na wyblakłą twarz znajomej. Przekrwione oczy świeciły przemęczeniem, jej makijaż dawno spłynął wraz z wciąż ścieranymi kropelkami potu, a piękne, długie fale ciemnych włosów posklejane oklapły ciężko na jej plecy. Był to widok przykry i rozdzierający.
- Polewali. Miałam odmówić? - Wychrypiała, prostując się nieśpiesznie. Wzięła kilka głębszych oddechów i przedostała się łukiem do jednej z umywalek. Odkręciła kurki i zmoczyła twarz, ukrywając ją w dłoniach.
- Jasne, że nie. Rób co chcesz. Każdy dba o swój interes.
- Nie denerwuj się na mnie, proszę - Jęknęła, nagle zachodząc łzami - Chciałam tylko mieć cię obok... Tak bardzo brakuje mi ciebie obok... Maya, proszę... Nie umiem tego zmienić...
May była pewna, że zabawa w dobrego ducha pijanych i opalonych zaczynała się przeciągać, a wbrew pozorom nie miała zbyt wiele czasu do dyspozycji. Musiała uruchomić sztukę perswazji i przemówić do Joan językiem, który skusi ją do współpracy bez narzekania i oporów.
Między nimi zapadła cisza, zakłócana echem kapiącej wody. Potem ktoś wszedł do toalety, odrywając May z rozważań.
- Jesteś Maya? - Spytał chłopak, trzymając w ręce pełną szklankę. May rozpoznała w nim osobę, z którą rozmawiała przez telefon. Plamy na spodniach potwierdziły odkrycie.
- Nie będziemy rozmawiać o tym teraz - Rzekła łagodnym tonem, ignorując nowe towarzystwo - Chodź, wrócisz do siebie i odpoczniesz. Jak poczujesz się lepiej, będę o ciebie spokojniejsza. Będziemy mogły porozmawiać, jak przestanę się martwić. Chyba nie chcesz, żebym się martwiła?
- Nie chcę.
- Więc chodź - wyciągnęła do Joan rękę, którą brunetka chwyciła wręcz z dziecięcą radością.
- Przyniosłem wodę - Wtrącił chłopak w obrzyganych spodniach.
- Chcesz za to order? Zbieraj manatki. Odprowadzisz ją.
Wyprawiła ich z klubu i niewiele obchodziło ją, czy ruszyli ścieżką prosto w kierunku swoich łóżeczek czy też nie. Byli dużymi dziećmi i tak jak mówiła - każdy pilnuje własnego interesu. Ona nie zyskiwała, poświęcając im więcej uwagi niż wypada. Innym jej postawa mogła wydawać się nieczuła i interesowna. May zwykła nazywać ją instynktowną.
Wróciła do klubu i podeszła do kanapy, gdzie ciałem - niekoniecznie już umysłem i duchem - zajmowała miejsce już dość wybrakowana paczka znajomych Imo z nią samą na czele.
- Hej, ludzie. Jak się trzymacie? - Zagadnęła, odrzucając płynnym ruchem nadgarstka włosy na plecy. Przy tym posłała w ich stronę najszerszy uśmiech, na jaki było ją stać.
- Jest pięknie - Obwieścił jeden z chłopaków, co rozbawiło jego jak i jego kolegów. Zaczęli rechotać wspólnie i trudno było im skończyć.
- Mówisz? Mogę się dołączyć? Mój diler zwinął już dziś swój mały kram.
- Jasne! - Zawołała Imo, klepiąc miejsce obok siebie - Siadaj, laska, mamy sporo miejsca i wystarczająco łakoci! Dam ci wszystko, czego pragniesz!
Rysy May rozciągnął szczery, lecz niekoniecznie sympatyczny wyraz zadowolenia.
- Nie wątpię.


Nie ucz Fawora wafle robić.

Offline

#12 2017-08-04 20:23:42

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

Odp: Whisper

TaNFXNm.png
There's an albatross around your neck
All the things you've said and the things you've done
Can you carry it with no regrets?
Can you stand the person you've become?

KLujbIH.pngSzedł korytarzem. Spokojnie. Bez nerwów. Tak, jak co dzień. W każdym razie, nic specjalnego. Nie spodziewał się niespodzianek. Właśnie odwracał się, by machnąć do znajomej, której obecność zarejestrował dopiero, gdy zawołała za nim, kiedy go zobaczył.
KLujbIH.pngStanął jak wryty i w jednej chwili poczuł się tak, jakby ktoś odebrał mu całe powietrze z płuc. Jego serce zabiło mocniej, wyrywając się ku postaci, która właśnie unosiła do niego rękę w geście powitania. Obserwował ten powolny, nonszalancki ruch, nie bardzo wierząc własnym oczom. Nie znosił się za to, że wystarczyło, by Peter się uśmiechnął, a on od razu ruszył z miejsca ku niemu. Stali na środku holu, oddaleni od siebie o krok, a on był w stanie myśleć jedynie o tym, by jak najszybciej zamknąć ten dystans, tak jakby to wszystko mogło okazać się jedynie snem i jeśli nie zadziała odpowiednio szybko, chłopak zniknie. Trochę się zmienił – zapuścił włosy, przypakował lekko, ale poza tym miał te same łagodne, śmiejące się brązowe oczy i pełno pieprzyków, które kiedyś liczył i tworzył z nich nowe konstelacje.
KLujbIH.png- Hej, Luke – przywitał się z nim pogodnym tonem, którego tak dawno nie słyszał, za którym tak mocno tęsknił.
KLujbIH.pngO’Brien zrobił krok w przód i objęli się na powitanie, trochę mocniej i trochę dłużej, niż to było konieczne. Wciąż pachniał tymi świetnymi perfumami Hugo. Uświadomił sobie, ze zamknął oczy, gdy tamten drgnął i wyplątał się uścisku.
KLujbIH.png- Hunter – powiedział cicho, tak jakby jego przezwisko wystarczało za substytut „cześć”, „Peter” oraz „tęskniłem za tobą”. Wiedział, że chłopak jednak z łatwością pojmie to, co miał na myśli; zdołał go całkiem dobrze poznać przez tamten rok. Właściwie lepiej, niż ktokolwiek inny dotąd.
KLujbIH.png- Przejdziemy się? – zaproponował Peter, na co on oczywiście przystał.
KLujbIH.pngRuszyli w stronę parku. Mocno wiało tego dnia, więc obaj wcisnęli dłonie głęboko w kieszenie i skulili ramiona. Szalik Huntera zakrywał mu twarz aż po nos. Szli w milczeniu, wydmuchując obłoki pary, dopóki nie przysiedli na ławce. Wokół nie szwendał się prawie nikt.
KLujbIH.png- Słyszałem o zaginięciu Lilian - zagadnął szatyn.
KLujbIH.png- Tak, kiepska sprawa. Ostatnio spłonęła jeszcze Stodółka.
KLujbIH.png- O niee, poważnie? - jęknął Peter ze szczerym żalem.
KLujbIH.pngLuke uśmiechnął się lekko. Często kręcili się w jej pobliżu we dwójkę lub ze znajomymi, mieli sporo dobrych wspomnień z tego terenu. I jedno złe.
KLujbIH.png- Jak Nowy Jork? Nie przytłacza cię?
KLujbIH.pngDawny przyjaciel zaśmiał się krótko.
KLujbIH.png- Przytłacza, ale w pozytywnym sensie. Niesamowicie żywe miasto.
KLujbIH.png- Czyli nie ciągnie cię z powrotem tutaj?
KLujbIH.pngNie musiał zadawać tego pytania, bo doskonale znał odpowiedź, ale jakaś jego drobna część nadal się łudziła, że może jednak zmienił zdanie. Może...
KLujbIH.png- Brakuje mi Seaberg. Brakuje mi rodziców i znajomych. - Zerknął na niego. - Ale moje ambicje i marzenia są tam, chociaż kawał serca zostawiłem tutaj.
KLujbIH.pngWysunął rękę z płaszcza i położył swoją dłoń, usianą pieprzykami, na jego udzie, wnętrzem do góry. Luke wyciągnął swoją i spletli palce.
KLujbIH.png- Wiem. Wiem, ale...
KLujbIH.png- Daj spokój. Wiedziałeś, że to ostateczna decyzja. Klamka zapadła. Przykro mi, jak sprawy się potoczyły, ale nadal jestem zdania, że postąpiłem dobrze. Dla siebie. - Przechylił się lekko, opierając na jego ramieniu. - Też mi cię brakowało. Cholernie. Myślę, że już zawsze tak będzie. Ale wiesz... Mam chłopaka. Mieszkanie. Jakoś się utrzymuję, chociaż ojciec czasem mi coś podsyła jeszcze. Może to zabrzmi głupio, ale... - Parsknął. - Mam w końcu ledwo dwadzieścia dwa lata, ale... Próbuję się jakoś ustatkować.
KLujbIH.png- Nie. Nie brzmi głupio - westchnął Luke. - Chociaż chciałbym, żeby tak było.
KLujbIH.png- Nie wątpię. To powiedz... Ty masz kogoś na oku?
KLujbIH.png- Jest taka dziewczyna...
KLujbIH.pngPeter uśmiechnął się zaczepnie.
KLujbIH.png- Dziewczyna, mówisz? Mam nadzieję, że to coś prawdziwego.
KLujbIH.pngO'Brien wzruszył ramionami, lekko speszony.
KLujbIH.png- Jest. Chyba. Przynajmniej z mojej strony. - Westchnął znów. - Nie wiem...
KLujbIH.png- Cieszę się. Pewnie nie jest łatwo.
KLujbIH.png- Chciałbym, żeby poznała rodziców, chociażby z ciekawości, co powiedzą, ale... Gdyby coś nie wypaliło...
KLujbIH.png- Boisz się, że się zdezorientują? - podsunął mu.
KLujbIH.png- Chyba. Tak.
KLujbIH.png- Cóż, ty sam jesteś zdezorientowany. Czemu uważasz, że powinieneś im tego oszczędzić? Bo to nic przyjemnego? Dorastanie to nic przyjemnego. Odkrywanie siebie to nic przyjemnego.
KLujbIH.pngBlondyn przekręcił głowę, by na niego spojrzeć udręczonym wzrokiem.
KLujbIH.png- O nie, wiem, że nie chcesz tego słuchać, ale nie wywiniesz się. - Wyjął drugą dłoń z kieszeni i dotknął nią delikatnie jego wargi i policzka, które wciąż pokrywał siny kolor. - A co w drużynie się dzieje?
KLujbIH.png- Trener powiedział, że mógłbym zostać kapitanem.
KLujbIH.pngHunter roześmiał się w głos.
KLujbIH.png- O, to dobre! Niech zgadnę, Zach się wkurwił? On ci to zrobił? - Ponieważ nie otrzymał odpowiedzi, w mig pojął całą sytuację. Spoważniał. - Nic się nie zmieniłeś.
KLujbIH.pngTe słowa, choć nie wypowiedział ich złośliwie, chociaż nie miały zaboleć, to ugodziły go do żywego, dogłębnie. To było jak uniesienie płata skóry, który miał się goić i grzebanie w znajdującym się pod nim mięsie. Nic gorszego nie mógł usłyszeć. Właśnie dlatego przecież ich drogi się rozeszły: bo on był sobą - a raczej karykaturalną, marną wersją siebie.
KLujbIH.png- Zach pewnie wygląda olśniewająco jak zawsze? - Znów cisza. Wyprostował się. - Luke, nie możesz tego dłużej ciągnąć. Chcesz pozycję kapitana?
KLujbIH.png- Nie wiem, czego chcę.
KLujbIH.png- Oczywiście, że wiesz! - uniósł się Peter. - Wiesz, czego chcesz i ja też wiem! I nie jest to pozycja kapitana, więc powiedz o tym trenerowi. Powiedz Zachowi, ale najpierw mu przywal. Kogo obchodzi, ze masz predyspozycje do sportu, skoro granie w lidze i zarabianie kokosów cię nie uszczęśliwi? Chcesz całe życie spędzić w ten sposób?
KLujbIH.pngChłopak uświadomił sobie chyba, że mówi niemal dokładnie to samo, co niespełna pół roku temu, więc zamilkł.
KLujbIH.png- Marnujesz się. Marnujesz swoje szczęście. Nie męczy cię to?
KLujbIH.png- Znienawidzą mnie - szepnął.
KLujbIH.png- Nie. Nie znienawidzą cię. Zobaczą cię prawdziwego. Może będą musieli nauczyć się kochać cię na nowo, ale zrobią to. Nie jesteś jedynie przystojnym, wysportowanym kurczakiem, za jakiego się uważasz. A jeśli ktoś to odrzuca, to jest głupi, Luke O'Brien. A tobie niewiele trzeba, by stanąć prosto. Zrób to dla siebie. Proszę. – Wstał. – Muszę iść. Staruszek tęskni.
KLujbIH.pngLuke podniósł się z ławki. Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie. Próbował wyryć sobie w pamięci obraz tego chłopaka, który tyle dla niego znaczył i którego stracił przez swoje tchórzostwo. Liczył każdy nowy pieprzyk, jaki przybył na jego ciele podczas okresu, gdy się nie widzieli. Zastanawiał się, jak by teraz wyglądała jego rzeczywistość, gdyby postąpił tak, jak on od niego oczekiwał. Tak, jak powinien. Miał rację, wiedział o tym. Byłby szczęśliwy. Prawdziwie i niezaprzeczalnie. Prawdopodobnie. Nie umiał przewidzieć reakcji rodziców, ani środowiska. Bał się tego, czego nie znał.
KLujbIH.pngObjęli się ramionami i uścisnęli mocno, jakby mieli się już nigdy nie zobaczyć. Mogło i tak się zdarzyć.
KLujbIH.png- Wiesz, że możesz do mnie zawsze zadzwonić.
KLujbIH.pngBlondyn w pierwszym odruchu chciał potwierdzić, powiedzieć, że zrobi to, jak tylko wróci do domu, aby mogli umówić się na piwo. Ta paląca potrzeba trzymania się blisko Petera przerażała go, ale rozumiał jej źródło. Dlatego zepchnął swoje zachcianki na bok i odparł:
KLujbIH.png- Nie, muszę to zrobić sam.
KLujbIH.pngHunter odchylił się i ucałował go lekko w usta, na których poczuł jego uśmiech.
KLujbIH.png- O tym właśnie mówię.
KLujbIH.pngA potem odsunął się, machnął mu na pożegnanie i odszedł w swoją stronę. Luke stał jeszcze chwilę, patrząc za nim, a potem starając się nie oddychać za głęboko, ze strachu, że te szpile w płucach przebiją mu organy, zawrócił ku uczelni.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#13 2017-08-04 20:26:34

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

Odp: Whisper

Richard F. Oliver
Early birds flying oh so high
Standing trees, brother in arms
Dying hope in this town of strangers

Tępy ból w szczęce skutecznie mu przypomniał o wydarzeniach z poprzedniego wieczora, psując nastrój z samego rana. Wstał jak zwykle wcześnie, by zastać za oknem jeszcze ciemne niebo przed wschodem. „Niebieska godzina”, jak zwali ten moment fotografowie. Lekka poświata zwiastująca miejsce wychynięcia słońca nad ziemię rozpływała się delikatnie w zamglonym powietrzu. W nocy siąpiło, co miało zaowocować wspaniałą grą światła tego dnia. Richard prędko podjął decyzję, by wyjść na spacer do lasu – najczęściej robił to w takie wilgotne poranki jak ten – miał wtedy okazję zaobserwować życie dzikiej zwierzyny zamieszkującej tutejsze tereny. Lubił to nazywać łowami, z tym że w przeciwieństwie od myśliwych celował z obiektywu, nie z muszki i strzelał fotki – a nie nabojami, czy śrutem. Zabezpieczył należycie lustrzankę przed wilgocią, samemu na przechadzkę wybierając porządną, wełnianą kurtkę od ojca – dostał ją w prezencie z okazji dostania się na studia. Jak zawsze czuł lekkie zażenowanie, nawet nie będąc pewnym z którego powodu bardziej – że nadal nosi coś, co od niego dostał, czy że w ogóle go tak oszukał. Wczorajszy incydent jedynie przybliżył mu wspomnienie tamtych wszystkich lat, gdy żył z ojcem bez możliwości wyprowadzenia się. Minęło prawie pół roku od czasu, gdy ostatnio poczuł tego rodzaju fizyczny ból – oklepanie po gębie było zresztą pestką, choć wiedział, że gdyby nie reakcja Imogen – o  łaskawa – skończyłoby się to znacznie gorzej.
Wejście do lasu i wtopienie się w dźwięki przyrody zawsze było dla niego czymś niezwykłym, trochę jak narkotyk. Różnica była taka, że to, co sobie pozwalał brać jedynie wzmagało jego emocje, podczas gdy wyjście wywoływało te pozytywne uczucia. Nie czuł się wśród ludzi do końca swobodnie, było to wywołane świadomością panującej o nim opinii. Skutecznie to maskował dozą pewności siebie i samym faktem, że dystrybuował narkotyki, gdyż samo to wymagało od człowieka posiadania jaj. Złośliwi z całą pewnością twierdzili, że po prostu mógłby nie patrzeć na świat jedynie przez wizjer aparatu. Nie było to takie proste jakby się wydawało, ale kogo to obchodziło, by Richard komukolwiek miał to wyjaśniać.
Idąc jedną z poznanych sarnich ścieżek miał wrażenie, jakby pruł przez mleko, tak gęsta była mgła. Słońce powoli wstawało i zaczynały rozbrzmiewać pierwsze ptaki. Wełniana kurtka dobrze spełniała swoje zadanie, chroniąc go przed zimnym wiatrem, czego nie można było chyba powiedzieć o kulącym się na pieńku w oddali grzybiarzu, który pociągał jakiś napój z termosu. Na widok innego człowieka, uniósł rękę w geście powitalnym, na co Richard odpowiedział tym samym. Zdarzało mu się spotykać tu ludzi o tej porze dnia, zwłaszcza jesienią. Grzybiarze posiadali zabawne w jego mniemaniu przekonanie, że grzyby im gdzieś pouciekają, więc koniecznie trzeba wstawać na nie jeszcze przed świtem. Z kolei Richard posiadał w mniemaniu napotkanych przez niego grzybiarzy zabawne przekonanie, że naprawdę jest warto wyjść z domu o tak nieludzkiej porze, by nawet nie mieć gwarancji uchwycenia na zdjęciach czegoś ciekawego.
Gdy wracał, kampus leniwie budził się do życia. Niektórzy kiwali mu na powitanie głową (ponad połowa z tych brała od niego trawkę), na co odpowiadał tym samym, idąc pospiesznie do swojego pokoju. Nie zrobił żadnych zdjęć, lecz otworzył lustrzankę, by wyjąć kartę pamięci.
Prawie wypuścił lustrzankę z rąk gdy sobie uświadomił, że przecież nie włożył do środka zapasowej karty. Odłożył ją ostrożnie na miejsce czując mimowolne dreszcze. Nigdy dotąd nie zdarzyło mu się do tego stopnia zapomnieć – a zapomnienie było jedyną rzeczą, której niemal panicznie się bał. Dlatego tak skrupulatnie obserwował otoczenie i czuł pociąg do uchwytywania wszystkiego na zdjęciach. Nadal nie pamiętał niczego sprzed 10-go roku życia – zdjęcia były jedynym jego zakotwiczeniem, czymś co przypominało mu, że wcale nie wziął się znikąd.

***

Przed porą śniadaniową nie miał mieć żadnych zajęć, więc wybrał się do wspólnego pokoju, by zaparzyć sobie melisę. Ludzie w kolejce do czajnika jak zwykle dyskretnie – w ich mniemaniu w każdym razie – zaglądali mu do kubka, jakby myśleli, że zaparza sobie na dzień dobry trawkę. W rzeczywistości palił bardzo rzadko, gdyż szkoda mu było na to pieniędzy. Skinął głową Thomasowi siedzącemu w kącie, który najprawdopodobniej szkicował ich wszystkich w kolejce. Był pulchnym chłopakiem często podpadającym samą swoją osobą samozwańczej elitce Seaberg, lecz jego dzieła udostępniane na facebooku podobały się ludziom. Czasem nawet ktoś stawał w jego obronie.
Podszedł do niego, gdy już zalał melisę.
- Hej tam, Picasso. Co tworzysz?
Thomas przycisnął do siebie notatnik, co było nie w jego stylu.
- Och, zobaczysz… gdy skończę.
Ricky uśmiechnął się lekko, obserwując jego rozlatane oczka, które wydawały się malutkie na jego nalanej twarzy. Wbrew temu wszystkiemu wiedział, że Thomas jest chyba bardziej dokładnym obserwatorem niż on.
- Wydajesz się jakiś niespokojny, Ricky.
- Skąd… No, może trochę – Oliver uznał, że zaczepianie chłopaka w tej chwili chyba jednak nie było dobrym pomysłem – no więc… Do zobaczenia na historii sztuki.
Thomas skinął jedynie głową, wracając do rysowania. Cóż, to była niezręczna rozmowa.
Słońce oślepiało go za każdym razem, gdy mijał w korytarzu kolejne okno. Wszędzie było widać ślady wczorajszej imprezy – od walających się plastikowych kubeczków po zarzygany parapet w jednym z okien. Było czego współczuć sprzątaczkom.
W promieniach słońca i wpadającym do środka lodowatym powietrzu dochodziła do siebie jedna z poległych po wczoraj. Przyciskała palce do oczu, jakby chcąc je uchronić przed światłem. Twarzy w całości nie widział, gdyż krótkie włosy skutecznie to uniemożliwiały.
- Cześć, Lucy.
Otrzymał w odpowiedzi jedynie pomruk. Ricky oparł się o parapet obok niej. Rozumiał już, jak tu wytrzymywała. Promienie skondensowane przez szybę przyjemnie grzały stając w opozycji do sporadycznych podmuchów wiatru. Łyknął trochę naparu, wpatrując się bezrefleksyjnie w przestrzeń. Lucy lekko się poruszyła; chyba spojrzała na jego kubek, gdy odłożył go na parapet. Przeszło mu przez myśl, że pewnie ma niesamowitego kaca.
- Tylko oddaj kubek, ok? – przypomniał jej, podsuwając jej naczynie z napisem „Not my circus, not my monkeys”.
Mruknięcie Lucy potraktował jako potwierdzenie.

***

Ławki nieco bardziej niż zwykle były wypełnione w przewadze chodzącymi zombie zamiast aktywną młodzieżą. Prowadzący zajęcia dla świętego spokoju ignorowali zastany stan rzeczy. Nikomu nie chciało się wykłócać z prawami rządzącymi w zamkniętym społeczeństwie wiedzących najlepiej. Ricky sam starał się unikać konfrontacji tego dnia, obchodząc się aparatem dość oszczędnie. Z reguły nie używał go w murach budynków, gdyż ludzie poza szczególnymi wybuchami ekspresji nie wydawali mu się najwdzięczniejszym tematem do fotografowania.  Czytał już teorie, że o predyspozycjach do różnych tematów decydował ekstrawertyzm lub introwertyzm fotografa. Za ekstrawertyka nigdy się nie uważał, jednak w definicji introwertyka także siebie nie odnajdywał, więc może słuszne było jego utrzymywanie równowagi w tematyce prac.
Właśnie szukał książek z geografii, którą miał wpisaną w siatkę zajęć dodatkowo, gdy kątem oka zauważył jakby zderzenie się dwóch osób. Było to w pewien sposób zaburzeniem harmonii panującej na korytarzach nawet, gdy były wypełnione tłumami; wszyscy zazwyczaj sprawnie się przemieszczali w swoje strony. Oczywiście była to sytuacja, której nie mógł zignorować, odruchowo wręcz sięgnął po lustrzankę. To był nikt inny jak Luke trzymający w uścisku jakiegoś chłopaka najprawdopodobniej w ich wieku. Ricky przechylił głowę szukając w umyśle najlepszego kadru, po czym bez wahania spojrzał na nich przez wizjer. Na czole Luke’a utworzyła się malutka zmarszczka, którą wywołała w nim pytanie, czy chłopak jest szczęśliwy ze spotkania. Trzymał tamtego w kurczowym uścisku, samemu będąc obejmowanym równie mocno. Ricky obniżył wartość przysłony, by oddać uczucia towarzyszące tamtej dwójce. Tło za nimi rozmyło się, oddając efekt odosobnienia, pozostawiając niezwykłą ostrość światła na twarzy Luke’a, na której powstało parę zmarszczek powstałych z nadmiaru emocji i śladów po incydencie z wczoraj. Podobnie wyróżniały się żyły i ścięgna na jego dłoniach. Richard nacisnął spust zwolnienia migawki przygryzając usta niemal do krwi. Czuł, że ujęcie opowiada piękną historię, lecz prawdopodobnie model nie będzie z niego zadowolony. Chwila minęła i obaj uwolnili się z uścisku. Ricky uchwycił jeszcze niezwykle piegowatą twarz drugiego chłopaka bardziej dla sportu, niż z jakiegoś wyższego powodu. Raczej nic go w nim nie urzekło.

***

- Hej, Ricky. Chciałem pogadać z tobą o tamtym zdjęciu – Oliver obejrzał się za siebie i zwolnił, by O’Brien mógł iść obok niego.
- Jeszcze go nie wywołałem, jeśli chcesz zobaczyć – odparł Ricky jakby nigdy nic. Zdziwiło go, w którym momencie Luke zobaczył, że robi mu zdjęcie z tamtym chłopakiem, ale może ktoś mu powiedział.
- Dzięki, nie chcę oglądać siebie w takiej chwili. Po prostu uważam, że czasem powinieneś się wstrzymać.
- Wiesz, to żaden wstyd okazywać emocje – chłopak uśmiechnął się z rozbawieniem, ukazując malutki dołeczek pod kącikiem ust. Luke spojrzał na niego zaciskając usta. Do Richarda dotarło, że nie mówił o dzisiejszym zdjęciu.
- Ach, mówisz o wczorajszym – mruknął odwracając wzrok – nie mam go już. Zabrali mi kartę pamięci.
- Co?
- Ale to twoi kumple, nie? Nie powinieneś się martwić.
- Zaraz. Zabrali ci kartę ze zdjęciami?
Oliver przytaknął. Luke chyba nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć.
- Myślałem, że mówisz o drugim zdjęciu. Gdy witałeś się z tamtym chłopakiem.
- Zrobiłeś mi wtedy zdjęcie?
Ricky nie odpowiedział, gdyż właśnie weszli do szatni przed wf-em. Miał wrażenie, że kątem oka zobaczył wchodzącą za budynek pulchną osobę o długich, rudych włosach. Z towarzystwem.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#14 2017-08-04 20:35:44

Dolores
Kucyponek Jednorogi
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Whisper

2Xtqnr1.png
hi there you little one

Kolory. Wszędzie kolory. Przenikające się ze sobą i mieszające wzajemnie, tworzące coraz to nowsze konfiguracje. Plamy barw rozlewające się po płaszczyźnie, skręcające się w spirale, odbijające jak w kalejdoskopie. Zaczynały pochłaniać Lucy wewnątrz siebie, zaczynały krzyczeć...
I Lucy też krzyczała. Własny krzyk zmusił ją do tego, by otworzyła oczy. W tym momencie wszystko umilkło. Siedziała na środku swojego łóżka, nadal z otwartymi ustami. Kołdra zsunęła się z ciała dziewczyny odsłaniając bieliznę z naderwanymi koronkami. Ciepło pościeli uświadomiło jej, że ostatniej nocy wcale nie spędziła sama. Jednak nocny gość długo nie zagrzał miejsca przy jej boku, zostawiając po sobie jedynie szczelnie zasłonięte okna, kilka zużytych prezerwatyw w koszu i karteczkę na nocnym stoliku. Fajnie było. Powtórzymy to? Lucy opadła z powrotem na poduszkę, mnąc karteczkę w dłoniach. Rzuciła ją gdzieś w przestrzeń, jednocześnie wtulając twarz w poduszkę.
Jeszcze pięć minut.

Poranki na kacu zawsze były ciężkie, nawet jeśli zaczynały się dopiero o jedenastej. Ale kiedyś trzeba było wyjść z przyjemnego, ciemnego pokoju. Zwłaszcza, gdy w progu stawała fit współlokatorka. Lucy mieszkała z Anną dopiero od miesiąca a już zdążyła znienawidzić jej treningowe buty, śnieżnobiałe zęby i umięśnione nogi, które właśnie stały w rozkroku na wysokości oczu Lu.
- Wstawaj, wstawaj, śpiąca królewno! - zaświergotała Anna, odrzucając swoje lśniące brązowe włosy z ramienia. - Nie możesz tyle spać, to niezdrowe! W dodatku jedzie tu jak w gorzelni...
Chang uniosła spojrzenie, chcąc zobaczyć rozpromienioną twarz swojej współlokatorki, ale zamiast tego trafiła na turkusowe legginsy wpijające jej się między nogami. W tym momencie zrezygnowała.
- Spierdalaj - mruknęła.
Mocniej nasunęła kołdrę na głowę i przekręciła się na drugi bok. Niestety, Anna nie dawała za wygraną. Nie dość, że wyszarpnęła kołdrę z kurczowo zaciśniętych rąk Lu, to jeszcze otworzyła okno wpuszczając do pokoju chłodne, jesienne powietrze. Po tym Lucy została wykopana nie tylko z łóżka, ale i z pokoju.
Koniec sceny.

Na szczęście istniało na tym świecie błogosławieństwo, które nazywało się herbata. Istny nektar bogów w przypadku kaca. W celu wypicia go, Lucy zaopatrzona w miękkie kapcie i jeszcze bardziej miękki sweter, którym cała się owinęła, ruszyła do pokoju wspólnego. Jako, że nie zdołała znaleźć swoich okularów przeciwsłonecznych, ręka musiała jej wystarczyć jako tarcza chroniąca przed złowieszczymi promieniami słonecznymi. Niestety nie dała rady ochronić przed kolejką do czajnika, dlatego Lu zrezygnowana usiadła na parapecie, opierając obolałą głowę o ścianę. Jednak opatrzność nad nią czuwała i w momencie obok dziewczyny zmaterializował się Ricky z parującym kubkiem w ręce. Widać brunetka musiała wyglądać dostatecznie żałośnie, bo chłopak poprosił jedynie o oddanie kubka i zaraz znów zniknął. Chciała powiedzieć, że niezwłocznie odda, ale z jej zaschniętego gardła wydobył się tylko dziwny pomruk. Za to z ulgą wymalowaną na twarzy chwyciła kubek Ricky'ego i upiła z niego łyk. Kątem oka zauważyła, że Thomas przerwał rysowanie na rzecz bacznego przyglądania się jej. Zmrużyła oczy.
- No co?
- Nie, nic...
Pokręciwszy głową, zabrała kubek Ricky'ego i ruszyła w drogę powrotną do pokoju. Miała cichą nadzieję, że Anna przewietrzyła ich pokój i sobie poszła. Sprzeczki ze współlokatorką były ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę.

Lucy leżała na łóżku w swoim pokoju. Anna nie pojawiła się odkąd wyrzuciła ją z łózka i raczej nie zanosiło się na to, by wróciła w najbliższym czasie, dlatego Lu miała trochę czasu na Netflix and chill. Na jej stoliku nocnym z Ikea stał - umyty już - kubek Ricky'ego. Lu zerknęła na niego raz jeszcze przypominając sobie, że twarz chłopaka wyglądała trochę dziwnie. Czyżby coś mu się stało? Zamierzała zapytać o to kiedy będzie oddawać Oliverowi jego własność. A tymczasem na chwilę przymknęła laptopa z listą seriali i zamiast tego chwyciła telefon, wybierając numer, który znała niemal na pamięć. Odsunęła go od twarzy na czas sygnału oczekiwania na połączenie. Później usłyszała doskonale znany głos.
- Co, znów się zeszmaciłaś?
Chang westchnęła do słuchawki.
- Jak ty mnie znasz... - przekręciła się na drugi bok. - Uwielbiam was, studentów psychologii, jeszcze nie zacznę a już wiesz co się dzieje. Uczą tam czytania w myślach?
- Nie, uczą przeglądania snapów - głos w słuchawce się zaśmiał. - Masz jakaś sprawę?
- Właściwie to tak. - Poprawiła poduszkę i usadowiła się nieco wygodniej nim zaczęła swój wywód.


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

#15 2017-08-04 20:36:50

Mietek
Ciuchofil
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

Odp: Whisper

tumblr_m1zdo5a0Ur1r3we0y.gif
Imogen Ashton

I can smell your fear
The only reason that I’m here
Is to wreak havoc

igP7jsl.pngKac morderca nie ma serca, szczególnie kiedy z samego rana masz zajęcia z logiki. Imo z głośnym jękiem rozpaczy zwlokła się z łóżka, sprawiając tym samym, że jej współlokatorka (mająca na godzinę późniejszą) poruszyła się niezadowolona w łóżku i wybełkotała coś niezrozumiałego, co prawdopodobnie miało być reprymendą. Blondynka nie zważając na kupkę nieszczęścia dogorywającą pod ciepłą pierzyną powlokła się w stronę łazienki, by zrobić porządek ze swoją opuchłą, czerwoną twarzą. Wyszła z pomieszczenia piękna i zadowolona z życia, w ciemnych dżinsach i jasnej bluzeczce z koronkowym kołnierzykiem. Upięła włosy w wysoką kitkę, spakowała do torby potrzebne podręczniki i poszła na stołówkę, by upolować jakąś bułkę z dżemem lub owoc na śniadanie. Przy jednym ze stolików siedziała półprzytomna Rebeka, która nie trafiła kanapką do ust i rozsmarowała sobie nutellę po policzku. Ashton nie miała ochoty na pogawędki, więc tylko pomachała jej ręką i poszła na uczelnię.
igP7jsl.pngNa wykładzie profesor nawet nie próbował udawać, że mówi do słuchających, uważnych studentów, a nie zgrai zwłok rozłożonych po kątach sali, leżących w niewygodnych pozycjach na blatach, by chociaż spróbować przespać chociaż dziesięć minut. Sympatyczny, starszy dziadek ostatecznie zlitował się nad nimi i wypuścił kwadrans wcześniej, prosząc o uzupełnienie materiału z zajęć w międzyczasie. Imogen miała więc przedłużone o piętnaście minut okienko, trwające zazwyczaj dwie godziny, podczas których zazwyczaj spotykała się z kolegą z roku, Emmetem. Oczywiście nie po to, by dyskutować o nadciągających zajęciach.
igP7jsl.pngTego dnia nie było inaczej i za ramię szybko złapała ją śniada dłoń o krzywych, długich palcach. Emmet opowiadał jej kiedyś, że grał długi czas w siatkówkę i rzeczywiście, gdy zobaczyła go grającego na wf-ie mogła tylko podziwiać jego wytrenowane ciało, zgrabnie i pewnie poruszające się po boisku.
igP7jsl.pngTak, był on kolejnym mężczyzną, który pociągał ją jedynie cieleśnie i w żaden inny sposób. Daniel nadal pozostawał jedynym, którego naprawdę kochała, całego bez wyjątku. A mimo to nadal jej to nie wystarczało. Czasami przyłapywała się na myśleniu o tym z poczuciem winy, ale szybko odpychała to gdzieś w kąt umysłu.
igP7jsl.pngSpojrzała w jego orzechowe oczy i uśmiechnęła się na tyle szczerze, na ile było ją stać.
igP7jsl.png- Mamy dodatkowy kwadrans - wymruczała cicho, na co on pokiwał głową.
igP7jsl.png- Muszę później iść do biblioteki - oznajmił, patrząc na nią sugestywnie. Chciał, żeby szła z nim. Nie ma mowy.
igP7jsl.png- Też mam coś do załatwienia, na mnie nie licz - skłamała. - Masz gumki?

igP7jsl.pngJego dłonie w jej włosach, jej dłonie na jego udach. Dyszał ciężko, opierając się o ścianę, gdy Imogen bawiła się nim, doprowadzała na skraj, by zaraz odebrać mu szansę spełnienia. Lubiła sprawiać, że w oczach mężczyzn pojawiało się to szaleństwo, to błaganie o litość, nieskładne prośby wypływające z ich spierzchniętych warg. Domagający się bliskości, rozbici, zmarnowani. Sprawiało jej przyjemność patrzenie, jak rozsypują się w jej rękach, niczym sypki piasek na plaży chwile wcześniej przez nie podniesiony.
igP7jsl.pngW pewien sposób czyniło ją to sadystką.
igP7jsl.pngNaprawdę miała problem.
igP7jsl.png- Imogen... - usłyszała westchnięcie Emmeta, jego krzywe palce zacisnęły się mocniej na jej włosach. - Chcę cię pieprzyć przy tej ścianie, teraz.
igP7jsl.pngBardzo chciała mu odpowiedzieć, ale to nieładnie mówić z pełnymi ustami. Ograniczyła się więc do chwyceniu jego obnażonych pośladków tak mocno, że chłopak aż podskoczył. Odsunęła głowę od jego przyrodzenia, uśmiechając się krzywo. Nie dało to zadowalającego efektu przez jej rozmazany makijaż i spuchnięte, zaczerwienione wargi.
igP7jsl.png- Nie ma prezerwatyw, nie ma pieprzenia, słońce. Możez co najwyżej...
igP7jsl.pngNie zdążyła dokończyć, gdyż do ich uszu dotarły dźwięki, których źródłem był jakiś debil próbujący wyjść przez okno. Imogen zaklęła, podczas gdy Emmet w pośpiechu wciągał na dupę dżinsy.
igP7jsl.png- Drzwi w domu nie miał czy rodzice wyrzucali go oknem? - warknęła cicho, poprawiając bluzkę odsłaniającą trochę za dużo biustu, niżby chciała. - Wynosimy się. Dokończymy gdzieś indziej.
igP7jsl.pngEmmet przytaknął z entuzjazmem.

igP7jsl.pngStojąc przed lustrem w łazience poprawiła makijaż i zawinęła apaszkę wokół szyi, by ukryć świeżą malinkę. Zaklęła pod nosem. Emmet jak zawsze nie umiał trzymać zębów z dala od jej skóry, co w innych okolicznościach by jej się nawet podobało, ale teraz, gdy była w związku, tłumaczenie się przed Danem za takie głupoty mogło kiedyś doprowadzić do katastrofy. Ratowało ją to, że jej chłopak także lubił pozostawiać ślady na jej szyi, więc mógł mnożące się malinki uznać za swoje dzieło.
igP7jsl.pngDo następnych zajęć miała kawał czasu, postanowiła więc udać się do akademickiej kawiarenki, by pobudzić się przy filiżaneczce espresso. Nie mogła też nie skusić się na kawałek sernika, który patrzył na nią zza szyby.
igP7jsl.pngPoczuła się już prawie że błogo, gdy na krzesło naprzeciwko wślizgnęła się Rebeka z własnym kubkiem caffe latte. Imo zmierzyła ją wzrokiem.
igP7jsl.png- Jak profesor Dickson? - spytała słodziutkim głosem. Reb westchnęła.
igP7jsl.png- Już sobie przypomniałam, dlaczego cię nienawidzę - pociągnęła łyk kawy, obrzucając Imogen uważnym spojrzeniem. Uśmiechnęła się. - Chciałam ci podziękować za wczoraj. Miałam cię zaczepić na śniadaniu, ale szybko się wymknęłaś. Dobrze wiedzieć, że jest tutaj osoba, na którą mogę liczyć.
igP7jsl.png- Powinnaś raczej podziękować chłopakom, bez nich wiele bym nie zdziałała - wzruszyła ramionami. - Nie ma się czym szczycić. Spuszczenie wpierdolu ćpunowi nie należy do najszlachetniejszych, nawet jak mu się należało.
igP7jsl.png- Tak, należało mu się - potwierdziła dziewczyna. Zamyśliła się na moment. - Imo, masz tę kartę przy sobie?
igP7jsl.pngBlondynka uniosła brwi.
igP7jsl.png- Po co ci ta wiedza?
igP7jsl.png- Wiesz, to nie tak, że ci nie ufam... - Czyli mi nie ufasz, pomyślała, mentalnie przewracając oczami. - ... ale czułabym się bezpieczniej, gdybym miała ją przy sobie. Wiesz, te zdjęcia i tak dotyczą tylko mnie.
igP7jsl.png- To skaza na mojej dumie, że po tym wszystkim myślisz, że bym wykorzystała ją przeciwko tobie - powiedziała z krzywym uśmieszkiem. Właściwie to by tak zrobiła, gdyby dziewczyna jej się naraziła, ale po co się do tego przyznawać? Lepiej wzbudzić poczucie winy.
igP7jsl.pngTak jak się spodziewała, dziewczyna zrobiła zakłopotaną minę.
igP7jsl.png- Wcale tak nie-
igP7jsl.png- Właśnie, że tak myślisz - przerwała jej. - Daj spokój, rozumiem to. Też bym w takiej sprawie nikomu nie ufała. - Jej głos jakby złagodniał. - Jak twój niedoszły kochaś będzie robił problemy o te małe gówno, to ty będziesz się przejmować, nie ja. Rób sobie z tym co chcesz, mam gorsze problemy na głowie. Przyjdź do mnie wieczorem do pokoju, zostawiłam ją w torebce.


The brain is a monstrous, beautiful mess

Offline

#16 2017-08-04 20:52:17

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

Odp: Whisper

TaNFXNm.png
Wonderin' if you're out there
And if you are did you wait, around
To take me home, take me home

KLujbIH.pngChłopaki mieli w posiadaniu jego żałosne zdjęcie.
KLujbIH.pngNie podobała mu się ta myśl. Ani trochę. Kiedy już miał to przełknąć, Richard dodał, że zrobił zdjęcie jemu i Peterowi. Zatkało go. Nie potrzebował widzieć obrazu, by znać minę, jaką wtedy najpewniej miał. Ostatnie, czego chciał, to aby coś takiego teraz wypłynęło. Cokolwiek by się nie działo, Hunter musiał pozostać z dala od tego wszystkiego. Luke był pewien, że kiedy zacznie wychodzić z szafy - i nie chodziło jedynie o orientację - rozpęta się dla niego piekło. Na uczelni też. Znali go prawie wszyscy. Po raz pierwszy pomyślał, że to niewygodne.
KLujbIH.png- Powiedz mi proszę, że żartujesz - powiedział, doganiając chłopaka.
KLujbIH.png- Nie.
KLujbIH.pngWeszli do szatni. Zaczął nerwowo trząść nogą.
KLujbIH.png- Mógłbym... - urwał, czując, jak krew napływa mu do twarzy i nienawidząc się za to. - Mógłbym je zobaczyć?
KLujbIH.png- Nie mogę ci ich teraz pokazać.
KLujbIH.png- Ale-
KLujbIH.pngNie zdążył powiedzieć nic więcej, bo drzwi huknęły, gdy do pomieszczenia wparowali kolejni studenci. O'Brien zaklął w myślach i podszedł do swojej szafki.
KLujbIH.pngTego dnia grali w kosza, a z niego nie było za bardzo pożytku. Ciągle błądził myślami i gdy tylko trener znikał z sali, on schodził z boiska, wykręcając się przerwą na picie albo napompowaniem piłki. Nikt nie narzekał, bo ledwo był w stanie odebrać piłkę i podać ją dalej. W pewnym momencie siadł na ławce, oparł głowę na dłoni i śledził nieprzytomnym wzrokiem biegających wte i wewte kolegów, myśląc o tym, jak powiedzieć rodzicom. Jedyne, co ustalił, to "Mamo, tato...". Nawet nie zorientował się, kiedy usiadł obok niego trener, w identycznej pozie, dopóki na boisku nie przestali grać, a zaczęli się śmiać, patrząc w ich stronę. Wtedy dopiero spojrzał na nauczyciela, a ten wydarł się wniebogłosy:
KLujbIH.png- O'BRIEN! PRZESTAŃ GAPIĆ SIĘ JAK TEN PEDAŁ I ZASUWAJ NA BOISKO!
KLujbIH.pngLuke skrzywił się kwaśno, zarówno przez określenie pedała, jak i fakt, że facet chyba uszkodził mu bębenki. Zwlókł się niechętnie i dołączył do gry. W czasie przerwy siedli z chłopakami pod ścianą. Zaczęli mówić o spraniu znowu (znowu?) Ricky'ego. Wyjaśnili mu pobieżnie, co się wydarzyło. Rebecca zwyczajnie chciała dać dupy i się nie udało i nikt nie pomyślał o tym, by kulturalnie zapytać chłopaka, czy mógłby usunąć zdjęcia, ale przecież te karki nie wiedziały, czym jest kultura (zmartwiłby się autentycznie, gdyby któryś zareagował na "Mona Lisa" albo "Bach" lub co gorsza "savoir vivre"). Teraz na pewno nie pójdzie im na rękę. Pomysłu nie mógł im wybić z głowy, więc chociaż ostrzegł Olivera, kiedy pozostali zwinęli się z boiska.
KLujbIH.pngKończył na dziś zajęcia, więc stwierdził, że nie będzie się już przebierał i weźmie prysznic w domu. Wrzucił byle jak swoje ciuchy do torby i wyszedł, nie chcąc w niczym brać udziału. Na korytarzu zobaczył Ingrid. Jak zwykle starannie ubrana - cienka koszula w paski, spod której mógł ocenić kolor jej stanika (czarny), wysokie dżinsy, zgrabne czarne botki. Swoje jedwabiste krucze włosy upięła w kucyk. Rozmawiała z koleżanką, ale dostrzegła go, gdy tylko wyszedł z hali. Pożegnała się i podeszła do niego. Ucałowała go lekko w usta na powitanie, a potem zmarszczyła podejrzliwie brwi. Uśmiechnął się.
KLujbIH.png- Co?
KLujbIH.png- Masz na sobie treningowe ciuchy, ale nie śmierdzisz.
KLujbIH.pngRoześmiał się krótko, otoczywszy ją ramionami i dłonie wsuwając w tylne kieszenie jej spodni.
KLujbIH.png- Trochę się dziś obijałem. A tobie jak zleciał dzień?
KLujbIH.pngCoraz więcej osób kręciło się po korytarzu, więc usunęli się pod ścianę.
KLujbIH.png- Aaa... - westchnęła ciężko, opierając głowę na jego piersi. - Długi dzień.
KLujbIH.png- Znowu ci docinali?
KLujbIH.png- To moja wina. Powinnam była ich ustawić na pierwszym roku, to bym miała teraz spokój. Wrogów sobie nie chciałam robić, to teraz mam.
KLujbIH.png- Może powinnaś się inaczej ubierać. Wiesz, dziurawe spodnie, zdezelowane timberlandy, koszula w kratę, poduszkowa fryzura. Może wtedy by cię bardziej szanowali.
KLujbIH.png- Bardzo zabawne, Lucky Luke. - Wyplątała się z jego objęć, gdy rozdzwonił się telefon. - Halo? Oh, oui. Non, je n'ai-
KLujbIH.pngLuke oparł się ramieniem o ścianę i skrzyżował ramiona, przysłuchując się, jak mówiła po francusku. Zastanawiał się, czy miała rację. Pewnie tak. Ingrid nie dawała sobie w kaszę dmuchać i zazwyczaj radziła sobie z ludźmi. Jeśli twierdziła, iż przyjęła złą taktykę, to tak było. Musiało jej się ciężko walczyć z głupimi komentarzami i dowcipami kolegów, kiedy nawet wykładowca lubił takie serwować. Mało tego, poza nią do grupy należało tylko parę dziewczyn, które mentalnie pasowały idealnie do płci przeciwnej - z nimi też trzymały. Był świadkiem, kiedy Ingrid swoją odpowiedzą na przytyki jednej z tamtych studentek tak je rozwścieczyła, że laska się rzuciła na nią z łapami. Nie chciała mu przytoczyć rozmowy, chociaż podczas rozdzielania ich został podrapany do krwi, a tamta omal mu oka nie wydłubała. To za ten chłodny, acz krwisty temperament ją kochał. Zawsze sprawiała wrażenie takiej, co panuje nad sytuacją. Mocno jej tego zazdrościł. Podobno ludzie często dobierają się tak, że jedna osoba wypełnia sobą luki w charakterze drugiej - a przynajmniej to, co ona uważa za swoje luki. Podobała mu się ta koncepcja, aczkolwiek wolałby zniwelować swoje ubytki, zamiast je zakorkowywać.
KLujbIH.pngKiedy skończyła nareszcie rozmawiać i odwróciła się do niego, przygryzł wargę, powstrzymując cisnący mu się na usta uśmiech.
KLujbIH.png- Mówiłem ci już, jak uwielbiam, kiedy mówisz po francusku?
KLujbIH.png- Peut-être - odparła, śmiejąc się i patrząc mu w oczy.
KLujbIH.pngPokręcił głową, czując się tak zwyczajnie szczęśliwy. Objął ją ramieniem i ruszył, by odprowadzić ją na następne zajęcia.
KLujbIH.png- Chciałabyś przyjść dzisiaj do mnie? Rodzice wyjechali.
KLujbIH.png- Chcesz znowu przegrać w Mortal Combat? - Zmarszczyła złośliwie nos, na co on uszczypnął ją w bok.
KLujbIH.png- Żartujesz sobie ze mnie? Po trzydziestu sekundach będzie K.O.
KLujbIH.pngIngrid prychnęła, rzucając mu cwane spojrzenie czarnymi oczami.
KLujbIH.png- Zobaczymy.

KLujbIH.pngBył właśnie w gabinecie ojca, szukając w wielkiej gablocie tego wina, którego prawdopodobnie nie powinien ruszać. Nie pamiętał nazwy, więc oglądał każdą (z wieeelu) butelek, próbując znaleźć tę z odpowiednią datą. Wyciągnąwszy którąś już z kolei, skrajną, jakaś teczka, upchnięta za nią, przewróciła się na wino obok. Dostając niemal zawału, rzucił się, by przytrzymać szkło, nim spadło na ziemię, plamiąc cholernie drogi dywan. Ostrożnie, jakby gwałtowny ruch mógł stworzyć kolejną agresywną teczkę, odłożył trzymaną wcześniej butelkę na miejsce i podniósł z ziemi powód jego prawie-śmierci.
KLujbIH.pngWilla Rhodes
KLujbIH.pngLuke patrzył dłuższą chwilę na zapisane markerem, pismem ojca, słowa. W głowie miał pustkę. Otworzył dokument i tak jak się spodziewał, zobaczył dane rodziców Lilian oraz projekt wielkiego domu - willi - w jej rodzinnej miejscowości. Zmarszczył brwi, przeglądając kolejne strony. Wyglądało to na spore przedsięwzięcie i skomplikowane, dokładnie takie, jakie uwielbiał jego ojciec. Dlaczego więc nie wspomniał o  tym słowem? Dlaczego trzymał to w gablocie, schowaną za winem? Usiadł na podłodze i oglądał poszczególne rzuty, przekroje i detale. Nie usłyszał nawet, kiedy do pokoju weszła Ingrid; drgnął z przestrachem, gdy poczuł na ramieniu jej rękę.
KLujbIH.png- Co robisz? Znalazłeś wino?
KLujbIH.png- Nie... Znalazłem projekt, który ojciec robi. Albo robił - odparł cicho, podając jej teczkę. - Dom rodziców Lilian.
KLujbIH.png- O. - Uniosła brwi, zaskoczona. - Nie wiedziałam, że się znają.
KLujbIH.png- Ja też. A powinienem wiedzieć.
KLujbIH.pngUsiadła naprzeciw niego i przechyliła głowę, patrząc na jego zmartwioną minę.
KLujbIH.png- Co próbujesz powiedzieć?
KLujbIH.png- Nie wiem. Mój ojciec nigdy nie krył się z żadnym projektem, jaki wykonywał, Ingrid. - Odetchnął głęboko i skrył jej dłonie w swoich. - Opowiadał mi o każdym jednym. Trzyma je wszystkie w tamtej szafce. - Wskazał kciukiem mebel za sobą. - Nie w kredensie z winami... Wetknięte gdzieś za butelkę...
KLujbIH.png- Może nie chciał ci o nim mówić, bo wiedział, że się z nią przyjaźniłeś?
KLujbIH.png- Może... Ale to nie ma sensu. - Przetarł oczy, nagle zmęczony.
KLujbIH.png- Myślę, że za bardzo się czegoś w tym doszukujesz, wiesz. Zresztą jak wróci, to go po prostu zapytaj.
KLujbIH.png- Nie omieszkam.
KLujbIH.pngDziewczyna uśmiechnęła się i wstała. Przyjrzała się rzędom win.
KLujbIH.png- Łał - mruknęła. - Może lepiej wypijemy jednak ten rum?
KLujbIH.pngChłopak podniósł się i chwycił pierwszą lepszą butelkę z brzegu.
KLujbIH.png- Nie ma opcji. A teraz chodź. Tylko nie płacz, jak przegrasz.
KLujbIH.png- Och, Luke. To słodkie, że nadal masz nadzieję.


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

#17 2017-08-04 21:00:50

Angelue
Administrator
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

Odp: Whisper

Richard F. Oliver
Ghosts in the photograph 
Never lied to me
"I'd be all of that"
"I'd be all of that"
A false memory
Would be everything
My denial
My Elimenant

WF stanowczo nie był ulubionym przedmiotem Richarda, a już na pewno nie wtedy, gdy musiał w trakcie meczu się pilnować, by nikt nie zrobił mu „niechcący” krzywdy w trakcie jakiegoś faulu. Wiedział, że „pakerzy z drużyny” czuli niedosyt po wczorajszym przerwanym przez Imogen oklepie, więc teraz starali się to sobie odbić. Niewiele było w temacie do powiedzenia, więc po prostu starał się trzymać z dala od akcji.
igP7jsl.png- Yyy, Richard?
Chłopak ujrzał przed sobą sportowe buty i owłosione łydki, których właścicielem okazał się być Luke. Lekcja się właśnie skończyła i wszyscy ruszyli do szatni. Ricky z paroma innymi maruderami pod koniec usiedli na trybunach. Uniósł brwi pytająco nadal nie wstając.
igP7jsl.png- Chyba chcą cię znowu sprać – stwierdził O’Brien ruchem głowy wskazując szatnie.  Ricky popatrzył w tamtym kierunku. Drzwi właśnie się zamykały za plecami Adriena, o ile dobrze pamiętał jego imię.
igP7jsl.png- Dzięki za ostrzeżenie – mruknął tylko. Nawet jeśli było to spowodowane chęcią chronienia własnej reputacji, było to miłe ze strony Luke’a. Ruszył w stronę szatni dopiero, gdy O’Brien do niej wszedł.

igP7jsl.png- Serio, gdy laska ma czarne majtki, to ma ochotę na seks?
igP7jsl.png- Co?
igP7jsl.png- No, tak słyszałem. Tamta laska miała czarne majtki i…
igP7jsl.png- A to nie było o czerwonych?
igP7jsl.png- … ja do niej, czy chce…
igP7jsl.png- Stary, co ty, chyba się porno z lat 90 naoglądałeś.
igP7jsl.png- Myślę, że laski serio próbują coś przekazać takimi pierdołami.
igP7jsl.png- A co ja, jasnowidz jestem?
igP7jsl.png- … więc może jest lesbijką?
igP7jsl.png- Ja to nie mam nic przeciwko lesbijkom, ale…
igP7jsl.png- Ja pierdolę, ogarnij się.
igP7jsl.png- A ty co, jesteś nietolerancyjny?
Grupa chłopaków zarechotała przekrzykując się wzajemnie. Zajmowali centrum szatni – jakimś dziwnym trafem ci najpopularniejsi zawsze mieli szafki pośrodku, zyskując w ten sposób pretekst do zawalania jedynego przejścia do drzwi. Oliver przebierał się w milczeniu w kącie, przodem do ściany. W ten sposób stwarzał chociaż pozory zachowania prywatności. Teraz i tak rozważał różnego rodzaju wyjścia z sytuacji. Wyjść z budynku dało się tylko jednymi drzwiami – chyba, że wykorzystałby do tego okno w łazience. Nie sądził, by chłopaki mieli go pobić w szatni – raczej spodziewałby się po nich, że będą czekać na dworze przy wyjściu. W szatniach były kamery przeciwko którym protestowała połowa uczelni, a które i tak zostały ostatecznie zamontowane. Nie, żeby Richard miał teraz coś przeciwko temu. Naciągał właśnie spodnie na tyłek, gdy obok niego usiadł jeden z członków drużyny pływackiej. Nawet nie kojarzył jego imienia, ale znał go z widzenia. Richard zerknął na niego spode łba zapinając pasek. Od wczoraj otrzymał już tyle uwagi, że starczało mu na miesiąc. Pływak przyglądał się „pakerom” z neutralną miną bawiąc się butelką wody. Był jeszcze bez koszulki, co ukazywało jego mięśnie rysujące się pod skórą. Rzucał się w oczy brak włosów na jego torsie i rękach – Richard przypomniał sobie jak przez mgłę artykuł mówiący o zwyczaju golenia się wśród pływaków.  Spróbował sobie wyobrazić zdjęcie oddające jego aurę bez natarczywego przyglądania się. Chłopak w końcu odkręcił butelkę i podniósł ją do ust, by się napić. Przez roztargnienie wylał wodę na siebie.
igP7jsl.png- Cholera – mruknął, sięgając po koszulkę z WF-u, by się wytrzeć.
Oliver zdążył zarejestrować wodę ściekającą mu po jabłku Adama, przez obojczyki, do pępka i niżej, by wsiąknąć w materiał jeansów. Odwrócił pospiesznie wzrok, gdy tamten na niego spojrzał, po czym zaczął ubierać koszulkę. Poczuł reakcję własnego ciała – dokładnie tę, jaką bezskutecznie próbowała wzbudzić w nim poprzedniej nocy Rebeka. Zawiązał pospiesznie bluzę wokół pasa czując, jak pieką go uszy z upokorzenia.
igP7jsl.png- Chcesz też wody? – spytał tamten wycierając podbródek. Chyba nic nie zauważył.
igP7jsl.png- Co? Nie, dzięki.
igP7jsl.png- Daj spokój, widziałem to spojrzenie. Krzyczało: „wody!” – zażartował wyciągając w jego stronę rękę z butelką. Ricky dla świętego spokoju wziął łyka śmiejąc się nerwowo. W szatni ucichło, przez co obejrzał się za siebie z poczuciem winy – na szczęście okazało się, że po prostu wszyscy wyszli, a nie zauważyli coś dziwnego.
igP7jsl.png- Dzięki – mruknął zwracając butelkę.
igP7jsl.png- To co dzisiaj odwalali na meczu było poniżej wszelkiej krytyki.
Richard milczał wyciągając z szafki lustrzankę. Nadal czuł podniecenie, co straszliwie go peszyło. Modlił się w duchu, by tamten nic nie zauważył. Zaczął wymieniać w aparacie kartę pamięci chcąc by tamten już poszedł. Pływak w międzyczasie ubrał się do końca.
igP7jsl.png- Słyszałem o tobie. Ty i twoja lustrzanka. Jesteś Richard F. Oliver?
igP7jsl.png- Ta.
igP7jsl.png- F?
igP7jsl.png- Francis.
Zmienił w końcu kartę, podczas gdy ten nadal z nim stał.
igP7jsl.png- A ty?
igP7jsl.png- Russell Hooper.
Wyszli z szatni do holu; Ricky z pewnym ociąganiem.
igP7jsl.png- Na dworze jest zimno, wiesz.
igP7jsl.png- I tak idę do wc.
Richard starał się na niego nie patrzeć. I tak zauważył, że jedno oko Russell miał chyba jaśniejsze od drugiego.
igP7jsl.png- To na co czekasz? – spytał opierając się o ścianę.
Richard wiedział, że nie ma opcji, by wyjść głównymi drzwiami.
igP7jsl.png- Muszę zajarać – odparł patrząc na niego wyzywająco. To zazwyczaj płoszyło sportowców z powołania, którzy dbali o swoją kondycję.
igP7jsl.png- Wiesz, że nie ma się co przejmować tymi…
igP7jsl.png- Nie idę jarać dlatego.
Do Russella chyba dotarło, że Oliver chce zostać teraz sam.
igP7jsl.png- Aaa, rozumiem. Tworzysz sztukę! Bryan Saunders? Pixel Pusha? Witkacy? – zażartował, a gdy Richard uśmiechnął się nerwowo, dodał w końcu – do zobaczenia potem.
Oliver stał obserwując jak ten wychodzi; przez przeszklone drzwi mignęła mu na chwilę gęba jednego z „pakerów”. Widział jak Russel się odwraca patrząc na drzwi, a potem gdzieś w bok. Już nie wyglądał tak wesoło jak przed chwilą.
Wszedł do damskiej łazienki szacując, że tamtym trochę zajmie wpadnięcie na pomysł, by do niej zajrzeć, jeśli stracą cierpliwość i zaczną go szukać po budynku. Założył słuchawki, by puścić jeden z utworów, które wpływały nań uspokajająco. Podziałało to na niego jak zimny prysznic wyzwalając z resztek podniecenia. Spróbował na spokojnie przemyśleć całą sprawę - co takiego wydarzyło się teraz w szatni, czego nie było w jego pokoju z Rebeką. Czy właśnie to jego ojciec próbował mu wybić – dosłownie – z głowy? Wyczuwał w nim właśnie tę skazę? Czy mu się należało?
Przez muzykę w słuchawkach przedarło się głośne trzaśnięcie dobiegające gdzieś z budynku i rechoty „pakerów”.
igP7jsl.png- Stary, to jest totalnie jak w Lśnieniu – zaśmiał się jeden z nich.
Richard zarzucił plecak na ramię przysposabiając się do skoczenia na parapet. Zanim to zrobił, zauważył na zewnątrz dziwny cień. Zerknął ostrożnie denerwując się w duchu, że nie ma jak stąd wyjść. To co zobaczył przerosło jego oczekiwania.
Była to Imogen w towarzystwie jakiegoś faceta, na którego nawet nie zwrócił uwagi. Szczegóły całego obrazka zobaczył aż za wyraźnie. Dziewczyna klękała w sytuacji, w której na pewno nie chciałaby zostać przez nikogo przyłapana. A Richard na pewno na niej nie chciał przyłapać jej.

[url=https://www.youtube.com/watch?v=luM6oeCM7Yw]What was that for?
Try to be bad[/url]

Uspokajająca muzyka nie działała zbyt dobrze w obliczu coraz bardziej prawdopodobnego obicia. Coś go tknęło. Wycelował bardzo ostrożnie obiektyw lustrzanki w dwójkę znajdującą się za oknem, po czym uwiecznił cały ten niesmaczny dla niego obrazek. Zależało mu na karcie pamięci z powrotem – bynajmniej nie przez Rebekę, ani nie dla Luke’a. Na okno specjalnie się wgramolił robiąc dużo hałasu, i w pierwszej kolejności wystawił na zewnątrz nogi. Gdy już zeskoczył na trawnik, pary gołąbków nie było.

***

Prawie dotarł do kampusu, gdy minęła go idąca w przeciwnym kierunku blondynka. Z pewnością zwróciłby na nią więcej uwagi, gdyby nie był do tego stopnia wstrząśnięty wydarzeniami sprzed chwili. Zmierzyła go wzrokiem jakby miała jakiś cholerny rentgen w oczach. Ricky tylko rzucił jej spojrzenie, by ją speszyć, ale skutek był dokładnie odwrotny.
igP7jsl.png- Nie jest ci zimno bez bluzy?
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nadal ją miał przewiązaną w pasie. Maya – teraz sobie przypomniał - prawdopodobnie zwróciła uwagę na gęsią skórkę, która pojawiła mu się na gołych przedramionach.
igP7jsl.png- Głupio tak się przeziębić na samym początku semestru, wiesz.
igP7jsl.png- Dzięki za troskę – burknął Ricky, przyspieszając kroku. Bluzy nie zdjął z bioder.

***

Po WF-ie miał mieć dłuższą przerwę między zajęciami. Wykorzystał ten czas, by zgrać zdjęcia do zewnętrznego nośnika pamięci przez laptop. Mimo posiadania paru kart pamięci, robił to regularnie, by mieć pewność, że nie straci swoich zdjęć. Siedział przy zasłoniętym oknie tworząc w ten sposób namiastkę klimatu panującego w ciemni.
Właśnie wyłączył osobny folder, który stworzył z myślą o Imogen, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Z zaskoczenia prawie zrzucił z biurka lustrzankę, więc ostrożnie ją poprawił na blacie.
Okazało się, że to Lucy z zamiarem zwrócenia mu kubka. Uśmiechnął się blado z miłym zaskoczeniem zauważając, że kubek jest umyty.
igP7jsl.png- Masz chwilę? – spytała dziewczyna wprost zaglądając mu przez ramię do ciemnego pokoju.
igP7jsl.png- To chyba niedobry pomysł – zauważył, ale Lucy już się przecisnęła między nim, a framugą drzwi.
igP7jsl.png- Ale tu ciemno.
igP7jsl.png- Yyy, no tak… - mruknął Oliver, odsłaniając pospiesznie okna. Na chwilę go to oślepiło. Lucy usiadła na krawędzi jego łóżka rozglądając się wokół. Nie było tu za wiele osobistych rzeczy, za wyjątkiem maleńkiego zdjęcia jego matki wetkniętego w róg tablicy korkowej, na której wisiały różne ulotki i notatki z wykładów. Ricky usiadł naprzeciw dziewczyny bawiąc się nerwowo w dłoniach kubkiem.
igP7jsl.png- Wydawało mi się, że rano byłeś nerwowy, ale teraz jest chyba jeszcze gorzej…? – zagadnęła go Lucy. Światło padające z okna oświetlało jej tylko jedną twarzy wywołując wrażenie, że jedno oko ma znacznie jaśniejsze niż drugie. Skojarzyło mu się to z Russellem. Znów go tknęło poczucie winy, gdy tak się w nią wpatrywał. Dopiero po chwili ogarnął, że oczekuje się od niego odpowiedzi.
igP7jsl.png- Co? Nie, jest w porządku.
Lucy uniosła tylko brew z niedowierzaniem.
igP7jsl.png- Po prostu mam mały kłopot z kolegami Rebeki. To nic, zdarza się – wyjaśnił usilnie beztroskim tonem głosu. Najlepszym sposobem na odwrócenie uwagi od prawdziwych problemów było wskazanie innych.
igP7jsl.png- Rich, dobrze widzę, że nie chodzi o to.
igP7jsl.png- Co, masz zadanie domowe z psychologii?
Lucy się żachnęła.
igP7jsl.png- A może chodzi ci o to, że nie czujesz uznania? Na pewno chciałeś po prostu zrobić fajne zdjęcia Rebeki. Mylę się?
Richard spojrzał na Lucy badawczo. To było dla niego niesamowicie dziwne, że przez jedno wydarzenie tak bardzo stracił anonimowość.
igP7jsl.png- Ja… Myślę, że po części o to chodzi – potwierdził powoli. Z rana może jeszcze faktycznie się tym przejmował.
igP7jsl.png- Nie myślałeś, by gdzieś udostępniać swoje zdjęcia? Nawet Thomas pokazuje swoje rysunki i ludzie rozumieją nawet jego dziwactwa - spytała Lucy siadając na łóżku wygodniej. Ricky uniósł brwi słysząc taką bezpośredniość z jej strony. Nie, żeby specjalnie mu to przeszkadzało.
igP7jsl.png- No dalej, pokażesz mi coś?
igP7jsl.png- Jasne - zgodził się chłopak, po czym przysunął się do laptopa. Dziewczyna również usiadła bliżej opierając łokcie na blacie biurka i podpierając dłońmi podbródek. Nikomu nie pokazywał większości swoich zdjęć - zazwyczaj fotografowani chcieli obejrzeć tylko zdjęcia ze swoim udziałem. Zanim Oliver włączył folder z obrobionymi zdjęciami, w rogu ekranu wyskoczyła mu informacja o zaproszeniu do znajomych przez nikogo innego jak Russella Hooper. Wyłączył bez słowa powiadomienie w komputerze, po czym włączył pierwsze zdjęcie. Przedstawiało jelenia z połamanym porożem wpatrującego się bezpośrednio w obiektyw. Było to jedno z niewielu zdjęć, na których udało mu się uchwycić grubszą zwierzynę.
igP7jsl.png- Udało ci się sfotografować jelenia? - zdziwiła się Lucy przejmując od niego zdecydowanie myszkę od laptopa.
igP7jsl.png- Miałem szczęście. Potem od razu zwiał - odparł Ricky skromnie, zerkając ukradkiem na facebooka w telefonie. Przyjął zaproszenie, po czym wygasił ekran skupiając się z powrotem na dziewczynie.
igP7jsl.png- Pokazywałeś to komuś?
igP7jsl.png- Mhm. Na zajęciach z fotografii.
Lucy odwróciła wzrok od ekranu, by rzucić mu pełne niedowierzania spojrzenie.
igP7jsl.png- Jezu, tylko to, serio? - zdziwiła się. Ricky wzruszył ramionami.
igP7jsl.png- Nie robię zdjęć dla rozgłosu.
Telefon mu zawibrował, po czym włączył się wyświetlacz. Krótka wiadomość od Hoopera.
igP7jsl.png"Żyjesz?"
Lucy rzuciła okiem na ekran. Prawdopodobnie przeczytała wiadomość, gdyż zamilkła czekając aż Richard odpisze. Ten jednak zignorował wiadomość mając zamiar poświęcić temu czas później.
igP7jsl.png- No, wczoraj ci to nie wyszło.
Oliver jęknął.
igP7jsl.png- Czy ty się mścisz za wczorajszą cenę trawki na imprezie?
igP7jsl.png- O tym pogadamy później - Lucy błysnęła zębami w uśmiechu.
igP7jsl.png- Nie ma szans. Będzie drożej, bo przeprowadzają kontrole. Czy ty zdajesz sobie sprawę jak problematyczne jest przeszmuglowanie tego na teren kampusu? - zaczął jej wyliczać wszystkie powody dla których cena musi być wyższa.
igP7jsl.png- Nuuudyyy - stwierdziła Lucy z żartobliwą dezaprobatą wstając od biurka.
igP7jsl.png- Przyszłaś tu tylko po to? Koniec zdjęć? Już sobie idziesz? - Richie podjął swoją rolę ledwo kryjąc uśmiech rozbawienia.
Lucy wzruszyła ramionami nonszalancko.
igP7jsl.png- Trudno - stwierdził chłopak z tą samą nonszalancją przełączając zdjęcie. Pamięć go nie zawiodła, następny kadr prezentował jednego z uczelnianych sportowców zamachującego się do rzutu tyczką. Dzięki krótkiemu czasowi naświetlania udało mu się uchwycić ostre ujęcie w ruchu. Ścięgna i żyły na szyi i ramionach prawie wyłaziły mu spod skóry z wysiłku.
igP7jsl.png- Och, daj mi to - skwitowała krótko Lucy zabierając mu myszkę i wracając do przeglądania zdjęć.


Dziwne, u mnie działa.

Offline

#18 2017-08-04 21:08:58

Dolores
Kucyponek Jednorogi
Windows 7Chrome 59.0.3071.115

Odp: Whisper

2Xtqnr1.png
pictures of you

Pomarańczowa piłka odbijała się miarowo od parkietu, przy każdym zetknięciu z drewnianym podłożem wydając irytujący, piszczący dźwięk. Gdyby nie miała dostatecznie dobrego powodu, nie przyszłaby tu w taki dzień i nawet widok pięknie wyrzeźbionych męskich ciał, z kroplami potu spływającymi po umięśnionych ramionach nie przekonałby jej do tego. Oj, Lucy uwielbiała piękne rzeczy (oraz osoby), ale w tym momencie od zapachu potu unoszącego się w powietrzu robiło jej się niedobrze, a dźwięki gry sprawiały, że bolała ją głowa. Jednak dzielnie trzymała w rękach kubek z wymownym napisem Not my circus, not my monkeys. Wpatrywała w tłumie jego właściciela, a przy okazji nieco umiliła sobie to nieszczęsne popołudnie.
Z pewną dozą ulgi przywitała gwizdek wuefisty kończący zajęcia chłopaków i szczęśliwa zeszła z trybun. Jak się wówczas przekonała, nie była jedyną dziewczyną obecną na tym meczu. Flegmatycznym ruchem pomachała Ingrid stojącej przed halą i wypatrującej kogoś.
- Ładna koszula! - powiedziała tamta, puszczając oczko.
Dopiero wtedy Lu przesunęła wzrok z twarzy dziewczyny nieco niżej. Faktycznie, miały takie same koszule w paski! Uniosła lekko kąciki ust i podeszła nieco bliżej.
- Wyprzedaże w Zarze? - zaśmiała się, przeczesując palcami swoje krótkie włosy. - Czekasz na kogoś?
Ingrid kiwnęła głową potakująco.
- Ty chyba też? - Posłała wymowne spojrzenie w kierunku kubka.
Chang wzruszyła ramionami, spoglądając gdzieś w bok. Ingrid zaczęła mówić o niczym, a Azjatka udawała, że ją to cokolwiek obchodzi. Nie powinna była podchodzić, nie była w nastroju na towarzyskie pogawędki. Chciała tylko oddać kubek i...
- Och, już jest! - blondynka złapała ją za ramię. - Do zobaczenia!
I już wpadła w ramiona jednego ze sportowców. Wyglądał jakoś znajomo, ale to nie było nic dziwnego, przecież wszyscy chłopcy z drużyny wyglądali niemal tak samo. Dlatego nie rozwodziła się nad tożsamością chłopaczka zbyt długo i rozpoczęła proces intensywnego wypatrywania Ricky'ego wśród reszty wychodzących studentów. Ale nigdzie go nie było.
Czyżby już wyszedł, kiedy rozmawiała z Ingrid? Najwidoczniej.
Lucy wiedziała, że nie powinna była opuszczać akademików, dlatego też tam właśnie się postanowiła udać. Wychodząc z hali minęła grupkę pakerów, którzy śmiali się głośno i wyglądali jakby szykowali się do spuszczenia komuś ostrego wpierdolu.
Biedny ktoś, pomyślała Chang.

***

Kolorowe slajdy przelatywały przed oczami Lucy, przy każdym z nich zatrzymywała się na około minutę, okiem znawcy oceniała kompozycję, kadr i intensywność kolorów. Zdjęcia Ricky'ego były dobre, naprawdę dobre. Zdziwiła się, gdy chłopak powiedział, że nigdy ich nikomu nie pokazywał. To zdziwienie trwało w niej aż do końca pokazu. Wtedy to odwróciła się, oparła pupą o krawędź biurka i wbiła stalowe spojrzenie w Olivera.
- Masz coś jeszcze?
Chłopak jakby speszył się, nie wiedział co ma odpowiedzieć... Jasne, że miał! Nie był przecież laikiem, widziała to po jego pracach. Pokazał jej te - jego zdaniem - najlepsze, wybrane. Ale nie zawsze to co artyście wydało się godne pokazania, faktycznie było najbardziej wartościowe.
- Niby mam, ale...
Wibracje w telefonie oznajmiły przyjście kolejnej wiadomości. Korzystając z momentu, że Richard posłał długie spojrzenie w kierunku urządzenia, Lucy odwróciła się z powrotem do ekranu komputera i zamknęła ten folder, zabierając się za poszukiwania kolejnych, skrywających być może jeszcze ciekawsze dzieła.
- Odpisz mu - mruknęła nadal wpatrzona w monitor. - Jeszcze się chłopak zniecierpliwi.
- Chyba spasuję...
Nie wnikała. Skoro nie chciał odpisywać temu gościowi, to musiał mieć jakiś powód, a Lu przecież nie była wścibska... Przynajmniej nie aż tak. Zamiast zajmować się życiem towarzyskim Ricky'ego, wolała wrócić do jego dorobku artystycznego.
- Masz konto na VK? - spytała, dalej przeglądając zdjęcia.
- Na czym?
Lu westchnęła. Machnęła ręką, drugą w tym czasie przełączając zdjęcie.
- To może na Deviantarcie, Tumblrze albo Flickr? - spojrzała na kolegę z lekkim niedowierzaniem. - Chociaż na Instagramie?
Gdy ten przecząco pokręcił głową, Chang zwiesiła swoją. W końcu jednak oderwała się od biurka, wyprostowała i klasnęła w dłonie. Patrzyła na Ricky'ego spojrzeniem mówiącym, że zaraz stanie się coś złego, a on odpowiadał jej spojrzeniem pełnym niepewności.
- No, to ci zaraz założymy!
Już miała otworzyć przeglądarkę i wystukać adres strony, gdy jej uwagę przyciągnęła jedna z miniaturek zdjęć. Zaciekawiona najechała na nią kursorem i kliknęła, by otworzyć zdjęcie. To, co zobaczyła sprawiło, że odskoczyła od biurka jakby nagle rozgrzało się do stu stopni Celsjusza. Na ekranie pojawiła się bowiem sylwetka znanej wszystkim Imogen, ze wszystkimi jej okrągłościami, zadowalającej oralnie faceta, który z pewnością nie był JEJ facetem. Ashton co prawda sprawiała wrażenie kobiety rozwiązłej ale Lu nie myślała, że naprawdę sypia z innymi na boku. Sądziła, że to jedynie plotki, jakich w placówkach oświatowych krążyło wiele.
- To dlatego...? - wskazała na zasinienie pod okiem Ricky'ego.
Ten pokręcił głową.
- Nie, nie. To zdjęcie zrobiłem dziś po wf-ie.
Nagle Chang połączyła wszystkie fakty jakie znała w logiczną całość. Nie spotkała Olivera w hali dlatego, że ten z ukrycia obserwował Imogen obściskującą się z jakimś obcym gościem! Tylko skąd na twarzy Richarda były te rany powojenne? I na kogo czatowali chłopaki z drużyny?
- Ty! - wskazała oskarżycielsko palcem na jedynego (prócz niej samej) osobnika znajdującego się w pomieszczeniu. - Musisz mi tu wyjaśnić kilka rzeczy...
I zaczęła zadawać pytania, czując się niemal jak Herkules Poirot - jej ulubiony detektyw z czasów liceum.


Ja pierdolę, ale ameby.

Offline

#19 2017-08-04 22:42:05

Faworek
Pochwalony Faworek Depeszek
Windows 7Chrome 58.0.3029.110

Odp: Whisper

M A Y A    R H O D E S




- Maya, masz jakieś marzenia?
Lilian zadała to pytanie dnia, którego May widziała ją ostatni raz. Mogło się wydawać, że od tego czasu wcale nie upłynęło parę tygodni lecz zaledwie część jednego z nich, choć natura dosadnie pokazywała porywcze tempo z jakim zmieniała się data. Dziedziniec został przykryty dywanem opadłych liści, a w oknach uniwersytetu zamiast oślepiających promieni słońca widać było wyłącznie odbicie szarych warstw chmur grożących rychłą mżawką. Teren uczelni wyglądał teraz ozięble i bezpańsko, a May zachodziła w myśl, czy sprawa to jesieni czy nieobecności Lilian.
- Takie, których nie da się spełnić.
Leżała wtedy na kocu z rękami pod głową, merdając stopami - tu, gdzie May krążyła teraz, czekając na Joan przed gmachem uczelni tak, jak umówiły się rano przez wiadomości - i korzystała z ostatnich ciepłych dni tego roku. May siedziała obok, odwrócona plecami w stronę siostry.
- Nie. Wyrosłam z nadziei, że przyleci po mnie jednorożec, żeby zabrać mnie do krainy tęczy - Odpowiedziała jej, zaglądając przez ramię. Wiatr w tym samym czasie zerwał się lekko, by zmieść pierwsze rude liście buków przez środek trawnika, wplątując się jednocześnie we włosy dziewczyn.
- Wystarczyłoby zmienić dilera - Skwitowała, uśmiechając się do błękitu nieba nad nimi - Ale nie to miałam na myśli. Chodziło mi o marzenia realne, ale zależne od wielu niewiadomych, przypadków czy zrządzeń losu.
- Nie rozumiem - Skłamała, chcąc by Lilian powiedziała więcej.
- Na przykład ja chciałabym, żeby zepsuły się twoje relacje z Joan, ale nie zależy to niestety ode mnie w żadnym stopniu - Rzekła Lilian łagodnie tonem, w którym nie można było wykryć nic więcej prócz zwykłego zadowolenia. May patrzyła na siostrę bez słowa dłuższą chwilę, dopóki ta nie zwróciła na nią oczu.
- Nawet gdyby któraś z nas była przez to nieszczęśliwa?
- Nie możesz być przez to nieszczęśliwa, Maya. Nieszczęście wkracza tam, gdzie kończy się szczęście. Ale w tobie nie ma szczęścia. Jest tylko ciekawość.
May nie odbiła zarzutów. Nie miała prawa zaprzeczać słowom siostry. Zamiast tego zamyśliła się na moment i odpowiedziała na pierwsze pytanie, mrużąc oczy:
- Chciałabym odszukać twojego biologicznego ojca.
Skrzypnięcie wejściowych drzwi przywołało May do rzeczywistości. Dziewczyna zwróciła wzrok w ich kierunku w momencie, gdy Joan pojawiła się na schodach, zmierzając nieśpiesznie w jej stronę. Większość twarzy skrywała pod burzą czarnych loków rozrzuconych na warstwy szerokiego grubego szala, co nie pomagało Joan ukryć przed światem oczu, które były jej atutem, jej urokiem, fasetowanym lustrem dla drapieżnego charakteru. Te dwa wielkie grafitowe szafiry w kształcie migdałów błyszczące pod bujnymi brwiami skradły zainteresowanie May w chwili pierwszego spotkania dziewczyn. Rzucały młodej Rhodes wyzwanie, a ona niczym zahipnotyzowana z dziwną potulnością sprawdzała czy mu podoła.
- Maya...
Skutecznie prowokowały, by z wejść w spór, w którym May z przyjemnością będzie stać na przegranej pozycji.
- Przepraszasz za wczoraj. Nie byłaś sobą. Nie chciałaś, żeby tak to wyglądało. Nie powinnaś była tyle pić. Przesadziłaś i teraz żałujesz. Zwykle to ci się nie zdarza. Tak, możemy o tym zapomnieć. Nie, nic się nie stało. Wszyscy jesteśmy ludźmi i popełniamy błędy. Nie jesteś pierwszą ani ostatnią osobą, która nadużyła alkoholu i jeżeli to wszystko, co miałyśmy sobie do powiedzenia, możemy skończyć tę rozmowę i się pożegnać.
Przeszkadzały. Poróżniały. Atakowały. Obiecywały, że będą przyczyną problemów.
- Nie miałam zamiaru użyć żadnego z tych słów. Bardzo rzadko przyznaję się do błędu albo poczucia winy. Chciałam zapytać, czy już jadłaś, bo zabieram cię na obiad, a po tej bezsensownej szopce nie masz prawa mi odmówić. Jeżeli to rozumiesz jako rozmowę to czas najwyższy nauczyć cię właściwej definicji tego słowa. Natychmiast.
A May ciągnęło do problemów.

***

May spędziła z Joan nie więcej niż półtora miesiąca, nie licząc wiadomości, które wymieniały na Facebooku w okresie wakacji po skończonej wycieczce. Ich sposoby bycia pozwolił im zawiązać znajomość sprawnie i szybko bez krępujących zahamowań, które zazwyczaj temu towarzyszą. Jednak swoboda i zrozumienie nie mogły zlikwidować reali - May nie znała Joan wystarczająco, by wiedzieć czego może być pewna, a co może przewidywać.
W tej sytuacji była więc przygotowana przede wszystkim na próby manipulacji, na prośby, zachęty i emocjonalne pieprzenie o szczęściu i uczuciach, jakie może przynieść im obu ta relacja, a mówiąc dojrzałym językiem: May spodziewała się przedyskutowania problemu i prób znalezienia kompromisu. Jednak zamiast tego Joan starała się rozmawiać z nią tak, jakby May nigdy nie powiedziała, że ich znajomość jest skończona; tak, jak rozmawiała z nią podczas tych ciepłych nocy na plaży, kiedy wdychały dym z lufki, popijając rum z colą. Rhodes zastanawiała się, gdzie tkwi w tych zabiegach haczyk i w którym momencie wyjdzie na jaw prawdziwy powód ich spotkania. Joan jednak nie próbowała przemycić w rozmowie żadnych sugestii, dwuznaczności ani chowanego żalu. Była otwarta, śmiała i bezwstydna w swój pociągający sposób. Jej zachowanie było naturalne, a przy tym przyjemne w odbiorze niczym pokusa, której May dawno było dane się poddać. Odkąd zniknęła Lilian, młodsza Rhodes nie miała wokół siebie nikogo, przy kim jej potrzeba towarzystwa mogła zostać zaspokojona. Brzmiało to śmiesznie, kiedy obracała się w tłumie studentów, czyli ludzi pozornie podobnych, w którym znalazłaby się niejedna odpowiadająca jej ambicjom osoba, lecz May była wybredna względem doboru znajomych, których mogłaby nazwać bliskimi i wymagająca w kryteriach określania ludzi przyjaciółmi. Gdy z ograniczonego grona ludzi zasługujących na nadanie im znaczących mian zniknął najważniejszy z członków, May miała rosnący problem z samotnością, więc odnowienie kontaktów z Joan było kuszącą wizją na najbliższy czas.
- Matka zabiłaby mnie, gdyby dowiedziała się, że wydaję pieniądze na hinduskie żarcie - Powiedziała Joan, sięgając po kawałek naan.
- Nie lubi hindusów? - Spytała May pomiędzy kęsami.
- Nie lubi rozrzutności. Za pieniądze, którymi właśnie się raczymy - pomachała kawałkiem placka - mogłabym wyżyć przez następny tydzień, gotując sama. Jej zdaniem rozpieszczanie i dogadzanie sobie w podobny sposób to brak szacunku dla ciężko pracujących osób, brak umiejętności oszczędzania, rozpusta i grzech.
- To wszystko brzmi jak coś złego.
- Prawda, ale czy ma szansę brzmieć inaczej?
- Dla mnie nic nie jest złe, jeśli jest przyjemne.
- Więc brak szacunku dla ciężko pracujących osób może być według ciebie przyjemne - Stwierdziła
May wzruszyła ramionami, lekko unosząc jeden z kącików ust.
- Nie słyszałam, żeby właściciele niewolników narzekali.
Joan zachichotała bezgłośnie pod nosem, a potem odłożyła sztućce na talerz. Rozsiadła się wygodnie na krześle, zakładając nogę na nogę. Jej oczy zwrócone były w stronę May, prowokując ją do odwzajemnienia spojrzenia.
- Przez ciebie nabieram ochoty przekonać się jak smakuje podobna przyjemność.
- Co ci stoi na przeszkodzie?
- Nie mam mentora, który pokazałby mi specjały tej kuchni.
- Przykro mi. Nie mam namiarów na żadnego.
- Spokojnie. Znam jednego. Wiem, że pomógłby mi poznać prawdziwe ambrozje, gdyby tylko chciał.
May otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale zawahała się po nabraniu powietrza. Joan wykorzystała moment:
- Czego się boisz, Maya? Niczego nie oczekuję.
- To źle. Szanujący się ludzie mają oczekiwania.
- Oczekuję, że nie będziesz uciekać przed znajomością ze mną - Poprawiła się.
- Tylko?
- Tylko, Mayu. Czego więcej potrzeba do zabawy prócz szczypty odwagi?
- A więc zabawa?
- Zabawa. Czysta przyjemność.
- Bez obietnic?
- Ani zobowiązań - Potwierdziła.
May splotła palce, kładąc łokcie na oparciu krzesła.
- I uważasz, że jesteś w stanie przełknąć wszystkie z dań, które ci zaserwuję?
Joan rozchyliła wargi, by po chwili uśmiechnąć się szeroko.
- A podsuniesz mi też te najostrzejsze?
- Owszem, ale jako drugie danie. Najpierw czeka cię przystawka.
May sięgnęła do torby. Poszperała w niej trochę. Wyciągnęła portfel, a z portfela mały, niepozorny przedmiot. Położyła go na stole pomiędzy nimi.
- Najpierw musimy wywołać kilka zdjęć.
- Mój kuzyn dorabiał w laboratorium fotograficznym.
- Dzwoń do niego.
- Teraz?
- Im szybciej, tym lepiej.


Nie ucz Fawora wafle robić.

Offline

#20 2017-08-04 22:49:41

Arbalester
Szeryf Depeszy
Windows 7Chrome 60.0.3112.90

Odp: Whisper

TaNFXNm.png
But she said, where d'you wanna go?
I'm not looking for somebody
With some superhuman gifts
Just something I can turn to
Somebody I can kiss

KLujbIH.png- Dzień dobry - szepnął jej na ucho, wybudzając ze snu. Gdy już otworzyła oczy, położył przed nią drewnianą tackę, na której czekała na nią owsianka na mleku migdałowym z nasionami chia (za którymi wiedział, iż przepadała) oraz granatem, a także dzbanek białej herbaty i miód. Na widok tego uśmiechnęła się szeroko, zaraz kryjąc twarz w poduszce.
KLujbIH.png- Ale wtopa... - doszedł go jej stłumiony głos.
KLujbIH.png- Dlaczego?
KLujbIH.pngUniosła się na łokciu i spojrzała na budzik na szafce nocnej. Wskazywał szóstą rano. Padła z powrotem na łóżko, zrezygnowana.
KLujbIH.png- Miałam nastawiony budzik na szóstą trzydzieści. Zrobiłeś mi śniadanie z okazji swoich urodzin?
KLujbIH.png- Tak...? - Uśmiechnął się, a potem kiwnął na nią głową. - Wstawaj, bo wystygnie.
KLujbIH.pngSięgnęła za łóżko, wyplątała się z kołdry i omijając tackę, nachyliła się do niego z zapakowanym prezentem i przytuliła, a potem ucałowała i wręczyła podarunek.
KLujbIH.png- Życzenia są w środku - wyjaśniła i wzięła się za wyjadanie pysznego śniadania.
KLujbIH.pngRozchylił torebkę i wyjął najpierw czapkę bejsbolówkę z logo jego ulubionego zespołu. Założył ją od razu na nieuczesaną głowę, a potem wyciągnął książkę. Kucharską, z przepisami. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, aż w końcu Ingrid zapytała zaniepokojona:
KLujbIH.png- Nie podoba ci się? Mogę zawsze wymienić na coś innego. Pamiętam po prostu parę razy mówiłeś...
KLujbIH.png- Nie, cieszę się. - Wyszczerzył zęby. - Naprawdę.
KLujbIH.pngBlondynka uniosła kąciki ust.
KLujbIH.png- W takim razie ja też.

KLujbIH.png- Wiesz, zaproszę też mojego kuzyna dzisiaj.
KLujbIH.png- Reggiego? On nie mieszka gdzieś daleko?
KLujbIH.png- Mieszka - potwierdził, zerkając we wsteczne lusterko. - Ale ma tu niby coś do załatwienia. Widziałem na fejsie. Pewnie przyjechał wujka odwiedzić.
KLujbIH.png- Mówiłeś, że są pokłóceni. - Ingrid była już całkiem skołowana.
KLujbIH.png- Ale to wciąż jego ojciec. - Wzruszył ramionami. - Nie znam sam szczegółów. Mam nadzieję, że wpadną z Tamarą. Dawno ich nie widziałem. Kiedyś spędzaliśmy dużo czasu razem.
KLujbIH.pngStarał się brzmieć normalnie, ale i tak w jego ton wkradła się nuta smutku i żalu. Nikt w rodzinie nie chciał mu wytłumaczyć, co poróżniło Reggiego z Geraldem, a z kolei tamten stawał się natychmiast drażliwy, gdy próbował poruszyć z nim ten temat. Nie mówiąc już o jego narzeczonej - teraz już żonie.  Ona ucinała dyskusję od razu.

KLujbIH.pngNie zamierzał robić wielkiej imprezy - nie miał ochoty potem spędzić godzin na sprzątaniu, a wcześniej godzin na krzątaniu się po własnym domu i pilnowaniu, by nic nie ucierpiało. Ani nikt, choć o ten aspekt mniej się martwił. Po ostatnich wydarzeniach wykreślił także z listy niemal wszystkich chłopaków z drużyny, poza dwoma. Napisał do Russella, Imo (z zastrzeżeniem "bez osób towarzyszących" - wątpił, by wzięła ze sobą swojego chłopaka, a innych typów nie zamierzał tolerować; zamierzał kiedyś z nią o tym pogadać, bo nie miała nawet chyba pojęcia, że on wiedział, ale zawsze coś stało na przeszkodzie. Zwłaszcza, iż nie był w pozycji, by prawić innym kazania), Mayi (w razie, gdyby chciała się rozerwać, ale z prośbą, by nic nie kombinowała). Ingrid uprzedził, że może wziąć jakąś swoją koleżankę, a ona bąknęła coś o jakiejś Lucy. Każdego uprzedzał, iż nie oczekiwał żadnych prezentów i że impreza będzie luźna, także nie muszą się nie wiadomo jak odstrzelić.
KLujbIH.pngMusiał zdobyć jakiś kontakt do jednego z profesorów, więc popołudniu skierował się do dziekanatu. Tam zapytano go, czy mógłby oddać Richardowi legitymację, którą zostawił. Stwierdził, że i tak miał go zaprosić i poprosić o robienie zdjęć, więc zgodził się. Jak każdy normalny człowiek w takiej sytuacji spojrzał na jego zdjęcie, by sprawdzić, jak bardzo źle wyszedł. O dziwo wyglądał normalnie. Za to jego uwagę przykuła data urodzin. Uśmiechnął się, rozbawiony. Gdy tylko wypatrzył go na korytarzu, podszedł i wręczył mu identyfikator. Ucieszył się, że po zapewnieniu, iż brygady drużynowej nie będzie, przyjął zaproszenie.
KLujbIH.pngFinalnie zebrał dość dziwną grupę znajomych, ale całkowicie to mu odpowiadało. Zresztą za każdym razem lądował w innym towarzystwie, dawno przywykł do tego.

KLujbIH.pngUdało mu się wyrwać wcześniej, by posprzątać dom. Kiedy przyszła Ingrid, zabrała się najpierw za zapalanie zapachowych i zwykłych świeczek w każdym możliwym pokoju - zboczenie jego matki, które najwyraźniej miało więcej kobiet. Potem wyłożyła na zdobny talerz przekąski (nie kryjąc zachwytu nad ich kolorami), podczas gdy on kończył danie do szybkiego podgrzania na później. Razem wzięli za się przenoszenie talerzy, ciasta, szklanek i kolorowych słomek, które dziewczyna oczywiście musiała ze sobą zabrać. Wszystko to ustawili na ławie przy wielkiej kanapie w kształcie "U" w salonie, a to, co się nie pomieściło, rozstawili na stole w pobliżu. Luke wrócił do kuchni, by podsmażyć kurczaka do sałatki, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi.
KLujbIH.png- Ingrid, otworzysz?
KLujbIH.png- Idę!
KLujbIH.pngPo chwili do pokoju wróciła z Ricky'm i od razu wyszła, by włączyć muzykę w salonie. Richard wysunął w jego stronę kopertę. Luke uniósł brwi, zajrzał do środka. Wyjął z wnętrza zdjęcie.
KLujbIH.png- Wszystkiego najlepszego.
KLujbIH.pngWpatrywał się w dwie postacie, które stały otoczone ramionami. Widział swoje zmarszczone czoło, mocny kolor siniaków z imprezy, dłonie kurczowo zaciśnięte na kurtce Pete'a. Odetchnął głęboko, natychmiast czując napływ smutku i tęsknoty. Schował zdjęcie do kieszeni spodni, chcąc się jak najszybciej otrząsnąć. Gdyby nie to, że zaczynała się jego impreza urodzinowa, prawdopodobnie źle by skończył.
KLujbIH.png- Dzięki - powiedział, lekko zakłopotany. - To bardzo dobre zdjęcie.
KLujbIH.pngBrunet wzruszył ramionami.
KLujbIH.png- To kwestia odpowiedniego momentu. - Przeniósł nagle wzrok na patelnię i dodał prędko: - Chyba ci się przypala.
KLujbIH.pngO'Brien syknął i zamieszał szybko mięso. Gdy już zapanował nad sytuacją, odezwał się:
KLujbIH.png- Tak swoją drogą... Przepraszam cię za chłopaków. Nie mają w zwyczaju za wiele myśleć.
KLujbIH.png- W środku jest jeszcze jedno.
KLujbIH.png- Hm? - Odwrócił się do niego, zdziwiony.
KLujbIH.png- Zdjęcie w kopercie.
KLujbIH.png- Och. Przepraszam.
KLujbIH.pngZestawił mięso z palnika i zajrzał jeszcze raz do koperty. Widząc drugie zdjęcie, poczuł emocjonalne uderzenie jak młotem w głowę. Pewnie dlatego, że w poprzednim uczestniczył i przeżywał to samo, co wtedy. Teraz zaś zalała go fala świeżych uczuć, gdy patrzył na jego spokojną, delikatnie uśmiechniętą, pięknie piegowatą twarz, przymrużone w padającym świetle oczy, tak łagodne, jak pamiętał; ten wyraz troski i zaniepokojenia, którego wtedy nie dostrzegł, sprawił, że zapragnął natychmiast go zobaczyć. Porozmawiać. Wyjaśnić, naprawić, nieważne jakim kosztem.
KLujbIH.png- Kurwa... - szepnął, kryjąc twarz w dłoniach, a tyłkiem opierając się o blat.
KLujbIH.png- Coś nie tak?
KLujbIH.pngParsknął.
KLujbIH.png- Nie - zaprzeczył cicho, powoli rozluźniając mięśnie i pozwalając swoim rysom złagodnieć. Dopiero wtedy zabrał dłonie. - To nic takiego. Zupełnie nic...
KLujbIH.pngPewnych rzeczy nie dało się zapomnieć, zarówno wydarzeń, jak i drobnych spraw; gestów - pocieszenia, jak i tych, które miały wyrazić wyższe uczucia, ukradkowych, porozumiewawczych spojrzeń, układu zmarszczek podczas uśmiechu, koloru włosów w letnim słońcu, dowcipów, niezrozumiałych dla kogokolwiek innego. Wydawało mu się, że mu przeszło, że będąc z Ingrid... Ale to za mało. Może już zawsze będzie się tak czuł. Nikt nigdy nie skradł mu tak samo duszy, jak i serca i czuł się przez to wręcz oszukany. Chciał je z powrotem, bo przestał istnieć jako całość. Stawał się nią tylko w tych momentach, gdy mógł go zobaczyć - ale jak się tym cieszyć, skoro wiedział, iż zaraz odejdzie?
KLujbIH.png- Myślałem, że to ładna pamiątka... - odezwał się Ricky, chyba lekko skołowany jego reakcją.
KLujbIH.pngNim Luke zdążył odpowiedzieć, do kuchni weszła rozpromieniona Ingrid, więc szybko schował zdjęcie do tej samej kieszeni co poprzednie i wydusił z siebie uśmiech.
KLujbIH.pngJak to możliwe kochać kogoś, jednocześnie wciąż mając część siebie tak daleko?


2tlGTsD
"We are writers, my love. We don't cry.
We bleed on paper.”

Offline

Użytkowników czytających ten temat: 0, gości: 1
[Bot] ClaudeBot

Stopka

Forum oparte na FluxBB

Darmowe Forum
graczetoxica - deathcraft - zlomiarze - farming-simulator22 - samc